Artykuły

Fajna babka i trzy figurki z papieru

Problem, na którym oparta jest akcja "Grubej świni", jest mocno nadmuchany. On poznaje ją, zostają parą, ale jemu dokuczają koledzy z pracy, bo ona jest tęższa niż ustawa przewiduje, więc się rozstają. Intryga jest tak głęboka, że aktorzy nie mają jak grać, a broni się tylko Milena Lisiecka - o "Grubej świni" w reż. Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie pisze Katarzyna Zielińska z Nowej Siły Krytycznej.

Reżysera Krzysztofa Rekowskiego ciągnie do tekstów prostych jak budowa cepa. "Urojenia" Pawła Jurka, "Agata szuka pracy" Dany Łukasińskiej Teraz, po premierze "Grubej świni" w Teatrze Powszechnym, poprzednie spektakle wydają mi się szczytem wyrafinowania oraz wiernym zwierciadłem rzeczywistości. Być może żyję w jakimś idealnym świecie, ale nie wydaje mi się, żeby dorośli ludzie naprawdę mogli mieć problemy, jakie pokazuje dramat LaBute'a. Oglądając jego inscenizację w Powszechnym, miałam wrażenie, że patrzę raczej na gimnazjalistów poprzebieranych w świetnie skrojone, szare korporacyjne mundurki. Z Milenką nikt się nie bawi, bo jest gruba, a tej presji kolegów z klasy nie jest w stanie się oprzeć uczeń trochę bardziej od nich wrażliwy, wieczny chłopiec Rafał Królikowski. Jeżeli "Gruba świnia" przedstawia w ogóle jakąś kwestię w sposób wiarygodny, to właśnie taką, że jest coraz więcej chłopców, którzy nie chcą stać się mężczyznami.

Puszysta Helen (Milena Lisiecka) jest wesoła, nieskrępowana, kocha filmy wojenne i jedzenie. W kontrze mamy zimne, nowoczesne biuro i współpracowników Toma (Królikowski): Jeanne (Anna Moskal) i Cartera (Mariusz Jakus). Okrutna dwójka nie ma litości ani zrozumienia dla uczuć Toma, które zresztą, choć w jego własnych słowach ogromne, w rzeczywistości muszą być dosyć wątłe. Tom broni ich z niewielkim przekonaniem i bez większej walki z nich rezygnuje. Można by oczywiście tłumaczyć tę rezygnację przypuszczeniem, że Tom tak silnie uwewnętrznił wzorce piękności lansowane przez media - bezustannie obecne na trzech ekranach, które pokazują idealne ciała modelek i modeli - że nawet bez nacisków Jeanne i Cartera nie miałby dość siły, by ciągnąć swój związek. Ale takie wymądrzanie ma się nijak do "Grubej świni", która jest tekstem tak płaskim i nieskomplikowanym, że należałoby o nim po prostu jak najszybciej zapomnieć.

Jedyną postacią, która ma więcej niż dwa papierowe wymiary, jest tu Helen. Odtwarzana przez Lisiecką staje się żywym człowiekiem, który ma osobowość i swoją historię. Nie jest to znowu osobowość porażająco niezwykła, ale przynajmniej wiarygodna i kompletna. Przy pierwszym spotkaniu z Tomem Helen niemal ostentacyjnie demonstruje swoje zadowolenie z życia i brak kompleksów, w scenie intymnej jednak pozwala sobie na przyznanie się do słabości, ułomnej pewności siebie. Lisiecka nie szarżuje, nie zmienia Helen ani w grubaskę plakatowo wesołą, ani w chorobliwie zakompleksioną i płaczliwą. Aż dziwne, że taka fajna babeczka zakochuje się w takim mydłku pozbawionym charakteru, jakim jest Tom. On i pozostała dwójka sprawiają wrażenie papierowych figurek; Moskal i Jakus nie mają w zasadzie nic do grania. Jeanne to chuda i modna biurwa, w dodatku o ptasim móżdżku, którego najważniejszą myślą jest: dlaczego w ciągu dwudziestu ośmiu lat życia nie znalazłam sobie fajnego faceta? A zatem aktorka kręci się jak fryga, robiąc na małej scenie kolejne gorączkowe kółka i eksponując przy tym swoje wspaniałe nogi, a także wyginając się w żałosnej histerii. Carter to taki zły i złośliwy kolega, że aż strach. Jego socjologiczne wywody na temat dobierania się w pary tylko przez podobnych sobie oraz wspomnienia traumatycznego dzieciństwa spędzonego z grubą matką zgrzytają potworną sztucznością. Dlatego też i Jakus z twarzą nieruchomą jak maska recytuje je bez przekonania.

Nie ma się jednak czemu dziwić, że aktorzy nie włożyli serca w swoje postacie, bowiem nie tylko problematyka, ale także konstrukcja sztuki pozostają na poziomie zbuntowanego nastolatka. Po scenie smutnej rozmowy na plaży myślałam, że teraz nastąpi przerwa, po której sprawa jakoś się rozwinie i pogłębi. A tu znienacka wykonawcy wyszli do ukłonów. Niestety zdziwienie, jakie poczułam, nie było z rodzaju: "dlaczego ten wspaniały wieczór musi się skończyć".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji