Artykuły

Najbardziej erotyczny głos na świecie?

- Zawsze mam tremę. Poważnie i bardzo emocjonalnie podchodzę do tego, co robię. Za każdym razem jest nowa publiczność. Każdy występ to nowe wyzwanie - mówi warszawska śpiewaczka MAŁGORZATA WALEWSKA.

Agata Naporowska: Mówi się, że ma Pani najbardziej erotyczny głos na świecie? Nie przeszkadza to Pani?

Małgorzata Walewska: Przeszkadza? Bardzo mi miło. Chyba każda kobieta chciałaby być demonem seksu. Zawsze mogę zacząć od głosu [śmiech - przyp. red]. A tak serio, to ta opinia pochodzi z opublikowanej gdzieś wypowiedzi jakiegoś fana czy dziennikarza. Już nie pamiętam, ale często się spotykam z taką oceną na całym świecie, zwłaszcza kiedy śpiewam Carmen lub Dalilę. Piszą nawet o tym w recenzjach. Można je znaleźć na mojej stronie internetowej www.walewska.net.

Ma Pani tremę przed wyjściem na scenę?

- Zawsze mam tremę. Poważnie i bardzo emocjonalnie podchodzę do tego, co robię. Za każdym razem jest nowa publiczność. Każdy występ to nowe wyzwanie. Lubię, jeśli moje pierwsze wejście w przedstawieniu nie zaczyna się od śpiewania, tylko jest poprzedzone jakąś akcją sceniczną, Mogę wtedy "poznać publiczność", zanim do niej "przemówię".

A jak dba Pani o swój głos? Odmawia sobie Pani picia mocnych trunków, unika przeciągów...

- Dbam o niego stanowczo za mało. Największym wrogiem głosu jest gadanie, a ja mówię bardzo dużo i długo. Ale przed przedstawieniem staram się nie rozmawiać. Jedyne, co na prawdę robię dla mojego głosu, to unikam zadymionych miejsc i noszę szale.

Niedawno skończyła Pani nagrywać płytę z pieśniami Wagnera i Szymanowskiego.

- Tak, płyta ukaże się w połowie marca. Wszystko zaczęło się od tego, że chciałam zarejestrować moje ulubione pieśni Wagnera skomponowane do słów Matyldy Wesendonk. Osobiście uważam, że są romantyczne, bo powstały z miłości. Z powodu lokalnego patriotyzmu połączyłam Wagnera z Szymanowskim. Jest też kilka pieśni do słów Jamesa Joyce'a śpiewanych po angielsku, a także do poezji hinduskiego poety Tagore w przekładzie niemieckim, dwa hymny do słów Kasprowicza i inne. Tak więc powstała płyta kosmopolityczna. Traktuję ją bardzo osobiście - jako moją wizytówkę muzyczną. Mam nadzieję, że zaistnieje także na rynku zachodnim.

Z którą postacią operową miała Pani najwięcej problemów?

- Trudno powiedzieć, bo każda rola to inne zadanie. Jako Małgorzata w "Potępieniu" Fausta musiałam się uporać z czterema 10-metrowymi warkoczami. Jako Dama Pikowa musiałam działać jak 80-letnia kobieta. Potraktowałam to jako wyzwanie. Zawsze zastanawiam się nad ruchami, mimiką i psychiką osoby, w którą się wcielam.

A rola Carmen?

- Moja Carmen dojrzewa razem ze mną. Zawsze, gdy zbliża się przedstawienie, staram się zrzucić kilka kilogramów. Żeby oszukać publiczność, że jestem młodsza. W powieści Prospera Merimeego Carmen ma trochę ponad 20 lat. W tej roli bardzo ważny jest hiszpański charakter i perfekcyjna francuska wymowa. I to są rzeczy, na których głównie się skupiam przy każdej nowej produkcji dzieła Bizeta. Jestem dumna z mojej francuskiej wymowy. Największym komplementem było to, jak po moim śpiewanym po francusku debiucie jako Dalili przyszedł do mnie dyrygent Bertrant de Billy i powiedział, że wszystko zrozumiał!

Co usłyszymy podczas sobotniego koncertu w Kielcach?

- W pierwszej części wystąpię z pianistą Arturem Jaroniem, a w drugiej z kameralną orkiestrą. Ostatnio kładę nacisk na pieśni. W sobotni wieczór bardzo bym chciała zaprezentować chociaż po jednej pieśni Wagnera i Szymanowskiego. Na pewno nie zabraknie Carmen.

To nie jest Pani pierwszy występ u nas?

- Śpiewałam w Filharmonii Świętokrzyskiej w listopadzie 2003 roku. Zapamiętałam ten występ z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na wspaniałą publiczność, a po drugie, ze względu na przeciąg na scenie, który przypłaciłam chorobą. Wiatr był tak silny, że Artur Jaroń, który akompaniował mi także wtedy, ganiał nuty po scenie. A ja myślałam, że przysłowie: "wieje jak w kieleckim", dotyczy tylko otwartych przestrzeni [śmiech - przyp. red.]. Bardzo miło wspominam też wszystkie moje koncerty w Busku-Zdroju.

Małgorzata Walewska to jedna z najlepszych śpiewaczek operowych. W lipcu skończy 47 lat. Jak podkreśla w wywiadach jest szczęśliwa, bo osiągnęła nie tylko sukces zawodowy, ale jest też szczęśliwą żoną i matką. Ma córkę Alicję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji