Artykuły

Kochać i pomagać

Chętnie wraca do chwil spędzonych w krakowskiej PWST, a później w Teatrze Ludowym. Ten czas nazywa teatralną wiosną swojego życia. - Kiedy wykopano mnie z warszawskiej szkoły, przyjął mnie właśnie Kraków. To był cudowny czas - wspomina GRAŻYNA BARSZCZEWSKA

"Grażyna Barszczewska rzadko bywa na stołecznych bankietach, jej twarz nie zdobi dziesiątków kolorowych pisemek, bo, jak sama twierdzi,

woli błyszczeć na scenie lub ekranie

Spotkałyśmy się ponownie, po latach niewidzenia. Tym razem nie w gościnnych progach jej warszawskiego domu, lecz w tarnowskim teatrze, na premierze Zazdrości Esther Vilar. Sztukę tę wyreżyserowała i jednocześnie w niej zagrała. Z sukcesem.

Już w dzieciństwie dobrze się zapowiadała. Była bardzo muzykalnym dzieckiem, co potwierdziły lata nauki gry na fortepianie w szkole podstawowej i w średniej. Myślała nawet o dyrygenturze. Ostatecznie jednak wybrała warszawską szkołę teatralną. - Nigdy nie żałowałam, że wybrałam drogę aktorską, a nie muzyczną. Mam bardzo dobry słuch, rejestruję każdy dysonans i niedociągnięcie ćwierć-nuty, ale szans na karierę pianistki nie miałam. Zdarzyło mi się kilkakrotnie grać na fortepianie, na żywo, w filmach. Co więcej, nawet dyrygowałam dwoma utworami symfonicznymi w telewizyjnym programie Hobby artystów filmowych. To było naprawdę zabawne - mówi po latach

Grażyna Barszczewska; uroda, talent, wdzięk, elegancja i najpiękniejszy uśmiech świata, jak mówią jej koledzy i przyjaciele.

Kraków zajmuje wiele miejsca w naszej rozmowie. Pani Grażyna chętnie wraca do chwil spędzonych w krakowskiej PWST, a później w Teatrze Ludowym. Ten czas nazywa teatralną wiosną swojego życia. - Kiedy wykopano mnie z warszawskiej szkoły, przyjął mnie właśnie Kraków. Początki nie były łatwe, bo jako tej wyrzuconej bacznie mi się przyglądano. A jednak to był cudowny czas. Fantastyczna atmosfera artystycznego Krakowa, Piwnica - to wszystko miało wielki wpływ na kształtowanie młodej dziewczyny. Poza tym wówczas spotkałam się z mistrzami! Na drugim roku Jerzy Jarocki zaproponował mi epizod, rolę w Mojej córeczce Różewicza. Głupia i zielona nie zdawałam sobie wówczas sprawy z tego, z jakim mistrzem przyszło mi pracować. Niestety, nasze artystyczne spotkanie nigdy się nie powtórzyło. I wreszcie, właśnie w Krakowie, w Teatrze Ludowym, nastąpił mój teatralny debiut rolą Niny w Czajce. Jak więc mam nie mieć sentymentu do tego miasta?

Krakowskie echa słychać też w śpiewie aktorki, która -choć generalnie bardzo krytycznie podchodzi do swoich wyczynów wokalnych - miała recitale, nagrała płyty. - Jeśli już śpiewam, to kompozycje, które leżą w zasięgu moich głosowych możliwości. Staram się nie narażać odbiorców na nieprzyjemne przeżycia. Dwie nagrane płyty uważam za lekką bezczelność z mojej strony. Pierwsza - z muzyką Koniecznego, Zaryckiego, Rają do słów Osieckiej, Dickinson, Achmatowej - to mój ukłon w stronę Krakowa i Piwnicy pod Baranami. Na drugiej na- . grałam przedwojenne szlagiery, nieco już zapomniane, w których dobrze się czuję.

Po ucieczce do Warszawy pierwsze dziesięć lat spędziła w teatrze Ateneum. To był bardzo twórczy czas dla aktorki. Grała bardzo dużo; od naiwnych amantek poprzez role charakterystyczne aż po dramatyczne, choćby wspomnieć tytułową Marię Stuart, Gizellę w Dwoje na huśtawce. Do tego trzeba jeszcze dodać Teatr Telewizji i oczywiście film.

Mimo odnoszonych sukcesów w Ateneum przeszła jednak do warszawskiego Teatru Polskiego. - Zawsze byłam i jestem ciekawa nowych ludzi i spraw. Potrzebny jest mi ruch. Nie lubię stojącej wody. W Polskim magnesem była wielka osobowość Kazimierza Dejmka -wspaniałego dyrektora i reżysera. Od niego właśnie dostałam po raz pierwszy propozycję zagrania w sztukach Szekspira. Chciałam koniecznie zmierzyć się z tą materią. No i zagrałam w Wieczorze Trzech Króli, w Kupcu weneckim. Ten teatr to mój drugi dom, choć ostatnio nie ma mnie w repertuarze.

Grażyna jest świetną aktorką i piękną kobietą z ogromnym poczuciem humoru, za który bardzo ją cenię - mówi Andrzej Łapicki, wieloletni dyrektor Teatru Polskiego. -Współpracę z nią wspominam jak najmilej, szczególnie w Kupcu weneckim. Z ogromnym wdziękiem i poczuciem humoru zagrała Podstolinę w mojej Zemście. Miała wiele aktorskich uderzeń, choćby wspomnieć Politykę Perzyńskiego czy Skiza Zapolskiej. Widzę ją w rolach komediowych, w nich osiągnęła najlepsze rezultaty. Oprócz urody i wdzięku, ma w sobie wiele ciepła i serdeczności wobec ludzi. Dobra i życzliwa. Zawsze uśmiechnięta, co w dzisiejszych, ponurych czasach jest zaletą nie do przecenienia. Nadal w świetnej formie aktorskiej, wygląda wspaniale, więc pozostaje mi tylko życzyć jej dalszych sukcesów.

Aktorka nigdy nie poprzestawała tylko na pracy w macierzystym teatrze. Jeśli dostawała ciekawe propozycje ról gościnnych - chętnie przyjmowała. Dzięki temu powstały spektakle na poznańskiej Scenie na Piętrze, czy w warszawskich Prezentacjach. To właśnie za przyczyną świetnej roli Gizelli w Dwoje na huśtawce, za którą otrzymała nagrodę aktorską, Edward Dziewoński powierzył jej Stefanię w Solo na dwa głosy. Spektakl połączony był z akcją na cele charytatywne, którym pani Grażyna poświęca sporo czasu. - Nie chcę rozmawiać o tej działalności, bo nie po to się pomaga innym, by zbijać na tym prywatny kapitał. Powiem jedno: w tej pracy przyświeca mi zdanie, które wypowiada moja bohaterka Gizella: Najpiękniejszym słowem, po słowie kochać, jest słowo pomagać. I tylko tyle.

Wystąpiła też w wielu filmach, w większych i mniejszych rolach, a jednak najsilniej zapisała się w pamięci widzów jako Nina w Karierze Nikodema Dyzmy Jana Rybkowskiego. - Szkoda, że nie zagrałam Dyzmy - to dopiero jest kawał roli - śmieje się aktorka. - A mówiąc serio; w filmie nie miałam szczęścia do bogatych i głębokich ról, jak w teatrze. Film zwykle zatrudniał mnie do grania lirycznych lub zaborczych amantek. Bardzo lubię kamerę i ubolewam nad tym, że ostatnio polskie kino mnie nie rozpieszcza. Sądzę, że udowodniłam już wielokrotnie, że potrafię być nie tylko filmowym ozdobnikiem.

Wiem, że z powodu tzw. warunków tak się mnie często postrzega. Nie przepadam za swoją fizycznością, ale skoro już uznano, że mam tzw. urodę, to do licha, niechże spróbują na niej zagrać. Mam pretensje do reżyserów nie tylko o siebie. Proszę rozglądnąć się wokół - ileż jest utalentowanych aktorek z nagrodami i jakoś nie widać ich w filmach. Gdzie są role np. dla Barbary Krafftówny i wielu innych? A przecież, choćby z czysto komercyjnych względów, jeden z drugim reżyser mógłby pomyśleć: Na tej zdolnej facetce mogę zarobić wiele pieniędzy, więc warto dla niej napisać scenariusz. Ale nie chcę narzekać, wolę myśleć o tych postaciach, które dane mi było stworzyć np. w Łabędzim śpiewie czy we Wszystko co najważniejsze Roberta Glińskiego.

Właśnie ten ostatni film wystawiony był przed laty do oscarowej nominacji, dzięki czemu obejrzała go Meryl Streep. W wywiadzie dla amerykańskiej telewizji nie szczędziła komplementów dla aktorstwa Grażyny Barszczewskiej.

Mimo urody, która przez pewien czas szufladkowała role aktorki, nie stroni ona od postaci wymagających fizycznego zbrzydzenia. Odartą z urody Grażynę Barszczewską można było oglądać w Przerwie z podróży Marii Nurowskiej, gdzie zagrała postać tragiczną. Nurowska przed przystąpieniem do realizacji miała wiele wątpliwości, czy aktorka tak piękna jak pani Grażyna może przekonująco zagrać szarą i zdesperowaną kobietę. - Dopiero po obejrzeniu pierwszych nakręconych materiałów Maria przyznała mi się do swoich wątpliwości. Powiedziałam jej wówczas: Chce pani, żebym była brzydka - bardzo proszę.

Niska, wysoka, gruba? Będę taką, jaką mam być, jeśli tylko materiał jest ciekawy. Dla dobrej roli mogę nawet głowę ogolić na łyso. Grałam przed laty, wraz z Robertem Williamsem, Żydówkę w amerykańskim filmie Jakub kłamca. Gdy przyszłam na pierwsze spotkanie z reżyserem, powiedział: Jesteś za młoda. A ja mu na to, jak Dustin Hoffman w Tootsie: Mogę być stara. W końcu jestem aktorką.

Wielokrotnie natomiast odrzucała propozycje ról rozbieranych. - A jednak Hanuszkiewiczowi w telewizyjnych Emancypantkach udało się mnie rozebrać. Zgodziłam się, bo ten zabieg byt uzasadniony i logiczny. To był półakt z rozrzuconymi tu i ówdzie różami. Podobno dało się to nawet oglądać - śmieje się aktorka.

Więcej szczęścia niż do filmu miała do seriali: Znaki zodiaku, Dyrektorzy, Trzecia granica, a także do Teatru Telewizji, w którym stworzyła znakomitą kreację w Błahostce Józefa Hena. Z rozrzewnieniem też wspomina Anioła w szafie Różewicza, gdzie zagrała wraz z Jerzym Trelą. - O takiej roli marzę w filmie i wierzę, że to wciąż jeszcze przede mną - dodaje.

Od kilku lat telewidzowie mogą oglądać panią Grażynę w serialu Plebania, w którym gra zaborczą mamcię, zadręczającą syna jedynaka nadmiarem miłości. - Mamcia jest zaprzeczeniem moich metod wychowawczych i mojego stosunku do świata. Początkowo była postacią wręcz farsową - dziś prowadzę ją raczej w stronę komediowości. Jeśli czasem zdarzy mi się nadopiekuńczość wobec własnego, 26-letniego syna, to od razu oboje wykrzykujemy: Tylko nie jak mamcia. No, nie ukrywam, że dzwonię do niego niemal codziennie. Ale wiem, że ta rola jest też ostrzeżeniem: Uważajcie mamy, bo wasza nadmierna miłość wobec dzieci może obrócić się przeciwko wam.

W życiu i w pracy pani Grażyna jest perfekcjonistką nie do wytrzymania, co sama przyznaje ze śmiechem. - Latam za scenografami, dopominam się o przymiarki u teatralnych krawców, pilnuję świateł, wszystkiego, co składa się na moją postać. Wiem, że to czasami może niektórych wkurzać, ale taka jestem i już. Jeden z reżyserów powiedział mi kiedyś: Oprócz ciebie znam tylko jedną taką szaloną perfekcjonistkę - Irenę Kwiatkowską - przyznaje aktorka i od razu się mityguje: - Oj, chyba za dużo dobrego powiedziałam na swój temat.

Rzeczywiście, Grażynka była zawsze niebywale precyzyjna w pracy, a znamy się długo, że aż wstyd powiedzieć ile, bo kobietom wieku się nie wypomina - mówi Janusz Zakrzeński, kolega z macierzystego teatru pani Grażyny.- Poznałem ją w szkole teatralnej, w której miałem zajęcia, a ona była studentką I roku. Już wtedy zwracała uwagę talentem i urodą. Niejeden chłop oglądał się za nią. Potem spotkaliśmy się w Teatrze Polskim i tak pozostało do dziś. Szczególnie pamiętam nasze wspólne zmagania w Kupcu weneckim. To naprawdę świetna aktorka. Jak Grażynka wchodzi do teatru, to od jej uśmiechu wszystkim robi się od razu weselej i jaśniej. Bardzo cenię jej dobroć i koleżeńskość. Cholera jasna, nawet gdybym chciał, to nie mogę

o niej powiedzieć nic złego. Jest po prostu cudowna. No cóż, kończyła krakowską szkołę, więc inaczej być nie może.

I jeszcze jedno: wciąż czuję się troszeczkę jej pedagogiem, więc od czasu do czasu pozwalam sobie na drobne uwagi aktorskie, jeśli razem gramy. Grażynka przyjmuje to z życzliwością, co też świadczy o jej klasie.

- Aktorstwo jest zawodem często stresującym, wyniszczającym, wiele kosztuje - wyznaje aktorka - ale warto go uprawiać choćby dla takich chwil, które przeżyłam po spektaklu Dwoje na huśtawce, w którym grałam z Romanem Wilhelmim. Do garderoby aktorki przyszedł onieśmielony, zawstydzony starszy pan ze łzami w oczach i powiedział: Dziękuję pani, bardzo mi pani pomogła.

- Błogosławieństwem w tym zawodzie jest posiadanie własnego domu, rodziny i normalnego życia - mówi pani Grażyna. - Oddaję się temu zawodowi całkowicie, a jednocześnie jestem normalną kobietą, zajmującą się sprawami domu i rodziny. Te dwie sroki łapię za ogon ze zmiennym szczęściem od lat.

Dom pani Grażyny jest piękny i pięknie położony -w Warszawie i pod lasem zarazem, co stanowi wielką atrakcję dla przyjaciół i znajomych. Niejedna telewizja chciała już nakręcić reportaż o tym uroczysku, ale gospodyni każdorazowo grzecznie odmawia. -To jest moja sfera prywatności. Często, kiedy jestem zmęczona, zrzucam ulubione kapelusze, eleganckie stroje - lubię dobrze się ubierać, choć nie biegam po wyprzedażach i nie buszuję po butikach - zakładam spodnie, sportowe buty i gnam w las. A potem dziubię troszkę w ogrodzie, tu i tam coś posadzę, przytnę - to jest mój relaks i chwila wytchnienia.

Pani Grażyna niewiele czasu spędza przed lustrem, nad upiększaniem urody. - Eliksir młodości mamy wewnątrz. Trzeba go tylko umieć wydostać. Kremy i balsamy są jedynie dodatkiem dla naskórka. Od czasu do czasu, w ramach luksusu, spędzam kilka godzin w salonie urody, gdzie pan Stefan poddaje obróbce moje włosy, twarz, ręce. A po powrocie do domu mąż reaguje niezmiennie od lat: Znów zrobiłaś sobie operację plastyczną.

Aktorka rzadko bywa na stołecznych bankietach, jej twarz nie zdobi dziesiątków kolorowych pisemek, bo, jak sama twierdzi, woli błyszczeć na scenie lub ekranie. - Nie chcę oglądać moich zdjęć na przystankach autobusowych czy na ulicznych billboardach. A poza tym moje życie jest normalne, a więc mało salonowe. Nie ekscytuję romansami, nadużywaniem alkoholu czy innymi skandalami, więc nie ma powodu, bym wzbudzała szczególne zainteresowanie mediów. Żyję normalnie, choć nietypowo, jak powiedział mi Stanisław Różewicz, bo biegam do teatru i kina, by oglądać dokonania kolegów. To rzadkość w naszym zawodzie.

Aktualnie nie można zobaczyć Grażyny Barszczewskiej w żadnej sztuce wystawianej przez Teatr Polski. - Ubolewam nad tym, ubolewa dyrekcja, ale jest nadzieja, że z tych wspólnych boleści urodzi się jakiś projekt - śmieje się aktorka. - Mam w planach telewizję, dwuosobową sztukę z Jankiem Peszkiem - ostatni raz spotkaliśmy się na planie filmu Łabędzi śpiew - ale nic więcej nie powiem, żeby nie zapeszać. Szykuję też coś muzycznego, piszę scenariusz. Oprócz tego mam wiele innych rzeczy do zrobienia. Choćby wspomniana praca charytatywna.

Inną pasją pani Grażyny jest radio, w którym nagrała wiele słuchowisk i teatrów, za co została uhonorowana Wielkim Splendorem, najbardziej prestiżową nagrodą radiową.

Nasze spotkanie powoli dobiega końca. Gdy pytam panią Grażynę o rolę, która najbardziej zapadła jej w sercu, słyszę: - Kura. Zagrałam ją w słuchowisku radiowym - kurę napaloną na macierzyństwo i z problemami. Zgotowałam wszystkich kolegów, z Bronkiem Pawlikiem na czele, a jego niełatwo było rozśmieszyć. Tak więc sądzę, że w drobiu jestem naprawdę niezła".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji