Artykuły

Wspaniały jubileusz mistrza epizodów

- Gdybym mógł cofnąć czas, dokonałbym podobnego wyboru. Aktorstwo to najciekawszy zawód - mówi STEFAN BURCZYK, aktor filmowy i teatralny. Wczoraj minęło sześćdziesiąt lat od jego debiutu na scenie.

- To spadło na mnie jak piorun z jasnego nieba! - nie krył zaskoczenia Stefan Burczyk, kiedy po sobotniej premierze "Napisu" w Teatrze im. S. Jaracza został wywołany na scenę przez Janusza Kijowskiego, dyrektora teatru. List gratulacyjny, kwiaty, podziękowania. W ten sposób publiczność dowiedziała się o mijającej właśnie 60. rocznicy debiutu teatralnego 83-letniego aktora. I lata wspaniałej pracy na scenie nagrodziła owacjami na stojąco.

Po raz pierwszy stanął na scenie podczas nauki w łódzkiej akademii

teatralnej, do której zaraz po wojnie przybył z Wilna. - To wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z teatrem - wspomina pan Stefan. - Łódzka szkoła poszukiwała kandydatów, ja szukałem zajęcia. Przyszedłem z ulicy i tak się wciągnąłem. A że aktorów pilnie poszukiwano, już po dwóch latach nauki rozpocząłem pracę na scenie Torunia, Bydgoszczy i kilku innych.

Ma na koncie kilkadziesiąt ciekawych kreacji, choć - jak sam twierdzi - był i jest aktorem głównie ról epizodycznych. - Takie też ktoś musi grać. A ja nigdy nie pchałem się przed szereg, brałem to, co mi dawano. I wcale nie czuję się pokrzywdzony - zapewnia.

Ze sceną pożegnał się pod koniec lat 90., tworząc wybitną kreację w olsztyńskim spektaklu "Końcówka" w reżyserii Andrzeja Fabisiaka. Do dziś nie odmawia za to propozycji filmowych. Ostatnio wystąpił w "Rysiu" Stanisława Tyma, wcześniej we "Wróżbach kumaka" Roberta Glińskiego czy filmie "Kto nigdy nie żył" Andrzeja Seweryna.

- Pamięć mnie zawodzi, więc nie podejmuję się już nauki tekstu dla teatru. A w filmach dostaję epizody, więc wiele wysiłku mnie nie kosztują. Za to pomagają załatać domowy budżet - przyznaje.

Stefan Burczyk, człowiek nad wyraz skromny, nie lubi mówić o sobie. Za to chętnie mówią o nim inni. - To wybitny aktor i wyjątkowy człowiek. Skromny, z dużym poczuciem humoru - mówi Andrzej Fabisiak, wicedyrektor Teatru im. S. Jaracza. - Widziałem go w wielu rolach filmowych i teatralnych, to po prostu majstersztyki. Poza tym jest wspaniałym pedagogiem. Chociaż już nie pracuje w naszym studium aktorskim, absolwenci wciąż pytają o niego. Jego mądre, dojrzałe rady służą już kilku pokoleniom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji