Artykuły

Dziękuję losowi za wszystko

- Uprawiam to swoje maleńkie poletko. Rzetelnie, najlepiej jak potrafię - mówi skromnie MARIA PAKULNIS. Nigdy nie tłukła jednego filmu za drugim, by udowodnić, że potrafi grać. Że jeszcze nie umarła. Niejedną rolę odrzuciła, np. w "Wiernej rzece".

Skończyła pięćdziesiąt lat. Bilans? Jeden mąż, jeden syn. Mnóstwo przyjaciółek. Imponujący spis aktorskich ról. I poczucie, że wszystko, co zdarzyło się w jej życiu, ma swój sens.

Dziękuję losowi za wszystko

Jak ja się dziś czuję? Świetnie! W mojej duszy świeci słońce - oczy Marii Pakulnis robią się jeszcze bardziej niebieskie, a całą twarz rozjaśnia uśmiech. Otwarta, energiczna i drobna jak nastolatka, nie ukrywa swego wieku. - Ależ pięćdziesiątka jest boska! Duchem jestem wciąż młoda. Robię mnóstwo szalonych rzeczy - śmieje się z charakterystyczną chrypką. - Codziennie dziękuję Bogu, że dzwoni telefon, że jestem zapracowana, że mam tyle cudownych przyjaciółek. Losowi wdzięczna jestem nawet za lekcję życia. Bo wszystko, co wydarzyło mi się po drodze i pięknego, i trudnego, było dla mnie cenne i ważne.

Na wysokich obrotach

- Moje pięćdziesiąte urodziny zaczęły się 2 lipca, ale obchodziłam je trzy dni - opowiada, nalewając do szafirowych filiżanek herbatę "hiszpańska mandarynka". - Przyjaciółka zabrała mnie na weekend na Mazury. Najpierw kameralna kolacja na tarasie, przy gwiazdach i morzu świeczek, a potem porwano mnie do Mrągowa do SPA, gdzie już czekały wszystkie koleżanki z różnych etapów mojego życia. I masaże, kąpiele, maseczki, tort, tańce... Przy czym ja nic nie musiałam robić! Najpiękniejsza nagroda w życiu to mieć takie osoby wokół siebie.

Stale się uśmiecha. Jest nakręcona. Gra w teatrze, w serialach "Na Wspólnej" i "Pierwsza miłość", właśnie zakończyła zdjęcia do sztuki "Słowo honoru" dla Teatru Telewizji. Prowadzi dom, dba o ogród, w którym sadzi tulipany i róże. Jest świetnie zorganizowana.

- Byłabym niezłym logistykiem w dużym przedsiębiorstwie - śmieje się. - Gdy mam przerwę w zdjęciach, pierwsze co robię, to lecę do domu sprawdzić, czego brakuje w lodówce, robię zakupy. Gdy mam półtorej godziny przed wylotem na plan do Wrocławia, zabieram się za wołowe bitki. Zawsze pamiętam, kiedy kończy się proszek do prania, czy mam zarezerwowany lot, zapas rajstop, odżywki do kwiatów... Bardzo

dobrze się z tym czuję. Jeśli bywam zmęczona, to szczęśliwie! - zapewnia. Grażyna, jej przyjaciółka i od 17 lat sąsiadka "przez ścianę", potwierdza: - Ona ma nadprzyrodzoną energię. Wszystko jest w stanie zrobić i jednocześnie świetnie wyglądać. W sylwestra tańczy całą noc, a następnego dnia wydaje dla sąsiadów obiad noworoczny! Jest perfekcjonistką. I damą, zawsze. Na salonach, podczas eleganckiego bankietu, i pod namiotem, gdy skrobie rybę.

- Ze wszystkiego staram się czerpać radość - wyznaje aktorka. - Krzepi mnie, gdy widzę, jak Krzysio Kolberger, z którym gram, czy moja siostra Basia dzielnie nie poddają się chorobie. W dobrym nastroju mówię "Dzień dobry" w sklepie, przestawiam meble w domu, bo lubię, jak się coś dzieje. Cieszy mnie, gdy z Grażynką wymieniamy się przepisami...

Gotowanie to wielka pasja aktorki. Płot dzielący ogródki przyjaciółek nieprzypadkowo jest niski. - W letnie wieczory sączymy przy nim ratafię - nalewkę, którą co roku nastawiam w gąsiorku. No i łatwiej wymienić się talerzykami - śmieje się Maria Pakulnis. - Pod koniec wyczerpującego dnia czasem słyszę w telefonie: "Podejdź do płota", a po chwili Grażynką wręcza mi porcję parujących gołąbków.

- Marysia przejmuje się innymi, jest na nich uwrażliwiona - mówi jej sąsiadka. - Pomogła mi w najbardziej dramatycznych dla mnie chwilach. To ona w krytycznym momencie wiozła mojego męża do szpitala, odwiedzała go tam. Bo Marysia jest od ważnych spraw, nie od błahej psiapsiółkowatości. Wie pani..., od kiedy mieszkam koło niej, czuję się bezpiecznie.

Nie rozpycham się

Na scenie - kobieta o wielu twarzach. A prywatnie? - Tysiąc mgnień we mnie jest. I zaduma, i szaleństwo, i śmiech. Także z siebie - mówi. Potwierdza to Agnieszka Warchulska: - Pewnego razu, po spektaklu w Teatrze Komedia, Marysia spocona jak po maratonie zauważyła, że nie wzięła z domu czapki. Na dworze zimno. Wyjdzie z gołą głową i się przeziębi. "Pożyczę ci mój czerwony beret", mówię. Gdy z mokrym czołem, z na wpół startą czerwoną szminką przejrzała się w lustrze, wybuchnęła śmiechem: "No nie, pani z bazarku!". I zaraz zaśpiewała coś na "bazarową" modłę. - Nie znoszę siebie w czapkach - wzdycha rozbawiona aktorka. Przyznaje, że jest niedzisiejsza. W pracy, o którą trudno, łokciami się nie rozpycha. Zamiast narzekać, z właściwą sobie przedsiębiorczością sama wzięła sprawy w swoje ręce. Nie tylko gra, ale i produkuje spektakle teatralne: "Życie - trzy wersje" Yasmin Rezy, "Przyjęcie" Mike'a Leigha. - Uprawiam to swoje maleńkie poletko.

Rzetelnie, najlepiej jak potrafię - mówi skromnie. Nigdy nie tłukła jednego filmu za drugim, by udowodnić, że potrafi grać. Że jeszcze nie umarła. Niejedną rolę odrzuciła, np. w "Wiernej rzece". Woli grać ciekawy epizod na scenie niż cokolwiek w filmie. - Krzysztof Kieślowski powiedział mi kiedyś: "Pamiętaj, nie wolno ci opuścić poprzeczki". Staram się jak mogę. Mój największy sukces? - zamyśla się. - Jak sobie na to wszystko z boku patrzę i widzę, że do czegoś doszłam. I jako artystka, i jako człowiek.

Lekcja życia

Startowała od zera. Z rodzinnego domu w Giżycku wyszła z jedną walizką.

- Pamiętam, że za pierwszą pensję kupiłam sobie dwa prześcieradła. I lampę, żeby wieczorami w hotelu robotniczym móc czytać książki - wspomina.

Rodzina aktorki pochodzi z Litwy, jej rodzice przed wojną mieli tam niewielki majątek. - Ale nie chcę opowiadać ani o nich, ani o moim trudnym dzieciństwie - aktorka poważnieje. Jako dziecko zaznała prawdziwej biedy, strachu, głodu. Nie miała ułożonego domu, wzorów, autorytetów.

- Dorastając, musiałam sama wiele rzeczy odkryć. Krok po kroku. Nieraz sparzyłam się, ucząc się tego, co inni mieli wpojone od dziecka. Straszliwie użalałam się nad sobą z tego powodu - bierze głęboki oddech. Trauma dzieciństwa sprawiła, że zamknęła się w sobie. - W każdym doszukiwałam się złych intencji. Wydawało mi się, że o wszystko muszę drapać pazurami.

Miała jednak szczęście spotykać na swojej drodze fantastycznych ludzi. Począwszy od polonistki ze szkoły pielęgniarskiej, która tchnęła w nią wiarę, że można wyciągnąć rękę po marzenia. Szkoła teatralna, aktorstwo? Wydawały się tak nieosiągalne dla kogoś, kto mieszkał na prowincji! - Wiele lat później, w warszawskim Teatrze Współczesnym, gdzie dostałam pierwszy etat, każdy mnie czegoś uczył. Zaczęłam powoli wychodzić z mojej skorupy. Jasne, że po drodze robiłam błędy. Byłam bardzo nieufna. Brakowało mi taktu. Co myślałam, co czułam, zaraz wyrzucałam z siebie. Bez zastanowienia. Jeśli kogoś wtedy zraniłam, to dziś proszę o wybaczenie.

Mimo że był to czas stanu wojennego, tamte lata wspomina jako najpiękniejsze w życiu. Dramatyczne rozterki wewnętrzne, jakich doznawała, formowałyją. Trudne chwile zahartowały charakter, dały samodzielność i głębokie przeświadczenie, że nie wszystko mierzy się wartościami materialnymi, a najważniejsze jest ciepło rodzinne.

Ma szczęście do ludzi. Dwukrotnie zagrała u Krzysztofa Kieślowskiego, jednego z największych twórców światowego kina. W jego "Dekalogu" (I cz.) i w "Bez końca" z 1984 r.

Niczego w życiu nie żałuje. Może tylko faktu, że potrzebowała więcej czasu niż inni, by wszystko nadrobić. Ta lekcja wciąż trwa. Codziennie pracuje nad tym, żeby być dobrym człowiekiem. Choć przyznaje, że jeszcze drzemią w niej kompleksy, może dziś powiedzieć: marzenia się spełniają. - Mam mieszkanie na warszawskich Kabatach, które, w pewnym sensie, sama wybudowałam - mówi z dumą. Przestronne, pastelowe pokoje pełne są rodzinnych pamiątek, zdjęć, bibelotów z targu staroci, figurek aniołów... Wśród kwiatów doniczkowych storczyki, które wymagają delikatnej ręki. - W kuchni, przy odziedziczonym po dziadkach stole, siadają ze mną bliscy. Z siostrą wspominamy trudne dzieciństwo. Jakie byłyśmy dzielne, że nie zeszłyśmy na manowce! Dziś bez bólu znajduję w nienormalności mojego dzieciństwa rzeczy piękne - mazurską przyrodę, widok lasów, jezior...

Po roli hipnotyzującej spojrzeniem Nadieżdy z II cz. "Ekstradycji" w reż. Wojciecha Wójcika (1996 r.) przylgnęła do niej etykietka pięknej, ale zimnej i wyrachowanej femme fatale.

W "Pierwszej miłości" (2004 r.), w reż. Pawła Chmielewskiego, zagrała Anetę Wróbel-Palkowską. Na zdjęciu z filmowym ukochanym, Wojciechem Dąbrowskim.

Najpierw rodzina, potem scena

Wierzy, że to, co ją spotyka, jest jej pisane. - Muszę tylko być cierpliwa. Nic na siłę. Żyję nadzieją. Może kiedyś doczekam się wymarzonego kominka? I przy nim będę z przyjaciółmi zajadać się konfiturami własnej roboty.

Od 26 lat jest w szczęśliwym związku z Krzysztofem Zaleskim, reżyserem. Co ją ujmuje w mężu? Aktorka parska serdecznym śmiechem. - Przeżyliśmy ze sobą ponad ćwierć wieku, proszę mnie o to nie pytać! Ale potrafimy jeszcze się zaskakiwać - kąciki jej ust same się unoszą. Pamięta jak dziś: był czerwiec, gdy zadzwoniła do niej Agnieszka Kotulanka, że jest impreza, niech wpadnie. - Wtedy zobaczyłam Krzysztofa pierwszy raz. Był już aktorem w Teatrze Współczesnym. Niebywale wykształcony, wrażliwy. Piękne było to, jak bardzo starał się dotrzeć do mnie. W moim wynajętym mieszkaniu, po spektaklach, siedzieliśmy w kuchni nawet i do trzeciej w nocy. I gadaliśmy o wszystkim. .. o życiu, o sztuce.

Swoje małżeństwo nazywa sukcesem. - Wytrzymaliśmy ze sobą tyle lat, bo wiemy, jak ciężka jest nasza praca. Zbliża się premiera - i już, drażni wszystko. A my rozumiemy się bez słów, potrafimy sobie zejść z drogi. Podobnie czujemy, podobnie myślimy. Potrafimy dzielić się obowiązkami. Czasem większym dowodem uczucia niż bukiet róż jest mały liścik: "Kochanie, kupiłam...", "Marysiu, zrobiłem...". To wszystko umacnia naszą przyjaźń.

- Jaka jest Maria? Ciepła i skromna, w sposób naturalny przyciąga do siebie ludzi - mówi o żonie Krzysztof Zaleski. - Umie tworzyć rodzinę, dom. Ceni tradycję, co dziś nie jest takie oczywiste. Prywatnie jest absolutnym zaprzeczeniem cech, w które wyposaża niektóre swoje bohaterki, kobiety wyrachowane, femme fatale. Boli ją, gdy utożsamiana jest z nimi. Proszę mi wybaczyć, że o żonie mówię z powściągliwością - Krzysztof Zaleski uśmiecha się przepraszająco. - Niech nasze rodzinne relacje pozostaną znane tylko nam.

W tym, że nie ma nic ważniejszego od domowego ogniska, aktorkę utwierdziło urodzenie syna. Jan ma dziś 17 lat i przewyższa mamę o głowę. Kiedy zaczynał podstawówkę, jego klasa mieściła się w szkolnych piwnicach. Postanowiła: przeniesie Janka... z całą klasą. Znalazła inną szkołę, ale był warunek: pomoże dobudować nowe skrzydło. - Zorganizowałam koncert, zdobyłam pieniądze! Dzieci przeniesiono.

Z przerażeniem patrzy na tempo współczesnego świata. - Ludziom coraz trudniej o czas dla bliskich - ubolewa. - Jasne, że musimy zarabiać. Ale ja, nawet będąc w rozjazdach, jestem z synem w kontakcie telefonicznym. Gdy się wreszcie widzimy, nie możemy się nagadać, nabyć ze sobą, naprzytulać. Ważne jest nie tylko dawanie miłości, ale i przykładu, jak należy odnosić się do innych. Z tolerancją.

Dużo pracuje. Kiedy ma wolny dzień, śpi do ósmej. - Wtedy moi chłopcy sami robią sobie śniadanie. Lubię łowić uchem ich krzątaninę. To przyjemne: za oknem jeszcze jest ciemno, a oni z ożywieniem dyskutują o Sokratesie.

Pobyć w ciszy

W jej wypełnionym po brzegi życiu wolne chwile to wielka rzadkość. Gdy jednak ma czas tylko dla siebie, włącza jazz. Albo sięga po książki Murakamiego. Najbardziej lubi poranki, kiedy jest w domu sama. Cisza, spokój, ona w szlafroku, robi sobie filiżankę kawy z miodem. I przemawia do roślin. Inaczej marnieją - tłumaczy. Wtedy również może pomyśleć, co w życiu najważniejsze. - Dla mnie to szukanie prawdy. I zwracanie uwagi na drugiego człowieka, który ma serce. Staram się też patrzeć na siebie z boku, czy aby na pewno idę właściwą drogą - uśmiecha się nieśmiało. - Każdego dnia robię rachunek sumienia. Nie chcę żyć niedbale. Trzeba wiedzieć, kiedy wsiąść do pociągu i na jakiej stacji z niego wysiąść. Żeby niczego w życiu nie żałować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji