Artykuły

Jestem taką wirtualną przyjaciółką

- Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Życie jest takie krótkie, a dzieje się tyle rzeczy, na które trzeba reagować. Stąd wzięło się aktorstwo, matkowanie, babciowanie, pomaganie i inne "anie" - mówi IRENA TELESZ, laureatka Nagrody Prezydenta Olsztyna Statuetki Świętego Jakuba w dziedzinie kultury.

I znowu Irena Telesz! Wszędzie Pani pełno.

- Ten typ tak ma. Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Życie jest takie krótkie,

a dzieje się tyle rzeczy, na które trzeba reagować. Stąd wzięło się aktorstwo, matkowanie, babciowanie, pomaganie i inne "anie".

Ale to nagroda za zasługi w dziedzinie kultury.

- To wszystko się łączy. Otwartość, którą daje scena, przekłada się na otwartość w życiu. Poprzez kulturę można dotrzeć do ludzi. Poza tym aktorstwo to dawanie siebie innym. A jak dajesz coś z siebie, to wraca to ze zdwojoną silą.

Więcej Pani dostaje niż daje?

- Zdecydowanie tak. Nie chodzi o sprawy materialne, ale o drugiego człowieka, jego życzliwość, uśmiech.

Jak objawia się popularność w Olsztynie?

- Jestem bardziej rozpoznawalna jako felietonistka niż aktorka. Ludzie na ulicy uśmiechają się do mnie. W sklepach spotykam się z miłymi gestami. Dostaję mnóstwo listów. Ludzie dzielą się swoimi problemami. Jestem taką wirtualną przyjaciółką. Raz ktoś zostawił mi na portierni słoik buraczków w occie... Ale jednego spotkania nie zapomnę. Kiedyś w hipermarkecie wybierałam warzywa i nagle słyszę: "Dziękuję pani". Stoi przede mną dwumetrowy mężczyzna i płacze. "Dziękuję pani za artykuł o misiu" - powtarza. Opisałam w nim, jak mój wnuk przytargał ze śmietnika pluszowego misia bez łapy. Zrobiło mu się żal porzuconej maskotki, która dzisiaj jest członkiem naszej rodziny. To niesłychane, że młodych ludzi wzruszają takie historie.

Ta statuetka to przedłużenie Pani jubileuszu 40-lecia pracy na scenie.

- Czasem mam wrażenie, że czas stoi w miejscu. Może powinnam w końcu uświadomić sobie, ile mam lat. Może powinnam zejść ze sceny, ale może pomyślę o tym w przyszłym roku...

Aktorzy i tak przecież nie odchodzą na emeryturę.

- Chyba od razu bym umarła! Owszem, czasem narzekam na swój los, nie chce mi się iść na próbę. Ale to trwa chwilę. Znam kilka lekarstw na złe momenty. To wnuki. W naszym domowym "hyde parku" wspólnie odreagowujemy słabości.

A potem idę do teatru z przekonaniem, że nie ma nic piękniejszego niż życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji