Artykuły

Mówią o mnie kamikaze

URSZULA GRABOWSKA - Agata ze znakomitego serialu sensacyjnego "Glina" i Patrycja z "Na dobre i na złe". Teraz Iwona z filmu "Świadek koronny" i przygotowywanego właśnie serialu "Odwróceni". Najbliższe miesiące mogą należeć właśnie do tej utalentowanej i pięknej krakowskiej aktorki.

Czy pochodzi Pani z tej słynnej artystycznej rodziny Grabowskich? Andrzeja - aktora i Mikołaja - reżysera?

- (śmiech) Ostatnio odwiedziłam forum internetowe, licząc na jakieś obiektywne komentarze na temat "Świadka koronnego" i trafiłam na opinie dotyczące m.in. mojego pochodzenia. Według nich jestem córką pana Andrzeja Grabowskiego, a urodę odziedziczyłam po ojcu! Przeczytałam też, że jestem jego żoną, a ci bardziej złośliwi pisali, że matką i babką.

Zatem jeśli nie geny, to jaki anioł podpowiedział Pani, żeby zostać aktorką? Przecież podobno miała Pani być krawcową.

- Tak, jestem po technikiem odzieżowym. Wybrałam sobie tę szkołę z uporu, a nie konieczności, chociaż wariant bezpieczeństwa - że kończąc tę szkołę, bez trudu znajdę pracę - nie był tu bez znaczenia.

Szyje Pani sobie coś czasem?

- Czasami (śmiech). Zostało mi mocno "konfekcyjne" oko. Ale moje ambicje na szyciu się nie kończyły. Nie miałam zamiaru spędzić 25 lat przy maszynie. Po szkole chciałam pójść na krakowską Akademię Sztuk Pięknych, na projektowanie odzieży. Tym bardziej że w moim technikum rysunek zawodowy był na bardzo wysokim poziomie i szedł mi całkiem nieźle.

Co się takiego zdarzyło, że zmieniła Pani plany?

- Trzy lata przed maturą dom kultury robił nabór do studia mody. Dostałam się. Niespełna dwa lata później trafiłam do programu pana Marcina Dańca, po raz pierwszy zetknęłam się od strony kulis ze światem artystycznym.

To tam łyknęła Pani bakcyla? Zawrót głowy?

- To był świat, który dotąd znałam wyłącznie z telewizji. A tam wielu ludzi poznałam prywatnie. Okazał się przystępny, przyjazny. - Może i w zasięgu ręki? - pomyślałam. Ale moja pierwsza próba zdobycia indeksu szkoły teatralnej okazała się nieudana. W ogóle nie wiedziałam, na co się porywam. Nie wiedziałam nawet, że tekst musi wejść głęboko w głowę, bardzo organicznie. Nie miałam pojęcia, że trzeba tak się go nauczyć na pamięć, by dać sobie możliwość swobody interpretacji i równoczesnej koordynacji zupełnie nie powiązanych ze sobą czynności.

Ale Pani, dziewczyna z Nowej Huty, spokojnie spróbowała jeszcze raz.

- Lekcja pokory zmobilizowała mnie do myślenia. Przygotowałam się solidnie. Rok później dostałam się do szkoły w Krakowie.

Ponowny zawrót głowy?

- Uczucie zasłużonego, wypracowanego sukcesu.

Za chwilę los podesłał następne okazje...

- Na pierwszym roku zagrałam księżniczkę Roksanę w Teatrze Telewizji, robiłam też jakieś zastępstwa w Teatrze Ludowym i statystowałam w Starym Teatrze. Na drugim roku pani Barbara Sass obsadziła mnie w przedstawieniu, które realizowała w Teatrze Bagatela. I tam można Panią oglądać do dziś.

- Ponieważ dostałam stypendium teatralne fundowane do czasu ukończenia szkoły z miłym obowiązkiem i gwarancją bezpieczeństwa, jeśli chodzi o zatrudnienie w przyszłości. Miałabym stamtąd odejść? Nie! Jeśli ktoś we mnie inwestuje i gwarantuje start, odejście byłoby nielojalne. To niezgodne z moją naturą. Poza tym tuż po szkole powierzono mi w Teatrze Bagatela kolejne role.

Nie planuje Pani przeniesienia się do Warszawy? W stolicy jest najwięcej pracy dla aktorki.

- Na brak pracy nie narzekam. A przed przeprowadzką rzeczywiście nadal się wzbraniam. Wzbraniamy, bo mój mąż też jest silnie związany z Krakowem. Ale czuję, że zbliża się moment takiej decyzji. Może nawet wkrótce. Nie wiem. Drogę Kraków - Warszawa przerzam już od dziesięciu lat.

Ponad 5 godzin w obie strony. To da się wytrzymać parę razy w tygodniu?

- W tym pociągu czuję się jak w wielkiej rodzinie. Te same twarze, starzy bywalcy. - Dzień dobry - z uśmiechem na przywitanie. Zawieram różne znajomości, choć na ogół staram się odizolować. To mój czas na odpoczynek, korektę zaniedbań i nadrabianie straconego czasu. Lektura, telefony - w pociągu mam wreszcie czas, żeby pogadać. Lubię też patrzeć w dal, obserwować, jak zmienia się przyroda. To zapatrzenie powoduje swobodny przepływ myśli, pozwała je porządkować.

Ma Pani taką "przedwojenną", delikatną urodę, ktoś powiedział - urodę porcelanowej figurki. Pasuje Pani do ról klasycznych.

- Po rzeczy współczesne też sięgam, o ile mają sens bardziej uniwersalny. Ale rzeczywiście wolę klasykę. Tak jestem obsadzana i myślę, że nie tylko typ urody o tym decyduje. Nie odnajduję się do końca we współczesnych trendach.

Ale w "Świadku koronnym", filmie o polskiej mafii, jednak Pani zagrała. W jednej scenie zanurza się Pani w morzu w czarnym kostiumie kąpielowym. Upału chyba wtedy nie było.

- Koledzy żartobliwie mówią o mnie kamikaze. To była połowa października. Zimno i wietrznie. Ale jestem tak zawzięta, że jeśli się na coś zdecyduję

- i widzę, że warto - to idę dalej. W pierwszym dublu weszłam w wodę po uda. Ale pomyślałam: - Skoro już weszłam po uda, to tak naprawdę już wszystko jedno. W drugim dublu zanurzyłam się cała. Udało mi się nawet trochę popływać.

Katar?

- Wszystko skończyło się szczęśliwie. Jeszcze gorzej było z pogodą kilka dni później, podczas zdjęć na promie. Scenę finałową kręcono ostatnią, a byliśmy po 16 godzinach pracy. Proszę to sobie wyobrazić - prawie w pół do trzeciej w nocy, na termometrach 4 stopnie, a my w letnich ubraniach, cały dzień w plenerze. Ciężko było grać, trudno było w ogóle mówić. Po zdjęciach musieliśmy się ratować dużą porcją czosnku, miodu i cytryny.

Ma Pani dwóch starszych braci. Jest Pani Ich maskotką? Są dumni?

- Nie jestem ich maskotką, ale oczywiście są z siostry dumni! Moja rodzina zdołała już sobie uświadomić, ile wysiłku kosztuje ten, na pozór taki banalny, zawód. Ja go traktuję bardzo serio.

Jak Pani znosi charakteryzację o szóstej rano?

- ... i od lat życie w pociągu? W tym zawodzie nie interesuje mnie tylko to, co łatwe i przyjemne, ani bywanie na salonach. Wykonuję ciężką siermiężną robotę. Podczas prób wyciskam z siebie ostatnie poty, organizuję sobie warsztaty ruchowe. Przygotowując się do roli, przekopuję tony literatury. Wciąż chcę się rozwijać, a nie odcinać kupony i być tylko "ładną buzią".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji