Artykuły

Domek z Bali czy polska chata kryta strzechą?

- W "Lilii Wenedzie" odwołujemy się do narzuconego przez Kaczyńskiego podziału na Polskę solidarną i liberalną. Podziału, który wydaje mi się fałszywy - mówi Bartosz Frąckowiak. Premiera dramatu Juliusza Słowackiego 24 marca w Teatrze Wybrzeże.

"Lilia Weneda", napisana przez Słowackiego w 1839 roku, jest jedną z romantycznych kronik dotyczących mitycznych dziejów Polski. Opowiada o konflikcie plemienia Wenedów z wojowniczymi Lechitami. Wenedowie w decydującym momencie zamiast walczyć oczekują cudu, ocalającego dźwięku harfy. A podbijający ich Lechici to plemię pozbawione moralnych zasad, lecz bardzo wojownicze. Słowacki sugeruje, iż dopiero wyeliminowanie słabości charakteru Wenedów i przywar Lechitów mogłoby stworzyć idealny (w domyśle: polski) naród.

Przedstawienie na podstawie dramatu Słowackiego przygotowuje w Wybrzeżu duet: reżyser Wiktor Rubin (zwycięzca ubiegłorocznego Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy) i dramaturg Bartosz Frąckowiak. Ich wspólnym dziełem są już przedstawienia "Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa w Teatrze Polskim w Bydgoszczy oraz "Terrordrom Breslau" Tima Staffela w Teatrze Polskim we Wrocławiu. - Dramaturg jest nową-nienową funkcją w polskim teatrze - tłumaczy Frąckowiak. - O tyle nową, że dopiero od niedawna pojawiającą się w oficjalnym programie spektaklu czy na plakacie teatralnym. Jednak takie osoby, z większym lub mniejszym zakresem kompetencji, funkcjonowały w polskim teatrze. Istotne jest, by odróżnić dramaturga od dramatopisarza. Dramatopisarz to ten, który pisze tekst dla teatru. A dramaturg j est kimś, kto pracuje wraz z reżyserem nad stroną konceptualną przedstawienia, daje zaplecze intelektualne, proponuje rozwiązania scen. Tu nie chodzi tylko o opracowanie literackie tekstu czy adaptację, ale o dramaturgię teatralną.

Rubin i Frąckowiak uwspółcześnią "Lilię Wenedę": przeniosą akcję w dzień dzisiejszy, odniosą się także w spektaklu do współczesnych problemów. - Tekst Słowackiego opowiada o wojnie Wenedów z Lechitami - opowiada Bartosz Frąckowiak. - Obie zwaśnione grupy to dla nas odpowiedniki żywiołów społecznych dzisiejszej Polski. Można mówić, że Wenedowie to tradycjonaliści, konserwatyści, ludzie żyjący według silnej ideologii. Z drugiej strony mamy Lechitów, którzy pozornie są wyzuci z wszelkiej ideologii. Jest to trochę taka polska klasa średnia, której marzeniem i mitem jest przestrzeń wakacyjna z katalogów Neckermanna. Rezygnujemy w spektaklu z całego kontekstu militarnego obecnego u Słowackiego, wojennych gadżetów i przenosimy konflikt na poziom symboliczny. Wojna toczy się o to, kto zdefiniuje przestrzeń, to znaczy, na przykład, czy domek znajdujący się na scenie jest domkiem z Bali czy innego egzotycznego kurortu, czy polską chatą krytą strzechą. Obowiązuje teraz diagnoza medialna, że Polska podzieliła się na Polskę zaściankową, konserwatywną, radiomaryjną, Polskę B i Polskę nowoczesną, proeuropejską, prozachodnią. Trochę to wynika z narzuconego przez Kaczyńskiego podziału na Polskę solidarną i liberalną. Podziału, który wydaje mi się fałszywy, ale niewątpliwie jest on obecny w dzisiejszym dyskursie politycznym. Do tego podziału próbujemy odnieść się w spektaklu i pokazać jednocześnie jego niejednoznaczność. W"Lilli Wenedzie" pojawi się też motyw propagandy. Zajmiemy się tym, w jaki sposób konstruowany jest język propagandy. U Słowackiego za propagandę odpowiada postać Rozy Wenedy, wróżki, która prognozuje dalszy bieg wydarzeń, zapowiada to, co przyniesie los. Trochę jak Jarosław Kaczyński, który prognozował to, co się stanie w IV RP, nadając słowom moc faktów.

Na zdjęciu: scena z próby spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji