Artykuły

Gorzów Wlkp. Unikalne archiwum Byrskich na wystawie

Irena i Tadeusz Byrscy byli wielcy i z wielkimi współpracowali. Ich archiwum czeka na badaczy w bibliotece gorzowskiej uczelni. Najciekawszą część eksponatów zobaczymy na wystawie, która zostanie otwarta w sobotę [24 marca].

50-lecie gorzowskiego teatru uświetniła premiera Szekspirowskiego "Snu nocy letniej" w reżyserii Ryszarda Majora. Po spektaklu na scenę zaproszono drobną starszą panią, która wypowiedziała dwa słowa "Byłam w teatrze!". Zaszczytna to recenzja w ustach Ireny Byrskiej (1901-1997), dyrektorki gorzowskiego teatru w latach 1963-66. Jej mąż Tadeusz (1906-1987) współpracował z tutejszą sceną jako reżyser.

Teatr to ulotna sztuka. Co zostaje po zejściu sztuki ze sceny? Żółknące scenopisy, programy, zaproszenia, fotografie... Spoczywają w papierowych teczkach, związanych tasiemkami. Prywatne archiwum Ireny i Tadeusza Byrskich wzbogaciło bibliotekę gorzowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej.

Serdecznie ściskam Cię i całuję, Drogi Wileński Byku - tymi słowami kończy się jeden z przekazanych uczelni listów. "Wileńskim Bykiem" był Tadeusz Byrski, a napisał do niego sam Konstanty Ildefons Gałczyński, twórca zgrabnych wierszy i kulfoniastych liter.

- Uderzyło mnie, jak rozległe kontakty mieli Byrscy z przedstawicielami nie tylko teatralnych dziedzin - mówi Sławomir Jach, dyrektor biblioteki PWSZ. - Mieszkali w Gorzowie zaledwie 3 lata. Minęło lat 40 i ile osób wie, że tu byli! Nawet jeśli tych czasów pamiętać nie mogą. To coś znaczy.

Małżeństwo Byrskich, zwanych "Judymami polskiego teatru", to związek kobiety i mężczyzny i dwóch szkół: Instytutu Sztuki Teatralnej, w którym studiowała Irena i wileńskiej "Reduty" Osterwy, w której teatralne szlify zdobywał Tadeusz. Ich archiwum to przewodnik po kilkudziesięciu latach polskiej kultury. Są w nim listy od Auderskiej, Grotowskiego, Schillera i kardynała Dziwisza, wtedy szeregowego księdza.

Witold Lutosławski stawiał "nutopodobne" litery. W liście upominał się o uwerturę do sztuki "Nie igra się z miłością". Tadeusz Byrski odpisał, że nie może jej odnaleźć. Historię spuentował dyrektor Jach, który odkrył uwerturę w... archiwum Byrskich.

Sędziwy Tadeusz Kotarbiński nie był na premierze "Obrony Sokratesa". Drżącą ręką skreślił usprawiedliwienie: "wychodzę z domu tylko na pół godziny pod rękę z żoną".

Zbigniew Herbert, w czasach Byrskich dramaturg gorzowskiego teatru, wysyłał im pocztówki z całej Europy. Raz na Boże Narodzenie przesłał im kartkę z... orientalnymi motywami: "Wszyscy tutaj mówią, że Pani Irena przeszła na buddyzm".

Jarosław Iwaszkiewicz, jak przystało na prezesa Związku Literatów Polskich, napisał do Byrskiego na czerpanym papierze. Na dole w rogu dopisek adresata: "Podziękowałem za list i wyjaśnienia".

Skrupulatność Byrskich zaprzecza obrazowi rozkojarzonych artystów. Jeśli wysyłali telegram, przechowywali jego odcinek. Dzień w ich kieleckim Studiu Aktorskim rozpisywali co do minuty na sztukę fechtunku, język francuski i angielski, lektury obowiązkowe, gimnastykę i taniec. Tadeusz Byrski opublikował wiele recenzji i felietonów. Często jego tekst jest prezentowany przez ciąg dokumentów: rękopis - maszynopis - wycinek z prasy.

Światowy Gombrowicz - prowincjonalni Byrscy

Byrscy kojarzeni są zwykle z okresem kieleckim, bo tam powstało ich Studio. Właśnie tutaj Tadeusz przymierzał się do prapremierowej inscenizacji "Ślubu" Witolda Gombrowicza. Autor przedstawił swoje stanowisko w trzech listach, napisanych na maszynie na cienkim, półprzezroczystym papierze. W pierwszym czytamy:

"Zmuszony jestem odmówić zgody [podkreślenie autora - W.W.] na wystawienie tego utworu przez teatr Pana. Jak Panu wiadomo, "Ślub" jest dramatem wyjątkowo trudnym".

Treść drugiego listu jest równie kategoryczna: "Absolutnie wykluczone, aby Ślub miał debiutować na prowincji, prowincjonalnymi siłami, przed kielecko-radomską publicznością. Pan sam wie, że to nie może się udać, że to nawet może fatalnie zaszkodzić sztuce, którą i tak czeka ciężka batalia, ponieważ jest nieco ekscentryczna".

Tak to w jednym projekcie zderzyły się dwa sposoby myślenia o sztuce. Gombrowicz dopuszczał wystawienie "Ślubu" w Warszawie lub Krakowie. Byrscy celowo omijali Warszawę i Kraków, realizując program "teatru prowincjonalnego" m.in. w Opolu, Toruniu, Kielcach i Gorzowie. W trzecim liście Gombrowicz orzekł:

"Choćby nawet wszystko znalazło się w teatrze Pańskim, dla Ślubu nie ma publiczności. (...) Zgadzam się (...) na wystawienie fragmentów pod warunkiem, że w sumie nie będą większe od jednego aktu sztuki.

Koniec końców do prapremiery nie doszło. Alberta Camusa nie odstręczały prowincjonalne Kielce. W archiwum zachował się jego list do "Monsieur Tadeus Byrski/ Théatre de Stefan Zeromski". Jego "Kaligula" został wystawiony. Autor miał odwiedzić Kielce w drodze ze Sztokholmu, gdzie odbierał Nagrodę Nobla. Niestety, zachorował i do wizyty nie doszło.

Innego noblistę, Czesława Miłosza, Tadeusz Byrski znał jeszcze z czasów wileńskich. Zachował się przekaz na trzy kilogramy cytrusów, które poeta przysłał Byrskim na Boże Narodzenie 1980 r. Zachowały się fotografie z wizyty Miłosza w Polsce. Tadeusz Byrski był jego przewodnikiem po ówczesnej Warszawie.

Zaufanie do "najmłodszego dziecka"

- Byrscy byli ogarnięci pasją - uważa dyrektor Jach.- Nie traktowali pracy wyłącznie jako sposobu zarabiania na chleb. Tuż po wojnie prowadzili coś w rodzaju domu dziecka w Sierakówku. Zwykle obejmowali placówki, gdzie trzeba było coś zorganizować. Realizowali własną koncepcję "teatru na prowincji". Chociaż wszędzie kończyło się to większą lub mniejszą porażką.

- Dlaczego?

- Zawsze pojawiali się niechętni ludzie, intrygi... Władza też miewała ich dosyć. Może zbyt wiele oczekiwali od ludzi, z którymi współpracowali? Zawsze tak jest, kiedy się coś robi z pasją. Ale oni byli tego świadomi i nigdy się nie załamywali, nie obrażali. I pracowali niemal do końca. W czasie stanu wojennego wystawiali w kościołach wieczory poezji i muzyki. Mamy ich scenariusze. Powinno powstać wiele prac, dla których archiwum Byrskich będzie tematem albo punktem wyjścia do dalszych badań - uważa Jach.

Janusz Dreczka, ówczesny dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego, poznał Irenę Byrską w czasie obchodów 50. rocznicy gorzowskiego teatru.

- Byrscy mieli świadomość, że ich archiwum zawiera cenne materiały - uważa Dreczka. - Rozmawiałem z panią Ireną wiele razy. Naprawdę dużym sentymentem darzyła nasze miasto. Jej wolą było, żeby archiwum znalazło się tutaj. Może to wynikało z jakiegoś zaufania? Pani Irena uważała gorzowski teatr za ważne miejsce swojego życia. Mówiła, że to jej "najmłodsze dziecko" - wspomina.

Wystawa "Z archiwum Ireny i Tadeusza Byrskich" zostanie otwarta 24 marca o godz. 11 w Bibliotece Głównej gorzowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej przy ul. Chopina 52.

Na zdjęciu: Irena Byrska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji