Artykuły

Antylekcje polskiego ze szkolnych lektur

"Omyłka" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Po niektóre teksty w poważnym teatrze się nie sięga. "Odprawa posłów greckich", "Dziady", teksty Słowackiego (a w każdym razie te, które nie są "Balladyną"), pozytywistyczne nowelki - wszystko to kojarzy się z teatrem lekturowym, czyli z nudą i chałturą. Nieatrakcyjność lektur potwierdzały ministerialne klucze interpretacji. Dzięki ich schematycznej formie wiele lekcji języka polskiego traktować można w kategorii smutnego cudu: to, co indywidualne, staje się na polskim "reprezentatywne dla nurtu", to, co dekadenckie - pokrzepiające, to, co krytyczne - narodowotwórcze.

Spektakle pojawiające się w ostatnim roku śmiało można więc nazwać antylekcjami polskiego. Reżyserów (Michał Zadara, Monika Strzępka) i dramaturgów (Paweł Demirski, autor m.in. "Dziadów-Ekshumacji") młodego pokolenia lekturowe koszmarki wyraźnie kręcą. I prowokują, by wyciągnąć je z interpretacyjnych trumienek. Twórcy wgryzają się w teksty i szukają w nich nie odpowiedzi, lecz niezwykle aktualnych dziś pytań o patriotyzm, polskość, tożsamość. A ich diagnozy raczej nie współgrają z wizją świętej Polski męczennicy.

W "Omyłce" łączącej "Mendla Gdańskiego" Marii Konopnickiej i nowelkę Bolesława Prusa (wystawiana ostatnio w 1948 r. przez Lidię Zamkow i Erwina Axera) o człowieku niesłusznie uznanym za zdrajcę nie wszystko się udało. Spektakl miał być o Polsce alkoholowo-parafialnej, o strachu przed donosicielami, o szczuciu obcych, o koszmarze małych miasteczek, gdzie wielokrotnie zacierały się granice między piknikiem a pogromem.

Nie wyszedł pomysł, by absurdy antysemityzmu, ksenofobii, nienawiści rodzącej się z kompleksów pokazać z perspektywy dziecka poddawanego nowej "edukacji patriotycznej". Niewdzięczną rolę "głupiego Jasia", który niczego nie rozumie, a tylko biernie odtwarza szkolne formułki, dostał Piotr Ligenza. Lekcja, jaką przeprowadza z nim nauczyciel Dobrzański (Adam Woronowicz), nieźle oddaje działanie systemu tępiącego samodzielne myślenie. Niepokazane zostały jednak konsekwencje takiej edukacji. Wyrośnięte dziecko, które napatrzyło się na popełniane przez dorosłych świństwa

i zbrodnie, do końca zachowało czyste serduszko. Ujmie się więc za prześladowanym Mendlem/zdrajcą (Andrzej Konopka) i patrząc naiwnymi oczkami, będzie kiwać się w rytm "Kotków dwóch" i "Na Woj tusia z popielnika...". Sam Mendel/zdrajca stylizowany na psa wojny, którego państwo wykorzystało, a naród znienawidził, nie prezentuje ściśle określonego rodzaju obcości. Nie staje się przez to "obcym uniwersalnym", ale "niespójnym". Reżyser chciał go na dodatek pokazać od ludzkiej strony, wprowadzając dziwny wątek liryczny.

W tym wklejonym do pozytywistycznych nowelek fragmencie jak z melodramatu Mendel/zdrajca i matka Antosia (Karina Seweryn) tańczą sennie do dźwięków "Naszej klasy" Jacka Kaczmarskiego i kłócą się słowami wyszeptywanego kiedyś przez Ewę Demarczyk "Tomaszowa". Obcy ożywa jednak i nabiera ostrych rysów w konfrontacji ze społecznością.

I właśnie to - pokazanie wspólnoty poczciwych ludzi, którzy noszą w sobie morderców - to największy atut spektaklu.

Zaczyna się od drobnych sygnałów, jak popijawa zmieniająca się w karnawał fobii ("a co, jak podsłuchują? a sprawdzaliście okna?"). Manie i uprzedzenia powoli wypełzają wszystkimi szczelinami. W zakładzie fryzjerskim Kasjer (Krzysztof Szczerbiński) wygłosi swój program naprawczy dla Polski (wyłapać, zamknąć, rozliczyć, oczyścić). Wstaje z fryzjerskiego krzesła przylizany "na Hitlera" i jak Chrystus rozpina się na linach unoszących długi stół. Wcześniej ten sam Kasjer, postać w oficerkach i koszulce polskiej reprezentacji, wymierzał skrupulatnie, ilu Żydów zmieści się w stodole. W kulminacyjnej scenie trójka aktorów stanie pod oświetloną ścianą, a trójka w ciemności będzie recytować zeznania z procesu uczestników pogromu kieleckiego (4 lipca 1946). Podział na katów i ofiary wydaje się przypadkowy, a przyczyny nienawiści - irracjonalne.

Wprzejmującej scenie między Burmistrzem/Zegarmistrzem (Kazimierz Wysota) a Mendlem okaże się, jakimi argumentami posługują się antysemici, próbując udowodnić organiczną "obcość" Żyda ("Żyd pieniądze lubi, chłopstwo rozpija"). I jak bezbronny jest człowiek w próbach odparcia tych urojeń. Wiele scen przypomina dialog głuchych, którzy postanowili nagle krzyknąć wszyscy razem. Słowa wyrzuca się szybko, symultanicznie, w niemieckim stylu, a la Renę Pollesch albo Frank Castorf. Nie ma szans na wzajemne wysłuchanie ani zrozumienie.

Ajednakwizjamiędzyludzkich relacji, jaka się z tego spektaklu wyłania, jest niepokojąco aktualna. Tropienie obcych trwa.

Na zdjęciu: scena z próby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji