Artykuły

Mam masę pracy

Z JANEM PESZKIEM o Gombrowiczu, Schaefferze, wyborach artystycznych i rodzinie rozmawia Zygmunt Włoczewski

"Wraz z Olgą Sawicką zainaugurował Pan zorganizowane przez Centrum Edukacyjno-Kulturalne Łowicka Spotkania Gombrowiczowskie. Podkreśla Pan, że Gombrowicz był jednym z Pana artystycznych demiurgów. Tymczasem są artyści, którzy nie znoszą Gombrowicza gdyż - jak twierdzą - w jego sztuce nie ma młodości

- To jest bardzo osobliwy pogląd. Moim zdaniem, twórczość Gombrowicza jest przepełniona miłością. Tylko ona się bardzo nietypowo przejawia. Nie poprzez dzielenie na płeć, ale przez fakt głębokiego, często prowokującego badania natury i istoty człowieka. Także własnej. Ta forma miłości nie jest płaska. Natomiast z całą pewnością ta pasja jest namiętną próbą zrozumienia, kim jest człowiek i czym są jego działania.

- Jeden z wielkich amerykańskich poetów rozpoczął swój poemat słowami Ameryko, ty kurwo. To nie jest brak miłości do ojczyzny?

- No tak. Oczywiście, że można powiedzieć o ekstremalności takiej miłości, bo ona absolutnie nie ma znamion sentymentalnych komunikatów i czegoś, co oglądamy w romantycznych komediach filmowych. To jest miłość szalenie ukryta i przeżywana przez ból. Tak więc ja mam akurat zupełnie przeciwne zdanie, uważam, że jest to taka forma miłości, która jest wprost rozpaczliwą próbą zrozumienia ludzkiej natury. A wiemy, ze ta natura nie daje się uporządkować, zamknąć. Chyba, że przez jakieś bardzo proste, schematyczne metody.

- I prymitywne...

- Przez prymitywne hasła i określenia.

- Mówiąc podczas Spotkań Gombrowiczowskich o swoich demiurgach, wymienił Pan Witolda Gombrowicza i Bruno Schulza. Zaskoczyło mnie, że nie wspomniał Pan o jakże Panu bliskim Bogusławie Schaefferze?

- No tak, Schaeffer... Schaeffer funkcjonuje w moim życiu troszeczkę inaczej. Często o tym mówię i absolutnie się tego nie wypieram, że dzięki mojemu spotkaniu z Schaefferem, które trwa - jestem takim aktorem, jakim jestem. Krótko mówiąc byłbym zupełnie innym aktorem, jakim nie wiem, gdyby nie spotkanie z Schaefferem. Zaprzyjaźniliśmy się, on miał na mnie wpływ bezpośredni. Ale to jest człowiek fizyczny, który przez działania w awangardzie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, ukształtował moją osobowość aktorską i po części oczywiście ludzką. Nie wymieniam go jako demiurga, gdyż miał on na mnie wpływ, że tak powiem, globalny, także przez kontakty w życiu osobistym, bezpośrednim. Natomiast jeśli chodzi o Schulza i Gombrowicza, z natury rzeczy, miałem z nimi kontakt wyłącznie przez ich dzieła, przez literaturę. W związku z tym doczepianie tutaj Schaeffera wydawało mi się pomieszaniem terenów wpływów.

- Zagrał Pan znakomitą, tytułową rolę w filmie Piotra Szulkina Król Ubu. Rozmawiałem z reżyserem. Twierdzi on, że akcja filmu może się dziać wszędzie. Ale jest w nim tyle analogii, cytatów z polskiej tradycji, że rzecz dzieje się zdecydowanie w Polsce. Mimo iż autor sztuki, na której oparty jest film, Alfred Jary był Francuzem i o Polsce nie miał większego pojęcia.

- No tak, to był żart kilkunastoletniego młodzieniaszka. Ale sądzę, że to jest bardzo uniwersalny tekst i że Ubu, gdyby wykreślić wszystkie rzeczy dotyczące Polski, jest zawsze aktualny. Szekspir także, pisząc Opowieść zimową, ulokował ją w Czechach, nad morzem. To są takie dywagacje autorów, którzy nigdy w krajach, gdzie umieszczają akcję swych dzieł, nie byli i mają o nich tylko jakieś baśniowe skojarzenia oparte na plotkach. :Akcja Króla Ubu dzieje się w Polsce, czyli nigdzie. Polski wtedy nie było na mapie. Ale temat jest absolutnie uniwersalny. Kariera polityczna totalnego zera może mieć miejsce na całym świecie. Gdyby wykreślić wszystkie polskie przymiotniki, to Ubu wpisze się w każdą rzeczywistość.

- Zgoda. Ale być może, gdyby ten film miał trochę mniej dosłownych cytatów z polskiego malarstwa, literatury, filmu, byłby bardziej uniwersalny. A tak wielu tych cytatów czy aluzji np. Francuzi nie zrozumieją. Mimo iż Jary - jak mówiliśmy - był Francuzem.

- Być może patrzę na tę sprawę za bardzo ze środka. Wydaje mi się jednak, że ani reżyser, ani ja nie mieliśmy poczucia, że akcentujemy, iż to się dzieje w Polsce. Staraliśmy się być wierni tekstowi. Nie mieliśmy też zamiaru robić z tego jakiegoś kabaretu. Choć każda tego rodzaju sytuacja i każda taka kariera jest kabaretem. A nie jest ani zasługą, ani winą twórców, że coś brzmi przerażająco aktualnie. Poza tym jest to film polski, zrobiony głównie z myślą o polskim widzu. W związku z czym myślę, że te cytaty były użyte jednak w odpowiedniej proporcji.

- Przejdźmy do spraw bardziej osobistych. Artystyczna kariera rodu Peszków zaczęła się od Pana?

Tak, jest absolutnie pierwszym osobnikiem w rodzinie , który jest zawodowym aktorem, który uprawia ten zawód i z niego żyje. Mój ojciec był dentystą, ja miałem po nim przejąć gabinet. Miałem kontynuować jego zawód, byłem do niego przygotowywany. Ale zrobiłem skok w bok, ku wielkiemu zmartwieniu ojca. Tylko matka bardzo mnie popierała, gdyż miała duszę artystki, choć nigdy nie miała nic wspólnego, zawodowo, z teatrem. Natomiast, bardzo często, od najmłodszych lat, jeździłem z rodzicami do Krakowa, do Bielska do teatru. Obejrzałem bardzo wiele spektakli. Tak więc ta sztuka nie była mi obca.

- Obecnie w teatrach jest już cały klan rodziny Peszków.

- To jest chyba naturalne. Jeśli moje dzieci w pewnym momencie zobaczyły, że ten zawód może sprawiać dużo radości, dawać wielką satysfakcję, pomyślały że jest to dość proste. Bo jest rzeczą naturalną, że rodzice unikają pokazywania udręk i nieprzyjemnych stron swego zawodu. Zwłaszcza, gdy dzieci są małe. Miały więc obraz szczęśliwego ojca, który sobie tak hula bez wysiłku w tym zawodzie, i być może to je zachęciło. Ja ani nie protestowałem, ani ich nie namawiałem. Cieszyłem się, bo wiem, że ten zawód może człowiekowi dostarczyć bardzo wiele radości i jest formą terapii. Martwiłem się równocześnie, bo nie wiedziałem, czy moje dzieci dobrze wybrały. Bo nie każdy człowiek może być aktorem, l najważniejsze - nie wiedziałem, jak się ich los potoczy. Bo los aktorski jest tak bardzo kapryśny, czasem kariera niewiele zależy od talentu czy pracowitości, a w znacznej mierze od szczęścia.

- Obecnie Pana dzieci budują swoją własną karierę aktorską. Jak Pan myśli, robią to trochę w opozycji do Pana, czy raczej starają się jak najwięcej skorzystać z Pana doświadczeń?

- O to trzeba by je zapytać. Ja mam wrażenie, że trochę z moich doświadczeń czerpały. Nie mieliśmy kolizji, mamy bardzo wiele wspólnych poglądów i bardzo przyjacielski układ. Ale sądzę, że teraz i syn, i córka, dojrzeli do własnej drogi. Obserwuję, że jakby odcięli pępowinę i zaczynają samodzielnie sterować w

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji