Artykuły

Trzy lata z tysięcy piosenek Osieckiej

- Ten sezon będzie prawie w całości budowany wokół naszej patronki. Spróbujemy wydobyć m.in. mniej znany aspekt dramaturgiczny jej twórczości. Odbędzie się też jak co roku konkurs piosenki jej imienia - mówi ANDRÉ HÜBNER-OCHODLO, dyrektor Teatru im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie.

O ostatnich trzech latach życia Agnieszki Osieckiej w 10. rocznicę jej śmierci opowiada "Gazecie" André Hübner-Ochodlo, dyrektor sopockiego Teatru Atelier jej imienia:

Prowadzi Pan teatr, który łączy tradycję polską, rosyjską, żydowską i niemiecką. Osiecka spędziła w nim ostatnie trzy lata życia. Jak do niego trafiła?

- Teatr Atelier powstał w 1989 r. Początkowo tułał się bez własnej sceny, dopiero w 1994 r. władze miasta Sopotu ofiarowały nam biały hangar przy plaży, dawną stolarnię hotelu Grand. Zagraliśmy tam pierwsza premierę, "Weisman i Czerwona Twarz" George'a Taboriego, o tym, jak Żyd i Indianin licytują się, kogo los skrzywdził bardziej.

Agnieszka mieszkała wtedy naprzeciwko, w domu wypoczynkowym ZAiKS-u. Był to dla niej trudny okres przygnębienia po śmierci matki. Tłumacz sztuki Jacek Stanisław Buras namówił ją jednak, by przyszła na spektakl.

Przyszła. I została. Potem przychodziła co wieczór. Ta sztuka otworzyła jej drzwi do naszego świata.

Czy także na świat kultury żydowskiej?

- Agnieszka od dawna była związana z kulturą żydowską, uwielbiała Singera, Hannę Krall, czytała poezję żydowską. Nasz pierwszy wspólny projekt to "Wilki" na podstawie książki "Wrogowie - historia o miłości" Singera. Miałem już wymyśloną strukturę dramatyczną, Agnieszka miała zrobić adaptację, napisać piosenki. Tak zaczęła się bardzo twórcza jesień i zima.

Jaka to była praca?

- Mieszkałem wtedy w Orłowie Górnym, Agnieszka - w Dolnym. I tak biegaliśmy do siebie bez przerwy przez tory. Ustaliliśmy, że nie będziemy sobie nigdy prawić komplementów, że Agnieszka nie będzie miała żadnej taryfy ulgowej ze względu na swoje wielkie nazwisko. Oczekiwała krytyki. Zawsze wydawało mi się, że mamy dla siebie za mało czasu. Mogliśmy spędzać ze sobą, godziny, dni, tygodnie. Z nikim w życiu się tak szczerze i serdecznie nie śmiałem.

Czy jej udział polegał na czymś więcej poza pisaniem tekstów?

- Była bardzo zaangażowana w pracę teatru, dostarczyła nam nawet przywiezione z Ameryki rekwizyty, gadżety, aktorom przynosiła jabłka na próby. Potem były dalsze projekty, jak "Apetyt na śmierć" na podstawie "ZOO Story" i "Piaskownicy" Edwarda Albee'ego. Albo "Do dna" Ludmiły Pietruszewskiej, rosyjskiej pisarki antyreżimowej. Osiecka była niezwykle ceniona w środowisku moskiewskiej inteligencji. Pietruszewska uważała więc swój udział w projekcie za hołd Agnieszce.

Niewielu wie, że Osiecka tłumaczyła poezję żydowską na polski.

- Dzięki temu zrealizowaliśmy dwa recitale, m.in. "Shalom", który gramy już dziesiąty rok. Agnieszka pokazała tu swoje poczucie humoru. Specjalnie do tego spektaklu załatwiła tłumaczenie na jidysz swojego tekst "Grajmy Panu na cytrze".

Ogromnie się cieszyła, gdy zagraniczna publiczność myślała, że to oryginalna żydowska klasyka. Nikomu by do głowy nie przyszło, że autorami jest dwójka współczesnych artystów - Osiecka i Konieczny.

Drugi recital to pieśni Mordechaja Gebirtiga, poety z krakowskiego getta, którego Agnieszka nazywała swoim "duchowym bratem". Jeździliśmy z tymi koncertami według Gebirtiga, a Agnieszka je prowadziła, poprzedzała piosenki narracją. Dużo jej to dało, kochała bezpośredni kontakt z artystami.

Pod koniec życia była podobno nawet zdecydowana, by przenieść się do Trójmiasta.

- Wtedy też dała mi tekst "Darcie pierza". Bohaterka sztuki, którą później zagrała Teresa Budzisz-Krzyżanowska, podczas darcia pierza rozpamiętuje całe swoje życie. To jak spowiedź czy testament. Wygłaszając go, zmienia spojrzenie na wiele wydarzeń, w których brała udział, przewartościowuje swoje poglądy. Dopiero po jej śmierci zrozumiałem, jak bardzo osobisty był to tekst.

Czy ważny był dla niej powrót do żydowskich korzeni?

- Myślała o swoim pochodzeniu szerzej. Mówiła o nas: "Oboje jesteśmy kundlami", ludźmi o złożonym pochodzeniu, ludźmi wielu różnych kultur.

Pan przywędrował do Polski przez Rosję z Niemiec.

- Studiowałem w Giessen stosowaną wiedzę o teatrze. Ten kierunek stworzył polski teatrolog Andrzej Wirth. Spod jego ręki wyszła większość liczących się dziś reżyserów niemieckich, m.in. Rene Pollesch. Mnie Wirth wysłał do Rosji do Teatru Na Tagance.

To był okres, gdy grane były jeszcze spektakle antypaństwowego założyciela Taganki Jurija Lubimowa (choć on sam po 1983 r. nie mógł już wrócić do kraju), ale dyrekcję objął już odrzucany przez część aktorów Anatolij Efros.

A przyjazd do Polski?

- O tym też zadecydował Wirth. Uznał, że reżyserem zawsze jeszcze zdążę zostać, a młodość powinienem poświęcić na śpiewanie. A najlepsze szkoły piosenki aktorskiej są w Polsce i w Rosji. On mnie wysłał do Aleksandra Bardiniego, a Bardini do Gdyni do Jerzego Gruzy. Gruza kręcił akurat film na jakimś zamku na południu. Pojechałem tam osobowym pociągiem, który zatrzymywał się przy każdej krowie. Gruza powiedział, że bardzo chętnie, ale jest już po egzaminach. Wróciłem do Warszawy. Na Dworcu Centralnym wsiadłem w pociąg do Moskwy.

A na Wschodnim wysiadłem, i zadzwoniłem do Gdyni z informacją, że jutro przyjeżdżam i ma na mnie czekać komisja. Zagrałem va banque. Ale komisja była i mnie przyjęli.

Jak będziecie obchodzić 10. rocznicę śmierci Osieckiej?

- Ten sezon będzie prawie w całości budowany wokół naszej patronki. Spróbujemy wydobyć m.in. mniej znany aspekt dramaturgiczny jej twórczości. Odbędzie się też jak co roku konkurs piosenki jej imienia. Jestem zaskoczony, jak dokładnie młodzi uczestnicy konkursu zgłębiają jej dorobek. Wydobywają rewelacyjne teksty, których ja nie znałem.

Co najważniejsze, coraz częściej zaczynają sięgać po jej poezję, czytać jej wiersze. Na tym Agnieszce zawsze zależało najbardziej. Piosenki, dramaty - do tego miała zawsze dystans. Ale przede wszystkim czuła się poetką.

*André Hübner-Ochodlo (1963) - aktor, reżyser, pieśniarz, promotor kultury żydowskiej w Polsce, założyciel i dyrektor Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie. Studiował w Giessen, Lipsku i w Gdyni. Założyciel i dyrektor sopockiego festiwalu Lato Teatralne oraz Festiwalu Piosenek Agnieszki Osieckiej.

Agnieszka Osiecka (9 października 1936 - 7 marca 1997) - pisarka, poetka, tłumaczka, autorka tekstów piosenek. Studiowała na Wydziale Dziennikarstwa UW oraz w łódzkiej Filmówce. Autorka ok. 2 tys. tekstów piosenek - m.in. "Małgośka", "Niech żyje bal", "Nie żałuję", "Okularnicy", "Czy te oczy mogą kłamać" - wydanych m.in. w tomach: "Kolory" (1963), "Wyszłam i nie wróciłam" (1969), "Listy śpiewające" (1971), "Sztuczny miód" (1977), "Żywa reklama" (1985). Współpracowała z kabaretami Bim-Bom, Pod Egidą, Kabarecikiem Olgi Lipińskiej, Piwnicą Pod Baranami, Teatrem STS, z Marylą Rodowicz, Krystyną Jandą, Magdą Umer. Tworzyła piosenki filmowe, pisała dramaty i teksty dla dzieci. Zdobyła dziesiątki nagród i wyróżnień na festiwalach piosenki, m.in. w Opolu i w Sopocie. Dla kilku pokoleń Polaków była jednym z najważniejszych twórców kultury - popularnej i wysokiej jednocześnie.

Na zdjęciu: okładka płyty "Apetyt na życie - piosenki Agnieszki Osieckiej w Teatrze Atelier Sopot".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji