Artykuły

Poznań. Odeszła Pani Krystyna

Ta wiadomość obiegła miasto po zmierzchu - odeszła aktorka, bez której trudno sobie wyobrazić poznański teatr. Odszedł dobry, serdeczny człowiek. Poruszeni poznaniacy spontanicznie gromadzili się cały wieczór pod Teatrem Nowym, by wyrazić żal i żałobę.

"Wiadomo było, że jak jakaś wściekła dewotka, wścibska sąsiadka, straszna nauczycielka jest potrzebna, to pod ręką jest Krystyna Feldman. Teraz troszkę się zmieniło, bo zeszło mi na zwariowane staruszki albo jakieś dobre ciocie, babcie..." - tak komentowała swą własną karierę przed kilku laty, w rozmowie z Tadeuszem Żukowskim, z której powstała książka "Krystyna Feldman albo Festiwal Tysiąca i Jednego Epizodu".

Komentarz był taki, jaką była cała ona poza sceną i poza kadrem: zawiera dystans wobec siebie samej, podszyty humorem, ale i niewolny od przekonania, że zawód, który obrała na całe życie, wymaga pokory i poświęcenia, za cenę ulotnych chwil spełnienia. Choć wierna publiczność dużo wcześniej nie szczędziła Jej dowodów uznania, to i ta niewdzięczna profesja w końcu odpłaciła się Jej za wierność. W wieku 84 lat wystąpiła przed kamerą po raz pierwszy w roli głównej - Nikifora Krynickiego. Na Krystynę Feldman spadł deszcz nagród. Rola była męska, domykając w ten sposób zadziwiający krąg: w swym scenicznym debiucie, w 1937 r., we Lwowie, zagrała chłopca w bajce "Kwiat paproci". Ostatnią rolą filmową w życiu Pani Krysi był występ w "Rysiu". Premiera tej komedii - luźno nawiązującej do legendarnego "Misia" - odbędzie się dopiero w lutym.

- Pani Krystyna bywała w teatrze codziennie, nawet jeśli nie miała prób; wpadała na kawę - mówi Janusz Wiśniewski, dyrektor Teatru Nowego, z którym do końca związana była aktorka. - Pazernie chciała grać. Cieszyła się na rolę w "Burzy" Szekspira, którą właśnie przygotowujemy. Od dwóch dni jednak pani Krystyna się nie pojawiała. Wieczorem podjąłem decyzję, że trzeba się dostać do jej domu. Znaleźliśmy tam panią Krystynę leżącą na podłodze... - kończy Wiśniewski.

Dla poznaniaków Krystyna Feldman była od 30 lat szczególnym człowiekiem-instytucją. Rozpoznawalną na ulicy, ale dostępną i życzliwą jak dobry sąsiad. Napotykaną w tramwaju, w sklepie, a także w kościele, gdzie chętnie służyła swą pomocą w przedsięwzięciach artystycznych. Jan Góra, dominikanin, który często przy takiej okazji z Krystyną Feldman współpracował, wspomina: - Była człowiekiem głęboko religijnym, miała poważny stosunek do spraw bożych. Jak wierzyła, tak starała się żyć. Jej ewangeliczne ubóstwo i franciszkańska prostota życia były świadectwem jej wiary, przekonań, wyborów. Będzie bardzo brakowało jej w kościele Dominikanów, gdzie przychodząc na mszę, zbliżała się do ołtarza, by czytać Słowo Boże.

Teatr Nowy nie wystawi już przedstawień Jej monodramu "I to mi zostało" [na zdjęciu]. - Ale poza tym gramy. Wiem, że pani Krystyna się nie pogniewa, chciałaby, żeby teatr grał. Niedawno mówiła do garderobianej: "Wiesz Aniu, chciałabym być pochowana w tym kostiumie, który noszę w monodramie. Tak mi się podoba". Cierpimy, ale gramy - mówi dyrektor Wiśniewski.

Życie aktorki

Urodziła się 1 marca 1920 roku we Lwowie, w artystycznej rodzinie: jej matka, Katarzyna Feldman była wokalistką operową, ojciec - Ferdynand Feldman - cenionym aktorem. W 1937 r. zdała aktorski egzamin eksternistyczny w PIST w Warszawie. W tym samym roku debiutowała w Teatrze Miejskim we Lwowie, z którym związana była do wybuchu wojny. Pod sowiecką okupacją, w latach 1939-41 prowadziła Teatr Robotniczy w Zimnej Wodzie. Związana z Armią Krajową, służyła w podziemiu jako łączniczka. Z Poznaniem związała się w 1976 r. Początkowo z Teatrem Polskim, od 1983 r. - z Nowym. W filmie i telewizji wykreowała kilkadziesiąt ról.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji