Artykuły

Słabość jelita Chotkowskiego

Teatr społecznie nawiedzony i takoż nawiedzony Pawłowski - z reguły jednako kończą. Gdy we łbie tylko pomidor - sztuka sceny nie zmienia świata na lepsze. Gdy we łbie pomidor - w ogóle nie ma sztuki. Gdy we łbie pomidor - trzeszczą zwieracze, stolec dębieje, prostata puchnie jak rydz Czarnobyla. Jedyne wtedy ocalenie - gacie w dół, zad na wiadro i cierpliwość - o happeningu Łukasza Chotkowskiego, dramaturga Teatru Polskiego w Bydgoszczy pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

W liczącym siedem, może dziewięć stron maszynopisu, na łamach "Krytyki Politycznej" (nr 11 - 12/2007) drukowanym i skromnie zatytułowanym manifeście Romana Pawłowskiego "Kilka słów o publicystyce w teatrze", frazą niechybnie najintensywniejszą jest teza: "Teatr, który odwraca się od polityki, staje się teatrem reżimowym, bo nic tak nie sprzyja systemowi politycznemu jak światopoglądowa neutralność". Cóż mogę dodać? Amen. I jeszcze coś.

Otóż, nic tak nie sprzyja intensywności głównej tezy ludowego trybuna jak życie, co mrocznym pięknem potwierdza słuszność tezy. Oto dwa dni po ukazaniu się manifestu Pawłowskiego bydgoska "Wyborcza" zamieszcza wstrząsającą relację z tragicznego, przerwanego happeningu Łukasza Chotkowskiego. Brawurowy artysta ten - lat 26, eseista teatralny pism "Didaskalia" i "Dialog", autor scenicznych sztuk "Niestąd" oraz "Performatyka motyli", asystent reżyserki Mai Kleczewskiej przy "Medei" i "Fedrze" - ku opamiętaniu rodaków postanowił publicznie, w gościnnej bydgoskiej Galerii Kantorek, w dwie doby zeżreć 40 kg jabłek i pomidorów. O co szło? Co pragnął nam przekazać? Do jakiej myśli o współczesnym świecie nakłonić chciał mrocznym, warzywno-owocowym przedsięwzięciem intelektualnym? Otóż Chotkowski pragnął zwrócić naszą uwagę na społeczną niesprawiedliwość anorektycznej śmierci jednej z polskich modelek. Na tym polega jego światopoglądowa troska. Teatralnym nad-jedzeniem chciał nami wstrząsnąć w palącej dla Polski kwestii wiecznie niedożywionego plemienia mody. Swym teatrem "Coco Pomidor" - dzielnie grzmotnął w polityczny reżim, w cieniu którego baba woli paść z głodu, niż nie wcisnąć się w małą czarną od Coco Chanel. O to szło Chotkowskiemu. Niestety... Jelito wysiadło.

W wywiadzie udzielonym po akcie kreacji artysta wyznaje, iż celem fizycznym było: "doprowadzenie się do stanu, w którym organizm będzie już potrzebował pomocy z zewnątrz". Piękny to cel teatralny, lecz jednak szkoda, że Chotkowski nie dotrwał do finału, że tak prędko zaczął wić się w konwulsjach. Żal, iż słabe jelito wysiadło już w 23 godzinie dzieła, po skonsumowaniu ledwie 14 kilogramów pomidorów i jabłek. Żal i w sumie - lekka żenada. W końcu w 23 godziny wsunąć w Galerii Kantorek 14 kilogramów pomidorów i jabłek - to nawet ja potrafię. Zwłaszcza jak się zepnę. Ale zostawmy to.

Zostawmy też kwestię, czemu dzielny Chotkowski padł tak wcześnie. Po mojemu - w zestawie za mało było szarych renet, co robią dobrze na wiatry, oraz za mało pomidorów bankietowych, których jedwabista skóra nigdy nie przykleja się do ścian przewodu pokarmowego. Trudno. Może następnym razem ktoś Chotkowskiego wspomoże w konstruowaniu aprowizacji. Na razie - jest jak jest.

W sumie - i tak jest nieźle. Chotkowski poległ już w 23 godzinie boju - a tu proszę. Na widok czynu jego - modelki z Płocka podobno zaczęły jeść. Ba! Co na wieść o morderczym zwarciu artysty z pomidorem uczynił minister Dorn - cała Polska w telewizji widziała! Co by zatem rozkwitło w ojczyźnie, gdyby Chotkowski osiągnął rekordowy wynik: 40 kilogramów pomidorów i jabłek w 48 godzin? Piękno by rozkwitło. Wybiegi - pełne "sznycli"! Rząd - pusty!

A już bez żartów mówiąc: teatr społecznie nawiedzony i takoż nawiedzony Pawłowski - z reguły jednako kończą. Gdy we łbie tylko pomidor - sztuka sceny nie zmienia świata na lepsze. Gdy we łbie pomidor - w ogóle nie ma sztuki. Gdy we łbie pomidor - trzeszczą zwieracze, stolec dębieje, prostata puchnie jak rydz Czarnobyla. Jedyne wtedy ocalenie - gacie w dół, zad na wiadro i cierpliwość.

Kiedy bydgoska medycyna już przetkała Chotkowskiego, co opętańczą konsumpcją niwelował światopoglądową neutralność Polaków, dziennikarka w taki lotny dialog z nim weszła. "Robisz kupę na oczach bydgoszczan i sądzisz, że to nie jest prowokacja? Sęk w tym, że żadnej kupy nie było. To po co ze spuszczonymi spodniami siadałeś na wiaderku? Bo robiłem siku. Czemu nie poszedłeś z tym za parawan?". Kluczowe pytanie. Tak, jedynym, za to przykrym felerem przybytków Melpomeny publicystycznej jest brak parawanu w godzinie zero.

Na zdjęciu: Łukasz Chotkowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji