Artykuły

Mama i córka

- Zdarzali się reżyserzy na tyle niekonwencjonalni, że starali się namawiać mnie do udziału w różnych repertuarowych "cegłach". W tym znaczeniu nigdy nie chciałam być aktorką. Pragnęłam zmieniać świat, a nie odgrywać jakieś Podstoliny, czy nawet Nastazje Filipowny - mówi EWA WÓJCIAK, aktorka i dyrektor Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu.

Rozmowa z Ewą Wójciak (na zdjęciu) i Julią Wójciak:

Ewa Wójciak: Julia, na co dzień studentka pedagogiki w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu, to przede wszystkim moja córka, ale też symbolicznie dziecko Teatru Ósmego Dnia.

Julia Wójciak: Mama jest aktorką i współtwórczynią Teatru Ósmego Dnia, a od kilku lat jego dyrektorem. Gra w spektaklach, które również wymyśla i wystawia, wraz z teatrem, na całym świecie.

Pani Ewo, proszę scharakteryzować córkę?

Mama: - Julka jest śliczna i zgrabna, jakby ją ktoś wyrzeźbił z kości słoniowej. Ale też i zbyt delikatna, krucha i nieśmiała, nie dość pewna siebie. Nie rozumiem czasem tego. Za to jest dobra, ciepła i znacznie bardziej tolerancyjna dla ludzi, niż ja.

Jaka jest mama?

Córka: - To mądra i piękna kobieta. Zawsze mogę na nią liczyć.

Czy Teatr Ósmego Dnia był dla pani drugim domem?

Mama: - Tak. Rzeczywiście bywały chwile, gdy zmuszono nas do emigracji i Teatr Ósmego Dnia był wtedy jedynym domem. Mieszkaliśmy wszyscy pod jednym dachem, podróżowaliśmy razem, wspólnie organizowaliśmy życie teatralne i prywatne. Moje dzieci, wówczas jeszcze małe, zwiedziły w ten sposób całą Europę. Były z nami wszędzie, dzieliły nasze życie i otrzymały, jak sądzę, wspaniałą szkołę edukacji socjalnej. Bo choć kochane i otaczane troskliwą opieką przez moich przyjaciół z teatru, to jednak doświadczały pewnej solidarności i sprawiedliwości grupy.

Wiele dziewczynek mogłoby pani pozazdrościć dzieciństwa, które upłynęło na teatralnych deskach i zagranicznych podróżach.

Córka: - Rzeczywiście, Teatr Ósmego Dnia oznaczał dla mnie życie w podróży, odwiedzanie niezwykłych miejsc, spotykanie fascynujących ludzi mówiących wieloma językami. Wiele razy doświadczałam też wzruszeń, kiedy "ten mój teatr" wywoływał sympatię, a często nawet entuzjazm publiczności w różnych miejscach świata. A dziś, gdy już z nim tak często nie podróżuję, to wiem, że zawsze gdy do niego pójdę, spotka mnie coś nadzwyczajnego. Nieważne, czy będzie to spektakl, czy zwykła wizyta.

Nie ciągnęło pani nigdy do uprawiania zawodowo polityki?

Mama: - Nie, bo mam zbyt bezkompromisową naturę i wrażliwe sumienie. Ale uważam, że obowiązkiem artysty jest bardzo uważne obserwowanie świata, a więc także polityki i powinien być on w tym bezlitosny.

A jaki stosunek do polityki ma pani Julia?

Córka: - Obojętny, choć powiem szczerze, że czasem ta obojętność przeobraża się w smutek i rozczarowanie tym, co słyszę i widzę. Czasem oglądamy z mamą program telewizyjny "Szkło kontaktowe", żeby znaleźć trochę dystansu i "odsmucić" się. Mamy podobne poczucie humoru.

Ma pani na swym koncie wiele ról. Która jest szczególnie bliska?

Mama: - Kiedy w stanie wojennym, w warszawskim kościele, mówiłam swój tekst, o tym, jak miłość zwycięża tę ponurą rzeczywistość, po policzkach Jacka Kuronia siedzącego w pierwszym rzędzie płynęły łzy. To była ta najważniejsza rola.

A którą z ról mamy zapamiętała pani najbardziej?

Córka: - Każda jej rola jest dla mnie szczególna. Bardzo lubię oglądać mamę śpiewającą na scenie.

Pragnęła pani zagrać na deskach teatru repertuarowego?

Mama: - Zawsze konsekwentnie odmawiałam współpracy z takowym teatrem. Choć zdarzali się reżyserzy na tyle niekonwencjonalni, że starali się namawiać mnie do udziału w różnych repertuarowych "cegłach". W tym znaczeniu nigdy nie chciałam być aktorką. Pragnęłam zmieniać świat, a nie odgrywać jakieś Podstoliny, czy nawet Nastazje Filipowny.

Nie myślała pani o tym, by zostać aktorką?

Córka: - Nigdy. Wprawdzie jak byłam mała, to z moim bratem odgrywaliśmy różne sceny ze spektakli Ósemek, ale nie na poważnie. Niekiedy wspólnie z przyjaciółmi - rówieśnikami odtwarzaliśmy całe przedstawienia. Ulubionym był wielki plenerowy "Sabat". Nigdy nie graliśmy na poważnie, choć może na tyle serio, że dość szybko nam przeszło i zaczęliśmy rozwijać nasze własne zainteresowania.

Czy trudno jest dziś być szefem takiej kulturalnej instytucji, jak Teatr Ósmego Dnia, który zdecydowanie różni się od teatru repertuarowego?

Mama: - Robimy rzeczy, które są nam bardzo bliskie. Nasze spektakle mają charakter autorski i wedle tej zasady komponujemy program. To wymaga dużo pracy, wyobraźni i wysiłku. Nie można posługiwać się rutyną, schematem, iść utartymi ścieżkami. Mam znakomitego zastępcę i przyjaciela w jednej osobie, który pomaga mi poruszać się w labiryncie problemów administracyjnych. Reszta jest pasjonująca.

Dlaczego wybrała pani pedagogikę?

Córka: - Po liceum poszłam na studia językowe. Po roku zdecydowałam się jednak na pedagogikę, kierunek poradnictwo społeczne. Bardzo mi się podobają te studia, a swoją przyszłość wiążę z pracą z dziećmi. Jeszcze nie wiem w jakim wymiarze.

Gdyby dzisiaj otrzymały panie zadanie napisania sztuki, to o czym by on traktowała?

Mama: - O Hanie Arendt, fascynującej kobiecie, intelektualistce przenikliwie przyglądającej się otchłani nazizmu. Albo też o Lou Salome - pięknej i mądrej przyjaciółce Rilkego.

Córka: Powiem szczerze, że nigdy nie myślałam o pisaniu sztuk.

Czy znajdujecie panie czas na takie przyziemne rzeczy jak na przykład: wspólne spacery czy zakupy?

Mama: - Mamy dwa psy, labradory, które kochają spacery. Przeważnie włóczę się z nimi sama. Bywają czasem takie święte chwile, że udajemy się na nie całą rodzinką. Zakupów natomiast nienawidzę robić i tak naprawdę ratuje mnie Julcia. Tylko ona wie, co powinnam sobie kupić, jej wierzę i wtedy coś z tego wychodzi.

Córka: - W soboty i niedziele mama oczekuje, iż będziemy jej towarzyszyć w spacerach. Nie zawsze się to udaje i wtedy "ma nam to za złe". Lubimy robić razem różne rzeczy, na przykład jeść smakołyki, które czasem wspólnie przygotowujemy. Tylko jednej pasji mamy zdecydowanie nie podzielam - miłości do sportu. W tej dziedzinie ma do towarzystwa tylko męską część naszej rodzinki.

O czym marzą Ewa i Julia Wójciak?

Mama: - O kryształowym morzu, gorącym kamieniu na mojej ukochanej chorwackiej plaży. O cykadach i szakalim chórze. Marzę też o dotyku ręki mojej mamy. Pierwsze z tych pragnień z pewnością się wkrótce spełni, drugie już nie.

Córka: - Marzy mi się, aby maksymalnie wykorzystać życie, aż zabraknie mi tchu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji