Artykuły

Aktor z dystansem

- Jeśli ktoś, mimo wielu zagranych, ról potrafi przyznać się przed samym sobą, że kolega na scenie był lepszy od niego, to znaczy, że jest artystą dojrzałym - mówi FELIKS SZAJNERT, aktor Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

Feliks Szajnert obchodzi jubileusz 40-lecia pracy artystycznej

Były kwiaty, adresy gratulacyjne od władz miasta i województwa, Medal Honoris Grazia przyznawany przez prezydenta Jacka Majchrowskiego za szczególne zasługi dla Krakowa. Były też dowcipne i wzruszające życzenia od reżyserów, ZASP-u - Nina Repetowska odśpiewała "Lat czterdzieści Felek ma...", a Krzysztof Jędrysek rzekł: - Jestem tu w imieniu mężczyzn, tolerujących innych mężczyzn w teatrze. Z tym Panem, na tej scenie, pracuję już 33 lata. Deski były wielokrotnie zmieniane. A Felek wciąż trwa. Tym sposobem zasłużył na pseudonim "kornik".

A wszystko to miało miejsce we wtorkowy wieczór, w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, gdzie Feliks Szajnert, rolą Księcia w "Miarce za miarkę", obchodził jubileusz 40-lecia pracy artystycznej. - Nie wiadomo, czy się cieszyć czy smucić. Wychodziłem kilka tysięcy razy na scenę, przewędrowałem przez kilka polskich teatrów, m.in. w Łodzi, Kaliszu, Olsztynie, Nowej Hucie, aż wreszcie osiadłem w Teatrze im. J. Słowackiego. Zagrałem ponad sto ról, spłodziłem trzech synów, wybudowałem dom, drzew nasadziłem bez liku - więc można powiedzieć: pora umierać. Ale nic z tych rzeczy, nie wybieram się jeszcze. Bogu dzięki, zdrowie mi dopisuje, sporo gram i myślę, że mam wiele do zrobienia. Inna sprawa, że teatr nigdy nie był całym moim życiem. Zajmowałem się dziesiątkami innych rzeczy, a najważniejsza zawsze była rodzina - mówi Jubilat.

Feliks Szajnert przyszedł na świat w 1944 roku w Kazachstanie. Tam ojciec poznał matkę, która pochodziła z Mołdawii i w czasie zawieruchy wojennej także znalazła się w Rosji. Zaraz po zakończeniu wojny przyjechali do Łodzi, rodzinnego miasta ojca, gdzie pan Feliks spędził dzieciństwo i młodość. - Traumatyczne wspomnienia nieraz wracały w rozmowach rodziców, ale nie zaważyły na mojej psychice. Nie zaznałem też powojennego głodu, bo ojciec był fotografem, tzw. prywaciarzem, więc rodzina nieźle sobie radziła. Nawet w tych koszmarnych latach 50. i 60.

Pan Feliks dzieciństwo wspomina jako czas szczęśliwy i spokojny. Jest jedynakiem, więc rodzice robili wszystko, aby zapewnić mu radosne życie. - Wtedy nie było klocków lego i różnych cudeniek, więc najfajniejsza zabawa tak wyglądała: zdejmowałem fajerkę z pieca, z drutu robiłem prowadnicę i jazda z kolegami na podwórko. W połowie lat 50. w naszym domu pojawił się telewizor - jeden z pierwszych w Łodzi. To było dopiero wydarzenie! Z kolei wakacje często spędzałem u rodziny matki, w Mołdawii - powojennej Mołdawskiej Republice Radzieckiej. Pamiętam, jak stamtąd przywoziliśmy lodówki, pralki i inne, nieosiągalne wówczas w Polsce dobra. Tam też nauczyłem się mówić po rosyjsku. Dopóki nie zacząłem chodzić do szkoły, rodzice wywozili mnie nieraz na kilka miesięcy pod Łódź, do zaprzyjaźnionych gospodarzy. To było rajskie życie: sosnowe lasy, świeży ser, dobre jajeczka. Pomagałem w pracach polowych, przy zwózce siana, zbierałem namiętnie grzyby, co pozostało mi do dziś.

Szkołę podstawową rozpoczął bardzo wcześnie, bo mając niewiele ponad pięć lat i tym samym łódzką "filmówkę" skończył w wieku lat dwudziestu. Młodzieńcze czasy również wspomina z przyjemnością, gdy po lekcjach, wraz z kolegami rozkładali stół w dużym mieszkaniu pana Feliksa i namiętnie grali w ping-ponga.

W szkole teatralnej zaczął się nowy, dorosły etap życia pod okiem znanych pedagogów i wśród takich kolegów, jak m.in. Janusz Gajos, Joanna Jędryka, Elżbieta Starostecka. - Wtedy w szkole był wielki odsiew - zaczynała nas dwudziestka, a skończyło ośmioro. Byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Wielu kolegów mieszkało z dala od szkoły, ja blisko, więc często Pouczyliśmy się u mnie w domu. Mama wszystkich karmiła, pichciła dobre obiadki. Czasami, jako studenci, zaglądaliśmy do SPATiF-u. Nie było to łatwe, bo tam królowały artystyczne tuzy z Kazimierzem Dejmkiem na czele, dyrektorem Teatru Nowego, chyba najlepszego wówczas w Polsce. Ganialiśmy na jego przedstawienia, ale też jeździliśmy po Polsce, żeby zobaczyć spektakle Axera, Szajny, Grotowskiego. Wtedy po raz pierwszy zachwyciłem się Tadeuszem Łomnickim w "Karierze Arturo Ui" czy Zbigniewem Zapasiewiczem w "Trzech siostrach". Podglądanie mistrzów, statystowanie podczas studiów w przedstawieniach z ich udziałem - to była nauka zawodu.

Po ukończeniu szkoły teatralnej z wyróżnieniem przez osiem lat wędrował przez różne sceny. Najdłużej był w Kaliszu, gdzie sporo grał, zaś " w Olsztynie przyszło mu zmagać się m.in. z rolą Don Juana. Kiedy w Teatrze Ludowym zagrał Kniazia Szujskiego w "Carze Fiodorze", zobaczyła go w tej roli Krystyna Skuszanka, prowadząca wówczas, wraz z Jerzym Krasowskim Teatr im. J. Słowackiego. - "Podobałeś się jej, idź na rozmowę, na pewno cię zaangażuje" - powiedział mi Bunio Klucznik, znany krakowski aktor, zaprzyjaźniony wówczas z Krasowskimi. Poszedłem i dostałem angaż. I tak już jestem tu od 33 łat. I nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zmieniać miejsce. Krzysztof Orzechowski jest moim dziesiątym dyrektorem, z każdym żyłem bezkonfliktowo, choć przeżyłem chwile lepsze i gorsze.

Początki nie były łatwe, bo Kraków jest trudnym miastem i niechętnie przyjmuje obcych. - Ale miałem to szczęście, że środowisko dość szybko

mnie zaakceptowało. Była też ku temu okazja - życie towarzyskie kwitło. Niemal po każdym spektaklu przychodziło się do SPATiF-u, piliśmy wódeczkę, gadali, nieraz do rana. Z Jurkiem Bińczyckim, Jasiem Polewką, Wackiem Kisielewskim - znanym już wówczas muzykiem, graliśmy namiętnie w pokera. Wacek mieszkał w Paryżu, potrafił zadzwonić, pytając: Kiedy gramy? W środę? To jestem. I przyjeżdżał - opowiada artysta. W Teatrze Słowackiego, za dyrekcji Krasowskich, Feliks Szajnert zagrał wiele znaczących ról, choćby wspomnieć Pijaka w "Ślubie" Gombrowicza. Zdarzały się i spektakle miłe dla męskiego oka, kiedy w "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego" grał brawurowo Konferansjera wśród pląsających na scenie striptizerek w toplesie. Za przełomowy artystycznie okres uważa dyrekcję Mikołaja Grabowskiego. W jego słynnych spektaklach, jak "Trans-Atlantyk", "Listopad" czy "Irydion" stworzył znaczące kreacje. - Felek potrafi łączyć w sobie męskość z poezją, metafizyką i tajemnicą. Jest w nim aktorska siła i pewność. Pamiętam, że bardzo życzliwie przyjął mnie w zespole. Lubię się z nim spotykać i na scenie, i w bufecie, przy kawie. Jest szczery i sumienny w pracy, dowcipny i nienachalnie czarujący kobiety. Nie znam jego słabości poza jedną: pali papierosy. Pozdrawiając Felka jubileuszowo, życzę mu, by pozbył się tego nałogu - mówi Dominika Bednarczyk, aktorka Teatru im. J. Słowackiego.

Feliks Szajnert grał postaci charakterystyczne, liryczne, ale też często mocne, czarne charaktery, ludzi o pokręconym wnętrzu. Jednym z dowodów na to jest niedawna rola Colemana w sztuce "Na zachód od Shannon", za którą otrzymał dwie aktorskie nagrody na festiwalach Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu, Talia w Tarnowie i nominację do Ludwika.

- A propos charakterystycznych typów. W Teatrze STU zagrałem gościnnie w "Castingu" Rafała Kmity. Stworzyłem postać kompletnie różną od mojego wizerunku: kabotyna, bawidamka, lowelasa i starego szmirusa. A rzecz tyczy' środowiska aktorskiego, pogoni młodych za rolami, reklamą i pieniędzmi. To kawał prawdy o naszym środowisku, choć w bardzo krzywym zwierciadle. Pracując obecnie na planie serialu "Kryminalni" czasami z podziwem patrzę na tych młodych ludzi, którzy prą do przodu, jest w nich przebojowość i umiejętność walki. Ja nigdy nie potrafiłem zabiegać o swoje. Może to dobrze, bo dzięki temu miałem czas na inne sprawy. Ale też dlatego nie miałem szczęścia do filmu. Zagrałem co prawda w "Austerii" Kawalerowicza, w "Pogrzebie Kartofla" Kolskiego i w kilkunastu innych, ale to były mniejsze role. Najmilej wspominam pracę na planie "W starym dworku" wg Witkacego. Tam po raz pierwszy spotkałem się z. Beatą Tyszkiewicz, Grażyną Szapołowską, Jankiem Englertem, Gustawem Holoubkiem, wspaniałym gawędziarzem, który zasypywał nas milionem anegdot, z których oczywiście żadnej nie pamiętam. To była fantastyczna, profesjonalna praca.

O profesjonalizmie aktora mówią wszyscy jego koledzy. - Ma matematyczną pamięć, niezwykle szybko uczy się tekstu - mówi Tomasz Międzik, kolega z teatru. A Andrzej Grabowski dodaje: - Nieraz w spektaklu "Na zachód od Shannon", kiedy "szyłem" tekstem, bo coś uleciało z głowy - ratował mnie z opresji. Pamiętam, jak za Mietka Górkiewicza zrobił zastępstwo w niemałej roli

w ciągu godziny. Znany jest z dużego poczucia humoru i inteligentnej złośliwości. Czasami, podobnie jak przysłowiowy Cygan, daje się sprzedać za dowcip. W dawnych czasach odwiedzaliśmy się na imieninach w domu, oczywiście, bywaliśmy też razem w SPATiF-ie. Mam nadzieję, że zdążymy się jeszcze spotkać w jego domku na wsi, którego budowy byłem świadkiem, ale nigdy, mimo zaproszeń, tam nie dojechałem

Dom pod Limanową to prawdziwy azyl dla aktora i jego rodziny. Tam spędza każdą wolną chwilę wraz z żoną Marianną. - Mam trzech wspaniałych synów: Wojtka - magistra socjologii, Maćka - magistra slawistyki i Jacka - studenta politologu, marzącego o dziennikarstwie politycznym. Mam też dwie fantastyczne synowe i wnuczkę Kaję, piękną damę w wieku niespełna czterech lat. Ten dom postawiłem własnymi ręcami. I mam w nim mnóstwo pracy: a to stary stół przerobię na piękny stolik, a to zrobię ławki do ogrodu. No i oczywiście ramki do obrazów mojej żony, która maluje, rysuje i cały dom obwieszony jest jej pracami. Jestem majsterkowiczem, mam swój warsztat, w którym wciąż coś dłubię. Z kolei żona namiętnie sadzi krzewy, rośliny, uprawia grządki i żywi mnie świeżutkimi jarzynkami, z pokrzywami włącznie. Chodzę na grzyby, a z owoców z sadu kiedyś robiliśmy pyszne nalewki, a dziś równie dobre wina. Często odwiedzają nas goście, nieraz drzwi się nie zamykają. Tam odbywają się wspólne święta, tam też jest miejsce na relaks. Może dlatego nigdy nie byłem człowiekiem sfrustrowanym, nie goniłem za rolami i łatwiej znosiłem trudne chwile w teatrze, bo i takie przecież się zdarzały. Ważne, by przy całym oddaniu temu zawodowi umieć nabierać do niego dystansu. A w tym pomaga szczęśliwa rodzina.

- Kiedy poznał swoją obecną żonę, cudowną panią, z czułością opowiadał o tym w garderobie. Jest człowiekiem bardzo odpowiedzialnym i można na nim polegać. Kiedyś, przed laty, graliśmy we "Wrogu ludu". W jednej ze scen miałem nalewać poncz do szklanek. Na jednym ze spektakli zastąpił mnie w tym Felek z jemu wiadomych powodów. I za to będę ci Jubilacie dozgonnie wdzięczny - mówi Marian Dziędziel, aktor Teatru Słowackiego.

Feliks Szajnert poznał smak popularności. Przez kilkanaście lat występował w niezwykle znanym programie telewizyjnym "Spotkania z balladą", gdzie stworzył postać Pana Kierownika, chłopa rzutkiego, ale nieco nierozgarniętego, za to z poczuciem władzy. - To były czasy, kiedy nie mogłem spokojnie przejść ulicą, bo wciąż mnie ktoś zaczepiał. Dzięki popularności kupowałem w sklepach towary, o których tzw. przeciętnemu rodakowi się nie śniło. Jeden z programów, "Cyrkowe spotkanie z balladą" kręciliśmy w namiocie. Grałem dyrektora cyrku. Stawałem na tle tarczy, a artysta cyrkowy rzucał do niej nożami obrysowując nimi moją sylwetkę. Nie muszę pani mówić, gdzie miałem wtedy serce. A do tego wiedziałem, że lubi wypić, bo niejeden bankiet odbyliśmy razem. Na szczęście był profesjonalistą i w pracy "nie używał".

"Kordian", "Pod Mocnym Aniołem", "Pułapka", "Miarka za miarkę" to spektakle, w których można obecnie oglądać Feliksa Szajnerta. Swoje dotychczasowe życie artystyczne podsumowuje jako szczęśliwe. - Jeśli aktor, mimo wielu zagranych ról potrafi przyznać się przed samym sobą, że kolega na scenie był lepszy od niego, to znaczy, że jest artystą dojrzałym. Mam takie chwile, więc sądzę, że zasłużyłem na ten jubileusz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji