Artykuły

Gonimy coś, czego już nie ma

- Ze współczesną polską dramaturgią jest tak naprawdę cholerny problem. Przede wszystkim autorom brakuje teatralnego doświadczenia i warsztatu. Jest kilku tylko autorów, którzy mają determinację, czas, pieniądze, żeby brać udział w próbach i starają się zrozumieć proces, jaki na nich zachodzi - mówi reżyser MICHAŁ KOTAŃSKI, przed premierą "Spalenia matki" Pawła Sali w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Rozmowa z Michałem Kotańskim, reżyserem "Spalenia matki" Pawła Sali w Teatrze Wybrzeże:

W ostatnich latach w polskim dramacie pojawiło się sporo tekstów podejmujących temat homoseksualizmu. Jak na ich tle wypada "Spalenie matki" Pawła Sali?

- Tych tekstów nie było wcale tak dużo. Poza tym mam poczucie, że nikt się tak naprawdę porządnie do tego tematu nie dobrał. Jest on traktowany albo instrumentalnie - to znaczy młody autor pisze o czymś, co jest mocne i wyraziste, dzięki czemu ma gwarancję, że będzie zauważony (co do pewnego stopnia jest dla mnie zrozumiałe) - albo powierzchownie; widzimy gejów, którzy są bardziej lub mniej wyemancypowani i walczą z niezrozumieniem. Takie czarno-białe podejście. Nadal dobieramy się do tego tematu niezgrabnie. Kiedy czytam na przykład "Anioły w Ameryce" Tony'ego Kushnera, to widzę próbę uchwycenia czegoś więcej niż tylko kolorowego obrazka. To jest próba zrozumienia, w jakim momencie znajdowało się amerykańskie społeczeństwo za czasów Reagana. Nie tylko homoseksualiści. Kushner pokazuje, jak AIDS obnażyło moralność tamtych czasów i wykorzystuje to do zadania pytania - gdzie my się znaleźliśmy jako społeczeństwo, kim my jesteśmy? W polskich dramatach widzę w tej chwili albo odpowiedzi na pytanka, a nie pytania, albo właśnie czarno-białą wizję świata i gotowe odpowiedzi. Jeżeli nagle w wielu krajach Europy (i nie tylko) legalizowane są związki partnerskie, to znaczy, że jesteśmy świadkami jakichś kulturowych przemian, coś się wyczerpało, coś toruje sobie drogę i dobrze by było, gdyby ktoś próbował to opisać i złapać z jakiejś szerszej perspektywy. Natomiast jedyne na co nas stać, to udowadnianie, że jesteśmy bardziej europejscy od zachodu Europy. Albo że zgniły Zachód nas kompletnie nie interesuje. To jest prowincjonalne. W "Spaleniu matki" Paweł Sala próbuje sportretować bohatera, którego bezkompromisowość i konfrontacyjna postawa wobec świata okazują się jałowe. Bohater nie chce dać się zepchnąć na margines, ale widzi nagłe, że i tak się tam znalazł. Bo nie skonfrontował się z samym sobą.

Jakie inne tematy można znaleźć w "Spaleniu matki"?

- To, co chciałbym z tego tekstu wyciągnąć, to problem tożsamości i - co za tym idzie - odpowiedzialności. Mam poczucie, że żyjemy w tej chwili w kraju bez tożsamości. Po latach zamrożenia w komunizmie jesteśmy nauczeni bezradności, przed którą próbujemy uciekać, doganiając Zachód. Ale świat i Europa się zmieniają, a my gonimy coś, czego już nie ma. Jakieś własne wyobrażenia. Stoimy przez to w dziwnym, tanecznym rozkroku. Pytanie jak długo. Widać to świetnie na przykładzie partii rządzącej, która wspaniałe wyczuwa frustrację Polaków, ale recepty na nią ma z innej epoki.

Jeżeli bohaterowie "Spalenia matki" chcą zrobić coś ze swoim życiem, muszą najpierw sami się zdefiniować. Okazuje się, że bezkompromisowa postawa jednego z nich jest tak naprawdę zapatrzeniem w samego siebie. To samo jest z rodzicami bohatera, nie potrafią znaleźć sposobu na życie, trzymają się kurczowo nieskutecznych recept. Ten tekst staje się przez to opowieścią o świecie, w którym niemożliwy jest dramat. Trudno jest głównemu bohaterowi dostrzec coś spoza swojego cierpienia, spoza swojego buntu.

Czy wprowadzi Pan do tekstu duże zmiany? Wiem, że pojawi się w widowisku postać trzydziestokilkuletniej businesswoman Laury, której nie ma w tekście Pawła Sali.

- Rozmawiałem niedawno z kolegą pracującym w Londynie. W Anglii są teatry nastawione wyłącznie na nowy dramat. Przychodzi do nich kilkaset tekstów w sezonie, z czego dobry jest jeden, który i tak wymaga potem poprawek. Coś podobnego zaczyna dziać się w Polsce, choć ciągłe na niewystarczającą skalę. Tadeusz Słobodzianek czy Roman Pawłowski konsekwentnie promują polską współczesną dramaturgię. To ważne, jednak ciągłe niewystarczające. Ze współczesną polską dramaturgią jest tak naprawdę cholerny problem. Przede wszystkim autorom brakuje teatralnego doświadczenia i warsztatu. Jest kilku tylko autorów, którzy mają determinację, czas, pieniądze, żeby brać udział w próbach i starają się zrozumieć proces, jaki na nich zachodzi. W "Spaleniu matki" oczywiście będą zmiany, które wzięły się z rozmów z Pawłem Salą jeszcze przed rozpoczęciem prób.

"Spalenie matki" będzie pierwszym polskim tekstem, który Pan reżyseruje.

- Myślę, że cały czas krążę wokół podobnych tematów. Mniej lub bardziej świadomie. "Spalenie matki" chyba nie jest wyjątkiem.

Michał Kotański

Reżyser "Spalenia matki" Pawła Sali w teatrze Wybrzeże. Rocznik 1976. Jest absolwentem krakowskiej szkoły teatralnej, wcześniej studiował filozofię. Był asystentem Jerzego Jarockiego, Andrzeja Wajdy, Jerzego Golińskiego, Mikołaja Grabowskiego, Krystiana Lupy, Andrzeja Seweryna, Rudolfa Zioły. Zadebiutował "Polaroidami" Marka Ravenhilla w Starym Teatrze w Krakowie w 2003 roku. Zrealizował też "Komedianta" Thomasa Bernharda, "Tajemną ekstazę" Davida Hare'a i "Językami mówić będą" Andrew Bovella.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji