Artykuły

Pani Eliza i pan Sułek

- Historia z jeżdżeniem zaczęła się kilka lat temu w Sopocie. Ówczesny dyrektor Teatru Polskiego Radia Janusz Kukuła organizował tam spotkania poświęcone teatrowi radiowemu, a potem także teatrowi telewizji. Wpadł na pomysł, żeby wrócić do audycji z Sułkiem i zaproponował nam zagranie tego na scenie - mówią MARTA LIPIŃSKA i KRZYSZTOF KOWALEWSKI.

Dzień dobry, panie Sułku, kochany, jedyny...

Krzysztof Kowalewski: Cicho, wiem...

Dzień dobry pani Elizo, kochana...

Marta Lipińską: Oj, jego na pewno kocha pani bardziej niż mnie. Ale ja to rozumiem, jak na prawdziwą kobietę przystało.

Jak to się stało, że znaleźli się państwo w Śremie?

M. L.: Cóż, to nie do końca od nas zależy, gdzie się znajdujemy. Jutro jedziemy w dalszą drogę: do Piły, do Gorzowa Wielkopolskiego...

K. K.: Historia z jeżdżeniem zaczęła się kilka lat temu w Sopocie. Ówczesny dyrektor Teatru Polskiego Radia Janusz Kukuła organizował tam spotkania poświęcone teatrowi radiowemu, a potem także teatrowi telewizji. Wpadł na pomysł, żeby wrócić do audycji z Sułkiem i zaproponował nam zagranie tego na scenie. Pomysł nam się spodobał i zaczęło się przekopywanie archiwów oraz spisywanie tekstów Jacka Janczarskiego z taśm, bo maszynopisy gdzieś się przez lata zawieruszyły. No i pojechaliśmy do Sopotu. Myśleliśmy, że przyjdzie kilka osób i będzie przyjemnie. Czekaliśmy przed spektaklem w kawiarni, piliśmy kawę, a ja nagle widzę naprzeciwko tłum ludzi. Zacząłem się zastanawiać, co to za sklep i co oni tam sprzedają, że się ludzkość tak kłębi. Jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że ten tłum to publiczność, która chciała nas posłuchać, ale już się do środka nie dostała, bo wszystkie miejsca były zajęte. Ten wieczór był tak fantastyczny, że postanowiliśmy to grać.

Czy państwo pamiętają swoje pierwsze spotkanie z panią Elizą i panem Sułkiem?

K. K.: To się odbyło jakoś zupełnie normalnie: po prostu nas zaproszono do - czytania. Chociaż nie, były chyba jakieś perturbacje, Sułka na początku miał robić kto inny...

M. L.: Ja tego w ogóle tak nie pamiętam. Mnie się Sułek kojarzy z Krzysiem od początku świata. Bardzo nam się to od razu spodobało, pięknie, się rozwijało i weszło nam w krew.

Ile jest w Sułku improwizacji?

K. K.: Nic a nic. To wszystko idzie dokładnie tak, jak jest napisane. Nie ma żadnej "dziczy". Musimy precyzyjnie trzymać się tekstu, bo to jest bardzo precyzyjny tekst.

A na jakiej zasadzie wszedł on państwu w krew?

M. L. "Łapie" się taką postać jak Eliza. Przecież pani słyszy, że ja normalnie mówię innym głosem, i nie mam w sobie takiej afektacji. Ale jak już się Elizę zagra, jak się w nią "wejdzie" przy nagraniu, to potem w ogóle nie trzeba o tym pamiętać.

A jak jest z panem?

K. K.: Jak już się "przekołuje" ileś razy te teksty, to kiedy człowiek przychodzi na nagranie i słyszy, że ma być próba, stwierdza tylko, że próba nie jest potrzebna. I wszystko idzie jak po maśle. Chociaż bywało, że zapędziliśmy się w jakiś kozi róg...

M. L.: Albo się rozśmieszyliśmy...

A zdarzało się?

M. L.: O tak, wiele razy!

Publiczność, która tłumnie przyszła dziś na państwa spektakl, reagowała mądrym, stonowanym, dyskretnym śmiechem, który coraz rzadziej słyszymy w świecie zdominowanym przez zbiorowe rechoty.

K. K.: Bo Sułek to nie jest rodzaj żartu zbliżony do rzucania siekierą w publiczność. A to przede wszystkim serwują nam dziś kabaretowi artyści.

Próbuje się publiczności wmówić, że to na nasze własne życzenie.

K. K. Cóż, doświadczenie uczy, że można wprawdzie doprowadzić publiczność do rechotu spuszczając spodnie, ale zaraz potem ta sama publiczność gardzi takim artystą. Zawsze tak było.

Wszystko nam się jakoś popsuło: i kabaret, i polityka. Powiedział pan ostatnio, że politycy bardzo pana wkurzają - tak chyba brzmiało to słowo.

K. K.: Mogło brzmieć znacznie gorzej. Nazwałem ich też idiotami. Takiego rodzaju absurdu, jaki oni nam serwują, nie wymyśli żaden specjalista od groteski.

M. L.: Obrzydliwy jest świat polityki.

K. K. W moim domu coraz częściej wyłączamy z żoną telewizor i słuchamy muzyki. To jest dla mnie wyraźny sygnał, że znowu jest podział na "my i oni". Takie same odruchy miałem przy Gomułce i Gierku. Psychicznie wróciłem do tego samego stanu.

M. L.: A ja nie umiem się odciąć i nie włączać telewizora. Bardzo się tym wszystkim przejmuję. Ale niepotrzebnie się rozpolitykowaliśmy. Nie lubię tego.

A o czym pani lubi rozmawiać?

M. L. Strasznie mi brakuje rozmów o sztuce. Dopóki żył Marian Brandys, to w jego domu w czwartki, a czasem w środy, odbywały się spotkania wybitnych ludzi z bardzo wielu dziedzin. Mówiliśmy o teatrze, o książkach, o wystawach... Bywanie tam to był prawdziwy zaszczyt. On to robił ku pamięci swojej zmarłej żony Haliny Mikołajskiej, która prowadziła przez lata taki otwarty dom, bardzo lubiła ludzi. Potem, kiedy jej zabrakło, chciał tę tradycję podtrzymać. Ilekroć się teraz widzę czy z Jackiem Bocheńskim, czy Tomkiem Łubieńskim, to powtarzamy, jak bardzo nam tego brakuje. Bo Brandysa też już nie ma. I nie ma tego mieszkania.

Nie ma salonów w Warszawie?

M. L.: Nie ma.

A co zastąpiło salony? Kluby? Puby?

K. K.: Nie wiem, ja tam nie chodzę.

M. L.: Ja też nie wiem. Nie bardzo mam czas, ciągle praca, praca, praca. A wyprawa do centrum to dziś cała eskapada, no i nie ma gdzie zaparkować. Czasem urządzam u siebie w domu spotkania, ale tylko babskie. Żeby ich przygotowanie nie wymagało wielkiego zachodu, parzę po prostu bardzo dobrą kawę i gadamy.

A jak ten problem rozwiązują mężczyźni?

K. K.: My mamy małe dziecko, więc kinderbale gromadzą czasem rodziców przy różnych okazjach.

M. L.: A poza tym to czekamy wszyscy na urlopy. Wyjeżdżamy wtedy za granicę, oddychamy innym powietrzem, nie oglądamy telewizji.

K. K.: Jedyna nasza prawdziwa frajda to wciąż teatr, szczególnie wtedy, kiedy dzieje się w nim coś ciekawego. Wtedy próby są okazją do tego, żeby się spotykać, rozmawiać, naprawdę ze sobą być, a nie tylko mijać się w pośpiechu. To interesuje mnie niezmiennie od 30 lat.

M. L.: A mnie jeszcze dłużej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji