Artykuły

Łódź to dla mnie odcięte korzenie

- Jesteśmy ludźmi. Nie Polakami czy Niemcami. Tak samo płakali Polacy za straconym Lwowem, jak Niemcy za Wrocławiem. I nie chodzi o to, by odzyskać te ziemie. Bądźmy rozsądni, granice są ustalone - mówi niemiecki aktor spektaklu "Transfer!", z pochodzenia łodzianin. Rozmowa Joanny Podolskiej w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Joanna Podolska: Jak Pan przeżywa ten przyjazd do rodzinnego miasta?

Guenter Linke: To połączenie melancholii i żalu. Jestem łodzianinem. Urodziłem się tu w 1943 r., ale już w 1944 mama ze mną i z siostrą wyjechały z Łodzi na Śląsk, a na początku 1945 Łódź opuściła reszta rodziny: tata, brat, babcia, ciotka. Łódź to dla mnie odcięte korzenie. Teatr, gdzie graliśmy spektakl "Transfer!" jest dla mnie jak centrum mojego rodzinnego świata. W takiej samej odległości stoi dom, w którym się urodziłem, kościół, gdzie zostałem ochrzczony i cmentarz, gdzie został pochowany mój dziadek Oswald.

Niemcy, którzy wyjechali z Polski po wojnie, mówią o sobie "wypędzeni". Czy jednak nie była to ucieczka po przegranej wojnie?

- Proszę pani, moja rodzina żyła w Łodzi od początku XIX wieku. Rodzice i dziadkowie mieli w paszportach miejsce urodzenia: Łódź. Niezależnie od tego, jakie były przyczyny wyjazdu z Łodzi, było to wypędzenie. Bo nie chcieli tego, a potem nie mogli tu wrócić. Dla mojego ojca Łódź była rajem. To, co się stało w 1945 roku, było największą tragedią, nigdy ze mną nie chciał o tym rozmawiać, to było zbyt bolesne.

Jednak między tym rajem przed 1939 rokiem i styczniem 1945 roku, było sześć lat okrutnej wojny. Nie wolno o tym zapomnieć.

- Nam, Niemcom, nie musi Pani o tym przypominać. My wiemy, co Niemcy zrobili w czasie wojny. Ale Polacy nie chcą pamiętać i uświadomić sobie, że nie wszyscy Niemcy byli zbrodniarzami, a nie wszyscy Polacy bohaterami i że obeszli się z Niemcami bardzo okrutnie.

Czym zajmowała się w Łodzi Pańska rodzina?

- Dziadek miał fabrykę przy ul. Urzędniczej na Bałutach, gdzie produkował karty do różnych wzorów na tkaninach, sam je projektował, a ojciec produkował maszyny dziewiarskie na 6 Sierpnia. Tam też mieszkaliśmy. Moja siostra i brat uczyli się w niemieckim gimnazjum. Byłem ochrzczony w kościele Św. Trójcy na pl. Wolności.

A co się działo z Pańską rodziną w czasie II wojny światowej?

- Dziadkowie musieli się wynieść z Urzędniczej, bo tam powstawało getto. To było pierwsze wypędzenie. Mieli pięć dni na zabranie wszystkiego.

Ale to Niemcy utworzyli w Łodzi getto, Polacy też musieli się przenieść z Bałut, a wielu wywieziono do Generalnego Gubernatorstwa, bo Łódź zmieniona w Litzmannstadt stała się częścią Rzeszy.

- Oczywiście wiem. Ale jak mówię, nie jest ważne, kto jest odpowiedzialny za wypędzenia. To zawsze jest zbrodnia, bo zwyczajni ludzie cierpią. Nie jest tak, że 80 procent społeczeństwa popiera ustrój totalitarny. Zaledwie niewielki procent jest fanatycznie oddany sprawie. Zwykli ludzie chcą tylko jakoś przeżyć. Tak samo było w Polsce za komunizmu, tak samo było z Niemcami za czasów Hitlera. A w 1945 r. ucierpieli nie tylko zbrodniarze, ale ludzie, którzy w wojnie nie brali udziału: kobiety, starcy, dzieci.

Nie rozumie Pan, że w 1945 roku Polacy nie chcieli mieć Niemców za sąsiadów?

- Zdaję sobie sprawę, że sytuacja była wyjątkowa, zwłaszcza w Łodzi, bo to jednak środek Polski. Zupełnie inaczej było na terenach rdzennie należących do Niemców: na zachodzie.

Mam wrażenie, że Polacy i Niemcy wciąż opowiadają swoje wersje historii, a nie chcą siebie nawzajem słuchać. Takie samo wrażenie odniosłam podczas spektaklu: Każdy z was opowiada własną historię i nie słucha innej. To są prawdziwe opowieści: Polaków wypędzonych z Kresów i Niemców wypędzonych z Wrocławia czy Łodzi. Ale nic z tego nie wynika. Niemcy stracili wszystko i Polacy stracili wszystko.

- Niestety, zgadzam się z panią. Moja siostra i brat nawet nie chcą słyszeć o Polsce. Ja poznałem historię Polski i historię wojny. Chciałem to wszystko zrozumieć. Zrobiłem to dla siebie. Teraz uczestniczę w tym projekcie. I wiem, że niezależnie od tego, kto czyni zło, wypędzenie jest zbrodnią. Chciałbym jednak, by Polacy w końcu uznali, że Niemcy także byli ofiarami wojny. Nie można mówić, że to była uzasadniona kara za winy. Zaraz po wojnie takie tłumaczenie było uzasadnione, ale nie teraz, 60 lat później. Proszę spojrzeć na to obiektywnie. Jesteśmy ludźmi. Nie Polakami czy Niemcami. Tak samo płakali Polacy za straconym Lwowem, jak Niemcy za Wrocławiem. I nie chodzi o to, by odzyskać te ziemie. Bądźmy rozsądni, granice są ustalone. Ale musimy o tym rozmawiać. Tylko prawda jest drogą do pojednania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji