Artykuły

Grotowski wraca do Opola

Odsłonięcie pomnika JERZEGO GROTOWSKIEGO zaplanowano na wrzesień 2004 r. Grotowski - po latach - znajdzie się wśród swoich. Z pewnością nie zabraknie publiczności, która dziś nie pomieściłaby się w 13 rzędach krzeseł opolskiego teatru Grotowskiego.

- Opuścił nasze miasto z żalem i poczuciem krzywdy. U schyłku jego życia nawiązałem z nim kontakt. Miał przeczucie nadchodzącej śmierci i narastała w nim nostalgia za młodością spędzoną w Opolu - mówi prof. Stanisław Nicieja. Wkrótce przed Uniwersytetem Opolskim stanie pomnik Jerzego Grotowskiego [na zdjęciu].

Luty 2003 rok, budynek Collegium Maius Uniwersytetu Opolskiego, gabinet profesora Niciei, byłego rektora uczelni. Rzeźbiarz Marian Molenda rozkłada na podłodze zdjęcia Jerzego Grotowskiego, te z okresu opolskiego Teatru 13 Rzędów, te z czasów wrocławskich i lat późniejszych. Grotowski-guru, ze złożonymi nabożnie dłońmi, w wełnianym ponczo, Grotowski zaciskający usta na papierosie, Grotowski ze spiętym czołem, Grotowski wpatrujący się we własne gumowce, jak dziecko, które po raz pierwszy weszło na grząski teren, Grotowski z zaciśniętymi, złączonymi pięściami - w geście świadczącym o wyjątkowym skupieniu, jak twierdzą osoby bliskie wielkiemu twórcy teatru eksperymentalnego.

Kawałek podłogi ożywa postaciami w rozmaitych pozach. Spontanicznie powołane konsylium nachyla się nad zdjęciami. Próbuje, przynajmniej wstępnie, zdecydować, które posłużą jako wzór dla rzeźbiarza. Marian Molenda, zanim stworzy pomnik, w zaciszu własnej pracowni długo jeszcze studiować będzie ten materiał dowodowy, obejrzy wypożyczone z Ośrodka Badań Twórczości Grotowskiego we Wrocławiu filmy z przedstawień Grotowskiego i filmy o Grotowskim.

Ostatecznie będzie tak: Grotowski - młody, z chlebakiem przewieszonym przez ramię, ze złączonymi w geście skupienia pięściami - zmierza do budynku Collegium Maius mieszając się z żywymi. Marian Molenda mówi, że pomnikowy Grotowski ma do załatwienia na opolskiej uczelni dwie sprawy: idzie po odbiór tytułu doktora honoris causa, idzie również po przeprosiny - w imieniu miasta uniwersytet chce przeprosić go za wyrządzoną krzywdę. O tej krzywdzie można najogólniej powiedzieć - wstrzymane dotacje, brak zrozumienia.

- Te przeprosiny się Grotowskiemu należą, a pomnik jest jakąś formą zadośćuczynienia - mówi Adam Kurczyna, przez dwa sezony aktor Teatru 13 Rzędów, autor wystawionej przez Grotowskiego sztuki Kabaret Błażeja Sartra.

W pomnikowej wizji zwyciężył Grotowski - homo viator, Grotowski w ruchu, w drodze, w poszukiwaniu. Grotowski, który z Opola wyruszył i za Opolem tęsknił - jak mówi prof. Nicieja, pomysłodawca pomnika, a wcześniej inicjator nadania Grotowskiemu tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Opolskiego. - Opuścił nasze miasto z żalem i poczuciem krzywdy. U schyłku jego życia nawiązałem z nim kontakt. Miał przeczucie nadchodzącej śmierci i narastała w nim nostalgia za młodością spędzoną w Opolu.

Profesor wspomina, że gdy zaproponował Grotowskiemu przyjęcie doktoratu honorowego, odpowiedź była natychmiastowa. - Napisał, że byłby to dla niego zaszczyt, bo Opole wrosło w jego biografię tak mocno, że nic nie jest w stanie wymazać z jego pamięci tamtych lat, dawnych przyjaciół, opolskich krajobrazów.

Z opolskich krajobrazów pewnie najbliższy był Grotowskiemu jeden - mieszcząca się w kamienicy w rynku salka Teatru 13 Rzędów o powierzchni zaledwie 84,5 metrów kwadratowych, w której początkowo mieściła się miniaturowa scena i trzynaście rzędów krzeseł na około 116 miejsc. Salka ta, choć niewielka, miała w sobie odpowiedniego ducha - ducha anarchii, przekory artystycznej, kontestacji. Zanim bowiem nastał Grotowski (razem z Ludwikiem Flaszenem sprowadzony do Opola przez Edwarda Pochronia, ówczesnego przewodniczącego Domu Związków Twórczych w Opolu), dwójka aktorów, Stanisława i Eugeniusz Ławscy, postanowiła stworzyć nowoczesną scenę teatralną. Ich macierzysty Państwowy Teatr Ziemi Opolskiej wystawiał głównie komedie oraz sztuki o posmaku sensacyjnym i żadna z inscenizacji nie stała się wydarzeniem sezonu.

To Ławscy założyli scenę o nazwie Teatr 13 Rzędów i gościnnie zaprosili do współpracy Jerzego Grotowskiego, który wyreżyserował Pechowców Krzysztonia. Nowy teatr cieszył się powodzeniem, jednak poniósł klęskę: opolski wydział finansowy uznał teatr za prywatną placówkę dwójki artystów i nałożył na nich podatki. Ławscy nie wytrzymali obciążeń finansowych i przenieśli się do Katowic, pozostawiając po sobie małą świątynię eksperymentu i atmosferę niepokoju myślowego - jak pisali teatrolodzy.

Po czterech miesiącach, w 1959 roku w świątyni tej zagościł Jerzy Grotowski z własnym (krakowskim) zespołem i własną wizją. - Nie wyglądał na geniusza - wspomina Adam Kurczyna. - Pulchny, bez zarostu, nie palący, nie pijący, z głosem wysokim, trochę nawet piskliwym. Nie przypominał artysty, raczej księgowego, ale szybko przekonaliśmy się, że to erudyta, człowiek błyskotliwy, inteligentny, wizjoner.

W reżyserskiej wizji mieściły się: niestandardowy repertuar, eksperymenty z klasyką (z Dziadów Grotowski zrobił uczestniczysko, jak określił to jeden z recenzentów, widzowie byli wciągani do akcji, pasterka rekrutowała się z widowni; w Kordianie widzowie występują w roli pacjentów szpitala dla obłąkanych); nowe metody pracy aktorskiej (daleko idące eksperymenty, praca z psychiką i ciałem; recenzenci hołdujący tradycji zarzucali aktorom 13 Rzędów, że przestali być dobrymi aktorami teatru konwencjonalnego).

Grotowski wiedział, że jego wizja potrzebuje egzegezy. Czuł, że dla pełniejszego porozumienia z widzem niezbędne są komentarze. W1960 roku powstało Koło Miłośników Teatru; Grotowski w gronie fascynatów tłumaczył swoje ideowo-artystyczne założenia. Mówił o nowoczesnym aktorstwie i konieczności zreformowania teatru. Informacja o terminie spotkań każdorazowo podawana była w lokalnej prasie.

Grotowski miał świadomość, że przychylne recenzje ekspertów zaliczających jego teatr do najciekawszych w Polsce i na świecie zespołów eksperymentujących, to nie wszystko. Chciał znaleźć zrozumienie również w środowisku Opola. Szukał kontaktu ze studentami miejscowej uczelni (wtedy była to Wyższa Szkoła Pedagogiczna), angażował ich do swoich przedstawień, brał udział w naradach na temat środowiska studenckiego, deklarował ścisłą współpracę i pomoc studenckim zespołom dramatycznym. W 1961 roku wpadł na pomysł, by organizować festyny teatralne w zakładach-pracy i skupiskach młodzieżowych. Podczas takich festynów Teatr 13 Rzędów dawał przedstawienia, wcześniej poprzedzając je komentarzami.

- Te akcje nie przynosiły wielkiego efektu. Opolskie środowisko nie doceniało Grotowskiego. Huczało o nim w świecie, w dużych polskich miastach, w Warszawie np. non stop przez dwa tygodnie graliśmy Orfeusza i Kaina, bilety rozprowadzane były przez koników, a w Opolu zwykle na widowni siedziało zaledwie kilka osób, wśród nich: Grotowski, Flaszen i szatniarze. Tylko premiery były oblegane, przyjeżdżali dziennikarze, czołowi recenzenci -wspomina Adam Kurczyna.

- Grotowski był ideowcem - mówi Ewa Lubowiecka, aktorka Teatru 13 Rzędów. - Teatr był dla niego wszystkim - domem, rodziną, sposobem określenia się, ideą wreszcie. To nas przyciągało.

Podobnego zaangażowania Grotowski wymagał od aktorów. Należało przyjść godzinę przed spektaklem, skoncentrować się, nasiąkać atmosferą. Aktorzy uczyli się, że jest obojętne, czy widzów jest trzydziestu, czy trzech. Nawet jeśli jest tylko jeden, to trzeba się wspiąć na wyżyny, bo właśnie ten samotny widz na pewno przyszedł na przedstawienie z własnej woli - argumentował Grotowski.

- Aktorzy nauczyli się też pełnej gotowości - wspomina Ryszard Emmerling, w latach 60. pracownik katowickiej telewizji. - Gdy przebywająca w Opolu delegacja amerykańskich rzeźbiarzy, usłyszawszy ode mnie o Teatrze 13 Rzędów, zapragnęła zobaczyć przedstawienie, to Grotowski błyskawicznie zebrał zespół, choć była godzina 23.00, i rozpoczął spektakl.

- Nie dawał wskazówek, tylko zadania - mówi Lubowiecka. - I nie był dobrotliwy w ich realizacji. Większość reżyserów, widząc, że aktor ma jakiś kłopot, usiłuje mu pomóc. Grotowski natomiast szydził. Im bardziej ktoś nie radził sobie z rolą, tym bardziej szydził. Był to zabieg umotywowany psychologicznie - w człowieku ambitnym rodzi się wtedy energia do wykonania zadania za wszelką cenę.

Kurczyna podkreśla, że w teatrze Grotowskiego aktor się nie liczył. To nie był teatr kreujący gwiazdy, ważne było przedstawienie, idea, całość. - Ważna też była dyscyplina. Grotowski nie tolerował spóźnień na próby. Inspicjent ze stoperem stał przy wejściu i mierzył czas spóźnienia. Sam jestem posiadaczem listu, jaki Grotowski do mnie wystosował po 60-sekundowym spóźnieniu. Za naganne zachowanie, jak napisał, potrącone mi zostało 10 procent gaży. Grotowski sam był perfekcjonistą, uczestniczył w każdym przedstawieniu i każde z nami omawiał. Dbał o swój teatr do tego stopnia, że aby przypodobać się miejscowym władzom, które nie rozumiały jego geniuszu i ograniczały dotacje, wszystkich nas zapisał do Związku Młodzieży Socjalistycznej. Tylko jedna aktorka się zbuntowała. Na ogół jednak bunt u Grotowskiego nie wchodził w grę. Ufaliśmy mu. Jakimś rodzajem sprzeciwu było to, że odchodziliśmy. Jednak z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że spotkać kogoś tak wielkiego jak Grotowski, było wielką przygodą i nauką.

Zdaniem Ewy Lubowieckiej, bycie aktorem Grotowskiego polegało na znalezieniu w sobie archetypu, na wygrzebaniu najbrudniejszych rzeczy, odsłonięciu swoich braków i kompleksów. - To było wydobywanie z samego siebie toksyn, o których istnieniu można by nie mieć pojęcia. Drzemały sobie, dopóki ktoś ich w nas nie poruszył, dopóki równowaga nie została zakłócona. Dla kogoś słabszego psychicznie było to na dłuższą metę nie do przebrnięcia, zwłaszcza jeśli o tym zbyt intensywnie myślał: Całkowite i bezrefleksyjne poddanie się temu było dla obu stron dużo lepsze niż pełna świadomość. Jurek potrafił wykorzystywać ludzkie słabości i na tym budowała się specyfika jego teatru. Ja zawsze wychodziłam z założenia, że nie muszę w tym teatrze być, ale wielu kolegów czuło, że jeśli nie zrealizują się u Grotowskiego, to już nigdzie. Osobowość typu Grotowskiego wymagała całkowitego poddaństwa, ale był to genialny szarlatan.

Nie da się o nim mówić w kategoriach dobra lub zła - on był trochę poza nimi. Ponad złem. Cały ten nasz teatr nie podlegał kategoriom moralnym, co nie znaczy, że był niemoralny. Miało to niewątpliwie związek z owym dążeniem do archetypu, który zawsze umiejscowiony jest poza moralnością. Miałam 20 lat, gdy związałam się z teatrem Grotowskiego i ten teatr okazał się dla mnie szkołą przetrwania. Parę miesięcy mieszkałam w teatrze i bardzo ciężko pracowałam. Od czasów Grotowskiego została mi kamienna twarz w chwilach, gdy jestem wyprowadzona z równowagi.

Ale przeżyłam też z Grotowskim chwile wzruszeń. Na przedstawieniu Dziadów Grotowski miał zwyczaj obdarowywania aktorów programami sygnowanymi własnym podpisem lub dedykacją. Napisał mi: oby ci się, dziecko, jakoś żyło w tym sierocińcu. To takie niepodobne do niego. Właściwie jedyne zdanie, z którego mogłam wnioskować, że rozumiał, iż ktoś może nie mieć w sobie, koniecznej w tym teatrze, dozy ekshibicjonizmu.

Odsłonięcie pomnika Jerzego Grotowskiego zaplanowano na wrzesień 2004 r. Będzie to jedno z ważniejszych wydarzeń II Festiwalu Nauki w Opolu. Grotowski - po latach - znajdzie się wśród swoich. Z pewnością nie zabraknie publiczności, która dziś nie pomieściłaby się w 13 rzędach krzeseł opolskiego teatru Grotowskiego. Nie ma już zresztą tego miejsca, na kamienicy w rynku wisi jedynie pamiątkowa tablica informująca, że w tym miejscu Grotowski tworzył swój teatr.

JERZY GROTOWSKI urodził się w 1933 roku w Rzeszowie, zmarł w 1999 roku w Pontederze. Absolwent Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie (1955). W latach 1955-56 studiował reżyserię w moskiewskim Gosudarstwiennym Institutie Tieatralnogo Isskustwa im. Łunaczarskiego (w skrócie GITIS). Po powrocie do kraju został asystentem w krakowskiej szkole teatralnej i rozpoczął studia reżyserskie (1956-60). W 1957 roku debiutował w Starym Teatrze w Krakowie, gdzie przy współpracy Aleksandry Mianowskiej wyreżyserował Krzesła Eugene'a Ionesco. W Teatrze Polskiego Radia realizował słuchowiska oparte na legendach chińskich, tybetańskich i staroindyjskim dramacie Siakuntala. Prowadził serię wykładów o filozofii orientalnej w studenckim klubie Pod Jaszczurami. W 1959 roku wyreżyserował w Starym Teatrze w Krakowie Wujaszka Wanię Czechowa. W tym samym roku przeniósł się na stałe do Opola, gdzie objął kierownictwo artystyczne Teatru 13 Rzędów. Pierwszym opolskim przedstawieniem był Orfeusz według Jeana Cocteau. W 1960 roku Grotowski wyreżyserował Kaina wg Byrona, Kabaret Błażeja Sartra Adama Kurczyny, Misterium Buffo wg Majakowskiego oraz Siakuntalę wg Kalidasy. Jedyne przedstawienie, które w tym czasie Grotowski zrealizował poza swoim teatrem, to Faust według Goethego w Teatrze Polskim w Poznaniu (1960). W 1961 roku Grotowski reżyserował Dziady wg Mickiewicza, w 1962 Idiotę wg Dostojewskiego, Kordiana wg Juliusza Słowackiego, l i II wariant Akropolis wg Stanisława Wyspiańskiego. W 1963 r. teatr wystawił Tragiczne dzieje Doktora Fausta wg Christophera Marlowe'a, w 1964 r. Studium o Hamlecie wg Szekspira i książki Wyspiańskiego oraz III wariant Akropolis wg Stanisława Wyspiańskiego. Po likwidacji teatru w Opolu Jerzy Grotowski wraz z zespołem przeniósł się do Wrocławia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji