Artykuły

I w proch się obrócisz

Klata doskonale zdiagnozował zjawisko wypalania się cywilizacji, pogrążania w coraz większym chaosie z powodu degeneracji norm i profanowania świętości - o "Orestei" w reż. Jana Klaty w Starym Teatrze pisze Gabriela Detka z Nowej Siły Krytycznej.

Zwierzęca złość na świat tonący w chaosie, pozbawiony zasad, sankcjonowany jedynie przez prawo konsumpcji, przyjemności i osobistej żądzy. "Oresteja" Jana Klaty to korowód ofiar. Bezbronnych ludzi poddanych samonapędzającej się machinie autodestrukcji. Statek szaleńców, którzy gnani nieustającą żądzą zemsty, nie mogą osiągnąć spokoju i odnaleźć własnego miejsca na ziemi, bo dawny, uporządkowany świat runął i zamienił się w pustynię. Po świątyniach i pałacach pozostał tylko proch, morze wylanej krwi i garstka szamoczących się w morderczym amoku ludzi.

Pałac Artydów został zrównany z ziemią. Wszędzie popiół, kurz, pył - krajobraz jak po wybuchu atomowym. Ostre, jaskrawe światło jarzeniówek, przedziera się przez kłęby duszącego dymu. Z mlecznej chmury wyłania się Klitajmestra (Anna Dymna), w znoszonej sukni ślubnej w wymownym kolorze ecru, z czarnym, rozmazanym makijażem, spływającym po twarzy. Nerwowo wita Agamemnona (Jerzy Grałek) wracającego z bezsensownej wojny, której powód - atawistyczna potrzeba przelewu krwi, okrucieństwa, które rzekomo oczyszcza i walka o "żonę zbyt wielu mężów" - przeraźliwie upokarza Klitajmestrę, otwierając niegojącą się ranę po utracie Ifigenii. Agamemnon, w wysokich butach i w kamizelce kuloodpornej, wkracza w miejsce, które kiedyś było jego domem, a właśnie staje się grobem. Gdy Klitajmestra nakazuje rozwinąć przed mężem purpurowy dywan, Aigistos (Juliusz Chrząstowski) rozgarnia kamienie, ukazując karminową podłogę - morze krwi, które, które nie wyschło, a tylko na chwilę zostało przykryte resztkami upadłej cywilizacji. Klitajmestrę i Agamemnona dzieli purpurowa rzeka. Stoją po dwóch stronach sceny, na dwóch różnych brzegach krwawej ścieżki i staje się jasne, że jej przekroczenie nie będzie znakiem pojednania. Zbrodnia jest nieodwołalna. Jej motywem nie jest jednak ani miłość do dziecka, ani nienawiść do wiarołomnego męża, ale nieposkromiona złość Kitajmestry na ogarnięty anarchią świat.

Symbolem tej rzeczywistości jest obłąkana Kasandra. Jej szaleństwo to nie choroba, lecz szersza świadomość, zdolność przewidywania i przerażająca wiedza. Kasandra zna całą historię Atrydów, rozumie minione i nadchodzące wydarzenia. Prawda ogłusza ją mieszając zmysły. Kasandra śpiewa, wije się w wieszczych konwulsjach, w jednej chwili cierpienie i rozkosz przeszywają jej ciało. Zginie razem z Agamemnonem, o tym również wie. Dla niej śmierć, to wybawienie od dręczącego bólu nadwrażliwej świadomości.

Znakiem tego świata jest również Aigistos - błazen, kaleka niespełna rozumu. Bezcześci ludzkie szczątki, ale boi się tupiącego nogą chóru. Aigistos wypowiada się tylko jeden raz, kiedy przynosi na proscenium obdarty z mięśni kadłub Agamemnona. Naśmiewa się ze śmierci króla, okrutnie ironizuje, ale jego bezwzględność to element mechanizmu obronnego. Aigistos jest ofiarą klątwy, tak, jak pozostali bohaterowie, ofiarą całkowicie niewinną. Przejawia syndrom skrzywdzonego, który po latach upokorzeń sam zamienia się w kata. Ubrany w tani, ślubny garnitur, całkowicie podporządkowany Klitajmestrze, jest jej służącym, podwładnym, ale nie mężem. Ich relacji nie przyświeca ani miłość ani pożądanie, ale zwierzęca złość Klitajmestry opuszczonej, wzgardzonej i upokorzonej. Klitajmestry, znużonej rozpaczą, pragnącej śmierci, która sama prowokuje Orestesa do spełnienia wyroczni.

Główną siłą napędową w łańcuchu zbrodni jest jednak Elektra (Anna Radwan-Gancarczyk). To ona, dziewczynka w szkolnym mundurku i białych podkolanówkach buduje Agamemnonowi ołtarz z kartonu, na którym ustawia bezgłowe popiersie ojca, lalki, misie i fotografie. Przed tym ołtarzem staje Orestes, który jest raczej modnym chłopcem niż żądnym krwi mścicielem. Próbuje dopasować się do nowej roli, stać się bardziej mężny, godny potęgi ojca, ale obniżając głos i prężąc muskuły, budzi jedynie śmiech i litość. Apollo jest równie żałosny, choć o wiele bardziej widowiskowy, niż Orestes. Bożek popkultury, w osobie Robbiego Williamsa, który robi swoje show bez względu na okoliczności. Dla niego liczy się efekt, szaleństwo rozentuzjazmowanych fanów, piękne ciało i prowokacja. Zresztą nie tylko dla niego. Atena w długiej złotej sukni z odsłoniętymi plecami, burzy wyobrażenie o bogini mądrości. To raczej nie rozsądek kieruje jej postępowaniem. W trakcie głosowania nad losem Orestesa, Atena oddaje na niego swój głos bezmyślnie, tylko dlatego, że jest on mężczyzną. A ona lubi mężczyzn, twierdzi, z upodobaniem klepiąc Apolla po obnażonych pośladkach. Bogowie są trywialni. Za kruchą fasadą wątpliwego majestatu kryją się niskie kaprysy i podłe postępki. Nie mogą wartościować i porządkować świata. Zdegradowali się sami, dając znak, że boskość, to rzecz nabyta.

Ostatnia scena to przerażająca wizja świata po apokalipsie. Orestes z wymownym "O" na podkoszulku, zawieszony w próżni, między nikim a niczym, strzępek kobiety i strzępek mężczyzny, mówi o przerażającym dniu, w którym jedynym obowiązującym prawem będzie szaleństwo i prywatna żądza. Zanurzony po kostki w popiołach, opisuje upiorne Jutro, które już nadeszło. Prawdziwi bogowie umarli, pozostały jedynie ich strzępki pod postacią chciwych boskości ludzi, którzy nie cofną się przed niczym, żeby choć na chwilę poczuć w ustach smak władzy. Ale nie ma czym rządzić, bo świat uległ zagładzie. Katastrofa już się wydarzyła, stary porządek runął i rozpadł się na miliony zakurzonych kawałków pokrywających ziemię, w którą nie wsiąkła krew. Cywilizacja pozbawiona świętości zamieniła się w piekielne wysypisko śmieci. Co będzie dalej?

Klata bawi się konwencjami. Wprowadza i rozbija kolejne formy, balansując między estetyką teledysku i horroru. Nie ma mowy o zachowywaniu zasady decorum. Sama forma jest przedmiotem gry - nie sposób, by była stała i jednolita, bo nie ma już nic, co można by w nią ująć. Zawartość wypaliła się. Antyczny system nadający światu ład już nie istnieje, wszystkie inne również uległy rozpadowi. Nie ma czego porządkować. Została tylko forma, zmienna i plastyczna, w ciągłym ruchu i przeobrażeniu. Klata doskonale zdiagnozował zjawisko wypalania się cywilizacji, pogrążania w coraz większym chaosie z powodu degeneracji norm i sprofanowania świętości. Pokazał proces narodzin szaleństwa, dając plastyczną wizję zagłady człowieka i zagłady świata, która jest tylko kwestią czasu Przekroczenie linii ostrzegawczej spowoduje lawinę spustoszeń, wyjałowi ziemię z resztek humanizmu, ludzie, którzy ocaleją, sami siebie pozbawią godności i stracą pamięć o sobie samych, o własnej tożsamości. Hybrydyczny kształt świata przedstawionego w Orestei zieje jednak przeraźliwa pustką. Po katastrofie pozostanie tylko kurz, kawałki ludzkich ciał, śmieci i odpadki ubrane w kolorowe popkulturowe papierki - tani substytut świętości. Oby Jutro nie nadeszło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji