Artykuły

Powszechny się rozpada

Teatr Powszechny ma 900 tys. zł długu. I gdyby problemów było mało, światło dzienne ujrzał wulgarny regulamin teatru autorstwa kierownika literackiego Roberta Bolesty - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Teatr Powszechny jest nie tylko jednym z najpopularniejszych teatrów w Warszawie. Z badań wynika, że jest najchętniej odwiedzanym teatrem w całej Polsce. Mimo to okazało się, że już w lipcu może mu zabraknąć pieniędzy na pensje dla artystów i dalsze premiery.

Jednak w Powszechnym nie dyskutuje się dziś o gigantycznym długu. Problemem numer jeden jest program ideologiczny teatru spisany w dziesięciu punktach przez byłego kierownika literackiego Roberta Bolestę. W tekście, który na jesieni ubiegłego roku zawiesił w swoim gabinecie, zapisał takie zasady, jak: "pierdol naszego szanownego patrona" (chodzi o Zygmunta Hübnera) i "młody jebie starego".

Brzyk: To prostacki wybryk

- O manifeście dowiedziałem się w listopadzie - mówi dyrektor naczelny teatru Krzysztof Rudziński. - Pracownicy poprosili, bym zareagował. Tekst ich obrażał. Odtąd staraliśmy się zrobić wszystko, by sprawa nie dotarła do Mirosławy Dubrawskiej, wdowy po Zygmuncie Hübnerze.

Zastępca dyrektora do spraw artystycznych Remigiusz Brzyk zareagował natychmiast. - Od razu kazałem mu go zdjąć ze ściany. Uznałem to za głupi, prostacki wybryk.

Jacek Weksler, dyrektor Biura Teatru i Muzyki Urzędu Miasta, który o manifeście dowiedział się w grudniu, poprosił obu dyrektorów, by sami postarali się rozwiązać sprawę w rozmowach z zespołem. Rozmowy jednak nie pomogły. Usunięty manifest został wyniesiony z teatru i upubliczniony. Dotarł do wszystkich członków zespołu, do mediów, a co najważniejsze - do Mirosławy Dubrawskiej. Na piątkowym zebraniu zespołu przypomniano, że Remigiusz Brzyk nie przyjął w listopadzie rezygnacji Bolesty. Uznano więc, ze dyrektor najprawdopodobniej podpisuje się pod zawartymi w tekście tezami. - To, że nie wyrzuciłem Roberta od razu, wynika z zasad, jakie odziedziczyłem po poprzednim dyrektorze - tłumaczy Brzyk. - U mnie w gabinecie wisi na ścianie tekst "Modlitwy" Hübnera. Wynika z niego m.in., że nie należy z góry przekreślać ludzi, którzy popełnili błąd. Wtedy chciałem dać Robertowi szansę.

Dziś Remigiusz Brzyk zapewnia, że Bolesto nie jest już pracownikiem teatru: - Zwolniłem go, by ostatecznie dać zespołowi sygnał: ja tego manifestu nie popieram i nigdy nie popierałem. I nie pozwolę, by wkładano mi w usta treści, które we mnie samym budzą niesmak. Niestety, okazuje się, że ta kartka uruchomiła jakąś absurdalną lawinę.

Rudziński: Brzyk wprowadził zamęt

Kto ją uruchomił i dlaczego? Remigiusz Brzyk sugeruje: - Zbliża się moment ogłoszenia bilansu finansowego za ubiegły rok. To idealny moment, by wywołać aferę, która odwróci uwagę od strat, od tego, kto jest winnym. Najlepiej przywalić rzeczywiste problemy teczką, rzucić kozła ofiarnego. Ktoś rozpowszechnił tekst manifestu, a teraz ja muszę się bronić przed absurdalnymi zarzutami.

Wywołany do tablicy dyrektor Rudziński (który przebywa obecnie na urlopie) nie kryje konfliktu z Remigiuszem Brzykiem: - Tu ścierają się dwie wizje teatru. Ja siedzę w Powszechnym 20 lat, pan Brzyk cztery miesiące. Teatr należy chronić w takim kształcie, w jakim istniał przez lata. Oczywiście można zrobić restrukturyzację - już to sobie wyobrażam: zlikwidować pracownię, potem zrezygnować z aktorów. Ale czy o to chodzi? Dyrektor Brzyk początkowo deklarował, że utrzyma kurs teatru, nie będzie zmieniał wartości, które dotąd teatrowi przyświecały. Niby nie można wymienić jakiejś jednej, konkretnej rzeczy, którą zrobił źle. Ale zamęt organizacyjny zapanował właśnie po jego przyjściu.

Kazimierz Kaczor, członek rady artystycznej teatru: - To my przecież zaprosiliśmy dyrektora Brzyka do współpracy. Nie jesteśmy XIX-wieczną konserwą, byliśmy ciekawi nowych wyzwań, przyjęliśmy młodego reżysera z otwartymi ramionami. Ale oczekiwaliśmy, że nie będzie naruszał wartości, jakie wyznajemy. Gdyby jednak okazało się, że utożsamia się z tezami manifestu, czulibyśmy się oszukani. Dlatego na zwołanej na środę radzie artystycznej postawimy mu bardzo konkretne pytania o przyszłość teatru.

Tu potrzebny jest spokój

Konflikt trwa, tymczasem przyczyn katastrofy finansowej (ponad 900 tys. na minusie) nikt nie docieka. A jak mówi Brzyk, "teatr się rozpada". - Dziś po wejściu do budynku zastałem zalane pracownie. Dach wymaga remontu. Budżet wymaga naprawy. Ja ten budżet odziedziczyłem. Poznałem go dopiero po wakacjach. Żadnymi nagłymi reformami nie przyczyniłem się do powiększenia finansowej zapaści. Na premiery realizowane za mojej dyrekcji zdobywałem oddzielnie ekstra pieniądze z Biura Teatru. Trzy rzeczy najważniejsze dla mnie w tej chwili to: naprawa finansów, realizacja zaplanowanych premier i wyprowadzenie teatru ze ślepej uliczki artystycznej.

Jacek Weksler deklaruje pomoc w doraźnym funkcjonowaniu teatru i na razie nie zamierza podejmować żadnych decyzji personalnych. - Teatrowi potrzebny jest spokój, sukcesy artystyczne oraz pieniądze, a nie zamieszanie odwracające uwagę od głównego problemu teatru. Złożyłem ofertę radzie artystycznej, że przyjadę na środowe zebranie - zapowiada.

Nadzieje na decyzje personalne ma natomiast dyrektor Rudziński: - Rada ma uprawnienia, by zaopiniować powołanie dyrektora albo jego odwołanie.

Brzyk chce zakończyć aferę i zająć się pracą: - Zrobię wszystko, by uspokoić zespół. Nie chodzi o mnie. Chodzi o dobre imię teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji