Artykuły

Jak krwawa hollywoodzka rycina

"Lincz" w reż. Agnieszki Olsten na Scenie na Świebodzkim Teatru Polskiego we Wrocławiu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Agnieszka Olsten odczytała trzy sztuki japońskiego ekstremisty Yukio Mishima jako historie, w których wszelka psychologia zostaje wyparta przez magię i wyzwoloną cielesność

Ponoć pierwszą rzeczą, jaką zauważa człowiek powracający z dłuższego pobytu w Japonii, jest sposób poruszania się Europejczyków - ich ruchy są zbyt szerokie, egoistyczne, zachłanne. Japonia to minimalizm, ustępstwo, samoograniczenie. Japonia to także Yukio Mishima, którego życie było tragiczne jak tango odtańczone na grobowcu w Hiroszimskim Parku Pokoju. Sztuki, które pozostawił, pełne są szczególnej przemocy. Nie tej fizycznej, ale magicznej, duchowej, libidalnej. Po jego teksty sięgali Tadeusz Łomnicki (w 1965 r.), Andrzej Wajda (1994), Aleksandra Śląska, Barbara Sass czy Tadeusz Bradecki. Drogi do świata Mishimy szukali często przez europejski psychologizm połączony z lekką japońską stylizacją. Opierali się na tym, co wiemy o ludzkich emocjach i kulturze Azji. Agnieszka Olsten, która zrealizowała we Wrocławiu trzy jednoaktówki pisarza, postąpiła odwrotnie. Wyszła od tego, co nieznane, obce, nieoswojone. Od tego, co budzi lęk. A co budziło lęk Yukio Mishimy?

Śmierć i dziewczynka

Dla Mishimy (właśc. Kimitake Hiraoka, 1925-1970), pisarza i prawicowego ekstremisty, pierwszym doświadczeniem nie było dzieciństwo, lecz starość. Nie uczono go męskości, lecz dziewczęcości. Zamiast prawdziwego życia poznał teatr, zamiast miłości - śmierć, rozkład, klaustrofobia. Wychowywał się w cieniu starości swojej babki Natsuko, z którą mieszkał przez pierwsze lata życia. Z innymi dziećmi zetknął się dopiero, gdy jako sześciolatek rozpoczął naukę w elitarnej szkole w Tokio. Pochodzący z arystokratycznego rodu rodzice zainteresowali się nim jeszcze, gdy miał 12 lat. Do tego momentu babka, cierpiąca na ciężką depresję, próbowała zrobić z niego dziewczynkę. Odcinała go od świata zewnętrznego, pokazała mu za to światy, w których Mishima miał ugrzęznąć już na zawsze: literaturę, teatr i jego własne ciało - źródło cierpienia i fascynacji ich obojga. Z ciałem związało go pragnienie wiecznej młodości i doskonałości (przez lata uprawiał kulturystykę, karate i kendo) oraz strach przez własnym homoseksualizmem.

Z teatrem - klasycznym, ale też nowoczesnym typem shingeki - związał się poprzez wieloletnią pracę dramaturga oraz przez romans z aktorem i pieśniarzem Akihino Mamayamą. Po latach, gdy jego kariera literacka chyliła się ku końcowi, a na świecie szalała wiosna liberalizmu (1968), założył zbrojną organizację studentów Tate-No Kai (Stowarzyszenie Tarcz), która miała przywrócić w Japonii tradycję cesarską i samurajski kodeks honorowy bushido. Po nieudanym szturmie na siedzibę japońskich sił zbrojnych popełnił rytualne samobójstwo seppuku (1970). Jeden z przyjaciół dopełnił obrządku, odcinając mu głowę. Mishima do śmierci przygotowywał się zresztą od najmłodszych lat. Lubił pozować do zdjęć jako topielec albo poprzebijany strzałami św. Sebastian.

Dziś można o nim mówić: dziewczyna, która została samurajem, konserwatywny homoseksualista, poeta do spraw politycznych i obyczajowych skandali. Bał się swojego ciała i ciasnych pomieszczeń przypominających mu pokój babki. Bał się amerykanizacji Japonii i odejścia od tradycji. Olsten wykorzystała wszystkie jego lęki. Odczytała go przez filmy Lyncha - kwintesencję amerykańskiej kultury - zamknęła w klaustrofobicznych przestrzeniach, nasyciła cielesnością i zimnym, pozbawionym radości erotyzmem.

Opowieści ciała

Historie Mishimy są proste. W "Pani Aoi" Kiyoko (Tomasz Wygoda) kocha się z duchem kobiety (Ewa Skibińska), która przyszła zadusić jego pogrążoną w śpiączce żonę. "Wachlarz" pokazuje sytuację malarki (Ewa Skibińska) pozbawionej emocji i nadziei. Wykupiła więc sobie z burdelu Hanako (Dagmara Mrowiec), by szalona dziewczyna zamiast niej czekała, tęskniła i cierpiała. Bohaterowie "Szafy" to uczestnicy aukcji i prowadzący (Bartosz Porczyk) aukcję. Gdy cena licytowanej szafy osiąga apogeum, gościom ukazuje się tancerka (Tomasz Wygoda), która w tej właśnie szafie straciła kiedyś kochanka. Ot, ludzkie historie.

Ale aktorzy wrzuceni na wąską, długą scenę korytarz w niczym nie przypominają ludzi. Poruszają się zbyt wolno lub zbyt gwałtownie, zamierają w bezruchu albo wykonują taniec z pogranicza przedśmiertnych konwulsji czy sennej rumby. Bawią się światłem, które maluje na ciemnej scenie geometryczne kształty: pozwalają, by ich głaskało, zakrywało, dzieliło ich ciało na części. Przenikliwe ściany pozwalają im pojawiać się i znikać jak duchom. Wydają się równie widmowi, co wyświetlane na ekranach projekcje. Przejmujący taniec Tomasza Wygody, który zamknięty w przezroczystej szafie pokazuje przemianę kobiety uwodzicielki w kobietę ofiarę, wybija główne założenie spektaklu - to przedstawienie, w którym widzi się i myśli ciałem. Wszystko, co dla umysłu i oczu przejrzyste i uzasadnione, dla cierpiącego ciała jest surrealistycznym koszmarem. Olsten po raz kolejny okazała się reżyserką, której "szeroko zamknięte oczy" widzą najwięcej, najgłębiej, najwyraźniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji