Artykuły

Presja

Może sięgnę po teczki kiedyś w przyszłości, kiedy nogi odmówią mi posłuszeństwa, i będę nudził się niemocą w domu beznadziejnej starości. Może wtedy zajrzę do nich, licząc na to, że moi zacni donosiciele już zeszli ze świata. Będę się z nich naśmiewał, a tym, co jeszcze będą przy życiu, wyślę czułe pozdrowienia świąteczne. W najgorszym razie, jeśli w donosie znajdę ewidentną blagę, to ją sprostuję, zachowując wszelkie reguły dobrego wychowania - pisze Kazimierz Kutz w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Niejako na kanwie katowickiego festiwalu teatralnego Interpretacje przeżywaliśmy wielki dramat Marka Piwowskiego. Mówię my, bo mam na myśli siebie i Janusza Głowackiego, który jest bliskim przyjacielem Marka. Łączą ich lata znajomości i film "Rejs", którego Głowacki był współscenarzystą. Takie mamy czasy: Benedykt XVI był w Hitlerjugend, Günter Grass w SS, a Piwek współpracował ze służbami tajnymi. A ile jeszcze rzeczy dowiemy się w najbliższej przyszłości! Teraz, wedle nowej ustawy, lustracji ma podlegać aż 700 tys. osób, co może trwać kilkanaście lat. Ustawa lustracyjna jest dziełem niewielkiego grona nienawistników i ortodoksyjnie rewolucyjnych działaczy "Solidarności" oraz paru czołowych polityków z odchyleniami psychicznymi. Oni patronują całej sprawie. Wszystko razem było i jest niedorzecznością, bo najlepiej było otworzyć całe archiwa i nadać bieg sprawom, jak ludzie zechcą, z urzędu wyłuskać ewidentnych przestępców, ukarać ich i szlus. Tymczasem robi się z peerelowskiej przeszłości kryminalne panoptikum, które przyniesie więcej szkód niż pożytku. Prowadzić będzie do nawyku negatywnych podejrzeń i ocen, i - mówiąc żartobliwie - przenieść się może we właściwość trwałą w następnych pokoleniach. Bo co komu z sensacji wokół Marka Piwowskiego, skoro nie wiemy o skutkach jego działań? Wszystko jest (jak we wszystkich działaniach PiS-u) w sferze insynuacji i domysłów, by móc oczernić przeciwników. I tak czołowy "michnikożerca" - pan Ziemkiewicz - z okazji sprawy Piwowskiego opluł całą grupę łże-elit. Jest to działanie propagandowo-polityczne, które ma na celu pobudzanie nienawiści do inteligencji. Rządowi dziennikarze będą teraz mogli wydziobywać z IPN-u, kogo w danej chwili zechcą, i będą go publicznie rozrabiać dla potrzeb rządzącej partii. Nie są to praktyki chwalebne i, niestety, przypominają najgorszą pamięć czasów minionych. Hodowanie niskich instynktów staje się obrzędem nieomal "religijnym". Po co to komu w katolickim kraju?

Aby uspokoić tych, którzy podejrzewać mogą moją osobę o niejasną przeszłość ("mówi tak, bo sam ma coś za uszami"), oświadczam, że otrzymałem tzw. kartę poszkodowanego, choć się o nią specjalnie nie starałem. Nie mam także zamiaru zaglądać do swoich teczek, choć byłoby co czytać, jeśli żyło się w Warszawie i Katowicach, i nie było się grzecznym chłopcem. Myślę, że teczka katowicka musi być bardzo ciekawa, bo tu (np. w ośrodku telewizyjnym czy teatrze) za "królestwa" Zdzisława Grudnia donosicielstwo musiało mieć wymiar rozpasanej namiętności. Po co grzebać się w czyimś gównie? Niech się sami męczą starymi grzechami. Jest przecież tyle innych ciekawych zajęć.

Może sięgnę po teczki kiedyś w przyszłości, kiedy nogi odmówią mi posłuszeństwa, i będę nudził się niemocą w domu beznadziejnej starości. Może wtedy zajrzę do nich, licząc na to, że moi zacni donosiciele już zeszli ze świata. Będę się z nich naśmiewał, a tym, co jeszcze będą przy życiu, wyślę czułe pozdrowienia świąteczne. W najgorszym razie, jeśli w donosie znajdę ewidentną blagę, to ją sprostuję, zachowując wszelkie reguły dobrego wychowania. A oni równie starzy w ogóle nie skapną się, o co idzie, i posądzą mnie o starczą demencję. Człowiek ma bowiem taką szczęśliwą cechę, która wymazuje z pamięci rzeczy złe, co pomaga w rozwijaniu lepszych stron charakteru, choć są osobnicy, którzy rozkoszują się swoimi świństwami.

Moim zdaniem lustracja, ta zaproponowana w ustawie, ma charakter powszechnej asenizacyjności: jest brzydka i odpychająca. Ona jest dziełem nieudaczników, a oni - nieudacznicy - kiedy dochodzili do władzy, czynili największe zło. I tego należy się dziś bać. Dlatego każdy protest czy zbiorowe nieposłuszeństwo przeciw łamaniu konstytucji ma swoje głębokie uzasadnienie. Dar wolności, który stał się udziałem wszystkich, nie powinien być pomiataniem partyjnych nieprawości, bo wtedy staje się "darem nieszczęsnym".

Marek Piwowski zostanie w naszej pamięci autorem "Rejsu" i "Przepraszam, czy tu biją", a nie kimś, kto kiedyś coś podpisał: był częścią nieomal armii w tamtych latach, która podpisywała. Od księży począwszy, aż po artystów i naukowców. Byłem producentem filmu Marka "Przepraszam, czy tu biją". Film realizowany był w moim zespole Silesia w Katowicach. Nikt nie chciał się wtedy podjąć realizacji tego filmu, nikt nie wierzył w możliwość pokazania milicji w takiej wersji, jak "Piwek" to wymyślił, i nikt nie wierzył w talent Piwowskiego. Po "Rejsie" przez osiem lat nie robił - z własnej winy - nic.

Pomogłem mu wtedy i nie zawiodłem się na nim. Gdy dziś, po tym, co ostatnio wyszło na jaw, trzeba będzie go wesprzeć, zrobię to w imię najprostszych zasad moralnych, z którymi człowiek przychodzi na świat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji