Artykuły

Mistrz drugiego planu

Gdybym nie był aktorem, zostałbym leśnikiem - powiadał BOGUSŁAW SOCHNACKI.

"Wychowany na wsi, miłował ponad wszystko naturę, ciszę, spokój. Łowiąc ryby w jeziorach na Suwalszczyźnie, pracując w przydomowym ogródku czy amatorsko parając się stolarką, prawdziwie odpoczywał. - Kto wie, czy czasami nie sprawia mi to większej satysfakcji niż granie w teatrze czy w filmie - wyznał w jednym z wywiadów.

Aktorem był niemal od urodzenia - do jego ulubionych zabaw z bratem należało wymyślanie niesamowitych historii i wcielanie się w ich bohaterów. Cuda robił ze swoim głosem! Dykcję ćwiczył, namiętnie słuchając radia. Jego samorodna umiejętność pięknego wysławiania zdumiewała nauczycieli. To jego na lekcjach polskiego proszono o odczytanie wiersza czy fragmentu jakiejś prozy. - Słuchano mnie, ale na mnie nie patrzono - wspominał. - Ja i brat byliśmy płomiennorudzi. Wołano na nas pochodnie Nerona. Dawniej być rudym, to tak, jakby mieć trzecie ucho. W dodatku, kiedy się wstydziłem, czerwieniłem się jak burak. W gimnazjum z tego powodu nie udzielałem się w żadnym kółku teatralnym.

Pomimo strasznych kompleksów na punkcie wyglądu, czy, jak mawiają aktorzy, warunków zewnętrznych, do szkoły teatralnej jednak złożył papiery. Rodzice byli zdumieni, ale nie oponowali. Spróbuj, tylko pomyśl też jeszcze o czymś innym - rzekł mu ojciec, uśmiechając się pod wąsem.

Jak wielkie wyzwanie podjął, zrozumiał przekroczywszy progi łódzkiej szkoły. Na egzamin przygotował scenę z Romea i Julii. Płomiennorudy Romeo! Czy komisja nie uzna tego za kpinę? - kotłowało mu się w głowie. Koleżanki na korytarzu pocieszały go: Nie przejmuj się, twoje włosy w świetle reflektorów są złociste, a piegi przykryjesz szminką. Paraliżujący go strach minął dopiero, gdy ujrzał, mającą mu partnerować studentkę II roku, prześliczną blondynkę. Poczuł się jak prawdziwy Romeo i... zdał!

Swoista aparycja predestynowała jednak Sochnackiego do - jak sam powiadał - ról postaci fałszywych i niesympatycznych. - I tak widzowie zaczęli mnie kojarzyć z charakterystycznymi epizodami typu pijaczyna i zdrajca Zając ze Stawki większej niż życie- mówił w wywiadzie.

- Jeśli nawet miałem żal, że nie dostałem tej czy tamtej roli, a zaledwie epizod, szybko to mijało. Wielkie role zagrał dwie. W teatrze. Rogożyna w Idiocie Dostojewskiego i tytułową w Kubusiu Fataliście Diderota. W filmie za często gościł na drugim planie. Ale z najmniejszej nawet kwestii potrafił zrobić perełkę.

W środowisku aktorskim miał ksywkę Socha. - Socha to narzędzie, które było przodkiem pługa i głęboko ryje ziemię. To oddaje mój charakter - powiadał. - Jestem solidny. Niczego nie robię powierzchownie. Nawet najmniejsze zadanie aktorskie traktowałem zawsze bardzo serio, bez taryfy ulgowej - podkreślał. Do tego stopnia, że zdarzało mu się w środku urlopu wracać na plan filmowy. Ba, w czasie własnego przyjęcia weselnego wyszedł wcześniej na przedstawienie. Nawet przymusowy po skończeniu studiów wyjazd na prowincję (jak to się mówiło) do Teatru Ziemi Rzeszowskiej wspominał z sentymentem. - Teatr rzeszowski miał scenę objazdową. Grało się w różnych warunkach bez względu na zimno i niewygody. Nagrodą były tłumy ludzi. Na przykład w Lesku, w Bieszczadach, ci, którzy nie dostali się na przedstawienie, przedziurawili nam opony. Zostaliśmy więc i zagraliśmy jeszcze raz - opowiadał.

Z prowincji do Łodzi ściągnął go dawny współlokator ze stancji reżyser Jerzy Antczak. Odtąd Sochnacki związał się z teatrami łódzkimi. Z Nowym i im. Jaracza. Nie skusiły go późniejsze propozycje angażu w Warszawie. - Nie lubię nadmiernego ruchu i anonimowości. A Łódź jest kameralna - wyjaśniał. Tu miał swój dom, swój ogródek i rodzinę. Żonę Aleksandrę Krasoń i córkę Joannę. Także aktorki. - Kocham dom, a w domu - samotność - wyznawał. - Żona czasami ma pretensje, że wciąż milczę. Ale to milczenie daje mi pełny relaks i świadomość, że jestem w domu, że jest cisza, że jest spokój.

Ze spokojem przyjmował wszystko, co przynosił mu los. - Przez lata nauczyłem się pokory - mówił podczas jubileuszu 50-lecia pracy artystycznej. - A dzięki wierze nie boję się śmierci.

Śmierć przyszła 26 lipca. Parę miesięcy wcześniej zasłabł podczas spektaklu teatralnego. Grał schorowanego weterana wojennego. Widzów nie zdziwiło więc, gdy po chwili wjechał na scenę na wózku inwalidzkim. Wynik przeprowadzonych później badań zabrzmiał jak wyrok: białaczka. Nawet to przyjął z pokorą..."

W skrócie

Urodzony: 14.09.1930 r. w Katowicach

Znany: z ról teatralnych: Kubusia w Kubusiu Pałaliście, Rogożyna w Idiocie, Lucjana w Igraszkach z diabłem, Hrabiego Hufnagala w Operetce. Zagrał w ponad stu filmach, m.in. w Rzeczpospolitej babskiej, Szabli od komendanta, Chłopach, Balladzie o Januszku, Pogrzebie kartofla, Zróbmy sobie wnuka, w serialach: Stawka większa niż życie, M jak miłość. Zmarł: 26.07.2004 r. w Łodzi.

[na zdjeciu Bogusław Sochnacki w Nocach i Dniach]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji