Artykuły

Sen nocy arabskiej

Kiedy patrzysz na człowieka nigdy nie wiesz, czy akurat on nie przygląda się tobie - o "Arabskiej nocy" w reż. Katarzyny Raduszyńskiej w Teatrze Montownia pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.

Nie zastanawia Państwa, ilu ludzi mijacie na ulicach w ciągu jednego dnia? A wiecie, kto mieszka dwa piętra wyżej? Warto się zainteresować, bo ta wiedza wielu może uratować życie.

Najważniejsze w życiu współczesnego człowieka jest to, żeby nie zatrzasnąć drzwi wejściowych. Wtedy trzeba dzwonić do kolejnych mieszkań i przekonywać, że nie jest się akwizytorem. Wiemy o sobie tyle, ile zauważymy podczas przygodnych spotkań na schodach albo w windzie.

Mieszkanie. Jedno z wielu w 10-piętrowym odrapanym budynku. Winda nie działa, domofon się psuje. Przeciętny blok na imigranckim osiedlu. Przestrzeń Teatru Montownia świetnie oddaje tę rzeczywistość. Przed widzami scena z wielkim, pomarańczowym, zmechaconym łóżkiem. Nad widzami antresola, biegnąca dookoła sali. Z przodu schody, z tyły schody - wejścia, wyjścia. Plątanina pomieszczeń. Przy barierkach drabinki. Można się wspinać, można zeskakiwać. W tej przestrzeni rozpoczyna się ciąg niesamowitych wydarzeń.

Wieczór toczy się według ustalonego trybu. Fatima (Ewa Szumska) wróciła do domu. Na klatce spotkała zgnębionego codziennością, misiowatego Lomeiera (Krzysztof Stelmaszyk), który na próżno szuka przyczyn wodnej usterki. W mieszkaniu, jak zwykle, za chwilę położy się spać jej współlokatorka Franziska (Dominika Ostałowska) i znów nie pozna Kalila (Hubert Zduniak), który od roku regularnie przychodzi do Fatimy. Jeszcze tylko weźmie kąpiel przed snem. W trakcie, będzie ją obserwował wycofany, Karpati (Maciej Wierzbicki).

Dominika Ostałowska przybiera najbardziej nieobecne spojrzenie z możliwych i naiwność, nawet u niej rzadko spotykaną. Ma się ochotę wedrzeć na scenę i porządnie nią potrząsnąć - taką białą, satynową, bezbronną, zagubioną, nie rozumiejącą okoliczności, irytującą do bólu.

Chociaż trzeba raczej współczuć. Franziska nie ma nic oprócz pracy w laboratorium, po której chce już jedynie położyć się spać. Na łóżku leży ciało. Projekcja umysłu widoczna jest na ścianie. Franziska staje się ulubioną hurysą w haremie, przyczyną nieszczęść, przedmiotem klątwy. Obserwujemy dorastanie jej twarzy od czystej, jasnej buzi dziecka, po spojrzenie kobiety świadomej magnetyzmu swych podkreślonych kredką oczu.

Staje się mimowolną przyczyną nieszczęść. Spotykają one krnąbrnych mężczyzn, którzy na jawie bezprawnie sięgają po jej skarb. Biedak Lomeier, który chciał tylko odrobinę ludzkiego ciepła, ląduje na pustyni w granicach żółtego światła. Karpati, za całkowicie platoniczny romantyzm, zostaje zamknięty w butelce koniaku. Będzie problem, kiedy ktoś, żeby wytrzeźwieć z tych mar sennych, postanowi się napić. Zaiste nieprzyjemne.

Zupełnie jak zatrzymanie mechanizmu dźwigowego tuż przed piątym piętrem, kiedy szczęście spełnienia czeka z utęsknieniem na siódmym. Kalil, skórzany easy rider z gorączką sobotniej nocy, puszy się przed nami na pięterku. Za chwilę traci pewność siebie - klaustrofobia wszystkich zmoże. Zaczyna machać rekami, jakby się opędzał od uprzykrzonej muchy. Rozprasza powietrze i poszerza w ten sposób wnętrze windy. Hubert Zduniak ograł wszystkie ograniczenia swego aktorstwa i był świetny. Zblazowanie rockendrollowca na motorku, który mówi z manierą "jestem cool", wymaga spłaszczania zgłosek. Miał być takim nieskomplikowanym facetem, który jest w stanie wyjść z opresji przy pomocy długopisu i doprowadzić do szału każdą kobietę, nawet tą spotkaną pierwszy raz w życiu nad jakimś koszem z mokrą bielizną.

Wzbudzał uśmiech i był kontrapunktem dla rozszalałej z zazdrości Fatimy, która przecież czekała. Ale ileż można? Ewa Szumska nabiegała się po piętrach budynku za wszystkie czasy (i głównie na tym skupiła). Najpierw szukając Kalila, potem w pogoni za nim. Arabska dziewczyna z europejską naturą schowaną pod czarnym, długim płaszczem. Wysokie obcasy stukają na schodach. Opinająca, niby koronkowa sukienka miga przed widzami to z prawej, to z lewej strony.

Wszystko dla tego wszarza Kalila. A ta świnia, w rzeczywistości bogu ducha winna, ośmiela się przy pierwszej okazji zdradzić ją z Franziską. A potem jeszcze jakaś wstrętna baba z mokrymi gaciami w rękach przy lodówce. A może to były dwie kobiety? Wszystko jedno. Nie można bezkarnie kpić z kategorycznej w mowie (przez to trochę sztucznej aktorsko) arabskiej kobiety. Będzie machał jeszcze przez chwilę rękami szukając przestrzeni, ale nic mu po tym, skoro nóż utkwił w plecach.

Skąd to wiemy? Nie tylko dlatego, że wszystko widać. Akurat w kluczowym momencie przeleciała butelka koniaku, którą ktoś niechcący zrzucił z balkonu. To Franziska po raz pierwszy dostrzegła, że pod wyblakłym fartuchem znajduje się całkiem ciekawy sweter Lomeiera. Jakoś tak niefortunnie się odwróciła, że uwięziony Karpati po siedmiopiętrowej ekskursji sięgnął bruku.

Siłą dramatu Rolanda Schilmmelpfenniga, popularnego dramatopisarza niemieckiego, jest równoległość narracji. Bohaterowie opowiadają swoje emocje, jakby z oddalenia. Jednocześnie relacjonują wydarzenia, których są świadkami.

Taka konstrukcja wymaga koncentracji wszystkich aktorów. Jeśli chociaż jeden z nich spóźni się z kwestią, albo wejdzie za wcześnie, całość zacznie się sypać. Spektakl straci napięcie, a widzowie zainteresowanie. Historia o magii łączącej ludzi w dzisiejszych czasach ogólnej samotności stanie się płaską opowiastką.

Spektakl jest formą. Wszystko musi zaistnieć w odpowiednim momencie. Począwszy od stylizowanej muzyki, przez smugi światła, metafizyczne tony i te całkiem realne. Wtedy do widza dotrze, że jego uporządkowane życie, w gruncie rzeczy, składa się ze zbiegów okoliczności. Może, w którymś z mijanych ludzi tkwią nieograniczone pokłady szecherezadyzmu? Tylko jak określić, co jest jawą, a co snem?

1001 nocy ten spektakl raczej nie wytrzyma. Ale, jeśli wszyscy się naprawdę postarają, może uda się kilka osób nakłonić do baczniejszego przyjrzenia się sąsiadowi z naprzeciwka. Nie będzie biedak stał na mrozie, kiedy jakiś szczeniak znowu popsuje ten cholerny domofon.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji