Artykuły

Przez zmrużone oczy

"Sen nocy letniej" w reż. Adama Opatowicza z Teatru Polskiego w Szczecinie na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. Pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.

"Wydawałoby się, że takie przedsięwzięcie jest skazane na sukces. Letnia i duszna rozgwieżdżona noc, wielki tekst teatralny, choć pełen lekkości i komediowej finezji, wreszcie bardzo przychylna publiczność. A jednak Sen nocy letniej Szekspira rozegrany w przestrzeni dziedzińca Zamku Książąt Pomorskich płynął niczym przez zmrużone znużeniem oczy...

Zabrakło pomysłu inscenizacyjnego. Miejsce i nastrój nocnego spotkania udzielały się Szekspirowi niejako mechanicznie, ale realizatorzy nie potrafili uczynić z miejsca teatralnych działań punktu ciężkości. Ograne i opatrzone w kilku innych przedstawieniach (dramatycznych i operowych) rosnące na środku dziedzińca drzewo - tym razem nie szumiało i nie szeleściło na tyle, by porwała nas oryginalność i magia snu letniej nocy. Od owej oryginalności zresztą twórcy przedstawienia przed premierą się odżegnywali. To miał być Szekspir, jak rozumiem, dla tzw. masowego, a nawet po trosze przypadkowego widza.

Niestety, autorzy przedsięwzięcia wpadli w pułapkę takiego myślenia. Uśpiona wrażliwość na dramaturgiczno-teatralną iskrę, a zarazem poetyckość tekstu przełożonego na sugestywny język sceny, spowodowała, że oglądaliśmy jedynie Jakieś działania i słuchaliśmy Jakichś dialogów. Widz nie miał szans na otwieranie wyobraźni na różnych piętrach skojarzeń i emocji.

Osobny temat to muzyka Jana Kantego Pawluśkiewicza, która miała być jedną z atrakcji tego przedstawienia i zapewne dla wielu taką - choćby z racji słynnego nazwiska jej autora - była. Jednakże nie wpisywała się ona naturalnie w tkankę żywego przedstawienia o czymś. Pełniła raczej rolę protezy, dzięki której kulejące widowisko jakoś doczłapało do końca. Pojawiały się też od czasu do czasu piosenki. Ot, były, ale gdyby ich nie było, to też by się nic nie stało. Rzecz bowiem w tym, że piosenka w spektaklu dramatycznym, podobnie jak aria w przedstawieniu operowym, powinna być kwintesencją pewnego nastroju czy rosnącej emocji do takiego punktu, iż aktor musi śpiewać. W Śnie na dziedzińcu tego nie było. Piosenki pojawiały się jako niewiele znaczący ozdobnik, swego rodzaju zawieszenie akcji, ale, niestety, rzadko uzasadnione.

W kontekście tego wszystkiego, co bardziej doświadczeni aktorzy robili, co mogli, by widz nie zmrużył oczu do końca. Jacek Polaczek (Tezeusz) grał z typowym dla niego dystansem, ale i zarazem kulturą teatralną, która jest nieodzowna, by mówić wiersz szekspirowski. Na przeciwległym biegunie znalazła się Katarzyna Sadowska, która najwidoczniej niezbyt sobie radziła z mówieniem do mikroportu. Michał Ja-nicki (Spodek, Pyram) zademonstrował dobrze znany i sprawdzony na odcinku komediowo-farsowym repertuar scenicznych zachowań. Poetycko klarowną i stylową postać Hermi stworzyła Olga Adamska.

Letnia noc z Szekspirem w odległym tle - to chyba dobre określenie tego, co się odbywało przez kilka sierpniowych wieczorów na zamkowym dziedzińcu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji