Artykuły

Zdarzały się porażki

- Dyrektor dał mi wolną rękę, a ja zdecydowałem się na tę rolę z bardzo prozaicznej przyczyny. "Kordiana" kończę niemiłosiernie brudny, w potarganym ubraniu. Szekspira kończę w białej koszuli i eleganckim krawacie. W pierwszym przypadku publiczność musiałaby pół godziny czekać aż się umyję. W przypadku Szekspira będą mógł wyjść do niej od razu - mówi FELIKS SZAJNERT, aktor Teatru im. Słowackiego w Krakowie, obchodzący dzisiaj 40-lecie pracy na scenie.

Rozmawiamy z Feliksem Szajnertem, aktorem Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, który [30 stycznia] dziś po spektaklu "Miarka za miarkę" [na zdjęciu] obchodzi 40-lecie pracy artystycznej:

Czy po tylu latach scena ma jeszcze dla Pana jakieś tajemnice?

- Oczywiście. Scena skrywa swoje tajemnice do końca, niezależnie od tego, czy jest się na niej od pięciu, czy tak jak ja od ponad czterdziestu lat. I nie ma tu znaczenia fakt, że jakąś rolę gra się już osiemdziesiąty raz. Każdy spektakl przynosi nowe znaczenia, nowe treści. I to jest najpiękniejsze w tym zawodzie, i dlatego chce się co wieczór wychodzić na scenę.

A gdyby przyszło Panu jeszcze raz podjąć decyzję o zostaniu aktorem, nie zawahałby się Pan?

- Myślę że nie, choćby dlatego, że po tylu latach w zawodzie trudno mi sobie wyobrazić, że mógłbym robić coś innego. Nie mogę ukrywać, że zdarzały się porażki. Ale przeplatały się one z sukcesami i było ich tyle, że jeszcze raz zdecydowałbym się na wybór tego zawodu.

W ciągu tych czterdziestu lat zagrał Pan około stu ról teatralnych. Czy któraś z nich

szczególnie zapadła Panu w pamięć?

- Pani by pewnie chciała, żebym wymienił tę jedną, tę wyjątkową rolę. Ale to jest bardzo trudne. Niedawno w Dziale Promocji mojego teatru przeglądałem spis przedstawień i ról, jakie zagrałem, i to nie tylko w Słowackim, ale wcześniej w innych teatrach - w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, w Teatrze Dolnośląskim w Jeleniej Górze, w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, w Teatrze Polskim w Szczecinie i Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. I proszę sobie wyobrazić, że były wśród nich takie role, których w ogóle nie pamiętałem. Ze zdumieniem stwierdziłem, że zupełnie nie mogę sobie przypomnieć tych spektakli, co świadczy o tym, że nie były one dla mnie specjalnie ważne. Ale jest kilka takich pozycji, których nie zapomnę. To był "Don Juan" i "Żegnaj, Judaszu". Zagrałem także w ciągu całego życia w dwóch monodramach. Kiedy miałem 37 lat i byłem stosunkowo młodym człowiekiem, zagrałem w "Ostatniej taśmie Krappa" Samuela Becketta, co wymagało ode mnie ogromnej transformacji. Dzięki tej roli wygrałem Festiwal Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu. Także bardzo długo występowałem z monodramem opartym na książce Wiesława Myśliwskiego "Kamień na kamieniu". Z ostatnich przedstawień bez wątpienia ważny jest dla mnie spektakl "Na zachód od Shannon", nagrodzony na Festiwalu Talia w Tarnowie i na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu. W tej chwili gram między innymi w "Kordianie" w reżyserii Janusza Wiśniewskiego. Bardzo lubię wcielać się tam w postać Szatana. Zresztą zawsze miałem szczęście do ról negatywnych.

Te chyba są ciekawsze niż pozytywne?

- Tak, bo są bardziej skomplikowane, bardziej rozbudowane psychologicznie. Dają o wiele więcej możliwości zaprezentowania swoich możliwości.

Ale na swój jubileusz wybrał Pan nie "Kordiana", ale "Miarkę za miarkę" Szekspira, przedstawienie, w którym dziś możemy Pana oglądać na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego.

- Tam też gram nienajlepszego księcia. To bardzo dziwna, niejednoznaczna postać. Dyrektor dał mi wolną rękę, a ja zdecydowałem się na tę rolę z bardzo prozaicznej przyczyny. "Kordiana" kończę niemiłosiernie brudny, w potarganym ubraniu. Szekspira kończę w białej koszuli i eleganckim krawacie. W pierwszym przypadku publiczność musiałaby pół godziny czekać aż się umyję. W przypadku Szekspira będą mógł wyjść do niej od razu.

Ale nie samym teatrem człowiek żyje. Ostatnio można Pana oglądać w telewizyjnym serialu "Kryminalni".

- Tak, gram tam człowieka, który w przeszłości był niesłusznie posądzany o kontakty z mafią i za to wyleciał z policji. Teraz pomaga złapać bandytów. Ten wątek się na razie nie skończył, więc mam nadzieję, że moja przygoda z tym serialem jeszcze trochę potrwa. Choć w przypadku takich filmów nawet reżyser nie wie, co się w przyszłości wydarzy, bo scenariusz pisany jest na gorąco.

Więc życzymy Panu jak najdłuższego pobytu na naszych ekranach, no i przede wszystkim na scenie Teatru im. J. Słowackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji