Artykuły

Teatr boi się Bogusławskiego

Rok twórcy narodowej sceny i 250. rocznica urodzin budzą refleksję, że nie był tak genialny jak Molier, ale pierwszy tworzył z myślą o wszystkich Polakach - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Gdy pytam Andrzeja Łapickiego o Bogusławskiego, profesor odpowiada zdecydowanie: - Ja z nim nie grałem! A jakie spektakle robił? Tego nie wie nikt.

I opowiada historię z 1937 r.: - Przed Teatrem Narodowym odsłonięto pomnik naszego patrona. Apotem dano przedstawienie Wincentego Rapackiego "Wojciech Bogusławski i jego scena". To był spektakl dla szkół, ja byłem grzecznym chłopcem, a tytułową rolę grał mój idol Józef Węgrzyn. Zapamiętałem widowisko, bo w życiu się tak nie wynudziłem. Węgrzyn chyba też.

Tyle anegdota. A już w poniedziałek będziemy mogli się przekonać o wartości najsłynniejszej śpiewogry Bogusławskiego "Krakowiacy i Górale", którą przypomni Olga Lipińska w Teatrze TV.

- Lubię Bogusławskiego, bo jest Polakiem nietypowym: namawia do narodowej zgody - wyznaje reżyserka.

- Sztuka będzie pewnie pikantna, bo nadaje się na każdą polityczną okazję, wszystko zależy od tego, kogo się "podłoży" pod krakowiaków i górali - uważa Łapicki. - Dobrze pamiętam powojenne przedstawienie Leona Schillera, które było robione pod referendalne hasło "Trzy razy tak".

Mikołaj Grabowski, miłośnik staropolszczyzny, ostatni raz widział "Krakowiaków i Górali" w 1965 r. w teatrze im. Słowackiego w reżyserii Bronisława Dąbrowskiego. - Spektakl szedł kompletami, bardzo się podobał - mówi dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie. -A gdy pomyślę o współczesnych możliwościach inscenizacyjnych - dziś wszystkie fajerwerki zaprojektowane przez Bogusławskiego mogłyby dać widowisko ciekawsze od wielu zachodnich musicali. Gdy jednak sięgnę pamięcią do innych utworów, kojarzą mi się z nadmiernym dydaktyzmem, bo też taka była potrzeba chwili.

Namawiająca do narodowej zgody śpiewogra o krakowiakach i góralach została zawieszona przez rosyjskiego ambasadora. Wróciła na scenę dopiero po wybuchu powstania kościuszkowskiego. Wcześniej Bogusławski popadł w konflikt z rządami Targowicy z powodu sztuki "Henryk VI na łowach" popierającej antymagnacką politykę króla. - Polska literatura dramatyczna była wtedy niesłychanie szczupła, nadrabiał więc ten brak własną twórczością - komentuje Gustaw Holoubek. -Jednak nie widzę powodu, by mówić pozytywnie o sztukach twórcy Teatru Narodowego, bo większość była przeróbką utworów niemieckich, włoskich i francuskich.

Pytanie o dziedzictwo Bogusławskiego jest chyba najbardziej kłopotliwe dla jego następcy Jana Englerta. Główna sala Narodowego dawno już nie gościła tytułów swojego patrona. -Postanowiłem przeczytać je niedawno -mówi Englert. - Olśniony nie byłem, do natychmiastowej realizacji się nie zabrałem. Co prawda sam Bogusławski inspirował takie realizacje klasyki światowej, by odnosiła się do polskich realiów, co jest do dzisiaj alibi dla wielu reżyserów. Ale czy ja mam wystawić "Krakowiaków i Górali" jako sztukę o wojnie między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością? Takie aluzyjne, przyczynkarskie traktowanie teatru mnie nie interesuje.

- Trzeba natomiast pochwalić ważną inicjatywę mówienia ze sceny po polsku - zauważa Holoubek. - Przyniosło to plon w postaci wielkiej literatury dramatycznej XIX wieku. Jej najważniejszym twórcą stał się Aleksander hrabia Fredro. I dopiero w jego dziele można upatrywać wielkości.

- Zdecydowanie bardziej inspirujący od Bogusławskiego pisarza jest dla mnie Bogusławski twórca Teatru Narodowego, który miał służyć całemu narodowi. I w tym warto kontynuować jego dzieło - komentuje Englert.

- A ja najbardziej cenię Bogusławskiego pedagoga - podkreśla Łapicki. - Stworzył szkołę aktorską, napisał podręcznik gry i opowiadał się za teatrem niekryjącym swojej sztuczności. Od krzyków i darcia szat wolał grę z dystansem, by nie aktor, lecz widz płakał.

Mierząc patrona narodowej sceny z Szekspirem i Molierem, zapominamy, że pozazdrościć go nam mogą południowi sąsiedzi. Ich teatr pozostawał obcojęzyczny aż do końca XIX w. Warto przypomnieć dramat "Szalbierz" napisany o Bogusławskim przez węgierskiego dramaturga Györgya Spiro. - Ciekawe, że nie napisał go Polak, tylko Węgier - zauważa Englert. - Oznacza to jednak, że biografia Bogusławskiego jest naprawdę intrygująca: epizod wojskowy, dworskie sprawy, powstanie, masoneria. Może powinien o nim powstać serial?

Znakomity punkt wyjścia scenariusza stanowi biografia autorstwa Zbigniewa Raszewskiego. A zdaniem Mikołaja Grabowskiego rozmowa o Bogusławskim powinna skłaniać nas do refleksji nie tylko nad dziełem twórcy Teatru Narodowego, ale całego oświecenia: - Przecież to był początek polskiego teatru, kilka ważnych dekad, gdy tworzyli również Zabłocki, Bohomolec i Niemcewicz. Jako człowiek młody mogłem oglądać ich sztuki. Teraz zniknęły z afisza. Myślę nad tym, jak je przypomnieć w cyklu Starego Teatru re_wizje. Nie chodzi o to, by reżyserzy padli przed oświeceniowymi autorami na kolana, tylko żeby ponownie nawiązali z nimi dialog. "Pijaków" Bohomolca można wystawiać od zaraz.

***

W poszukiwaniu utraconej zgody

Czczenie tradycji to rzecz chlubna. I choć niewiele dramatów Wojciecha Bogusławskiego oparło się próbie czasu, udało się to komediooperze "Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale", z muzyką Jana Stefaniego. Miała 45 powojennych wystawień. Kolejną inscenizację dla Teatru TV przygotowała Olga Lipińska. Specjalistka od telewizyjnej rozrywki podeszła do sztuki Bogusławskiego z właściwym sobie, lekko ironicznym dystansem. Widowisko ma też znaną z kabarecików atmosferę przedniej zabawy, świetnie wpisaną w prostą fabułę sprzed dwóch wieków. Miłosne perypetie pary młodych wieśniaków z podkrakowskiej Mogiły przemienią się z rodzinnych niesnasek w zatarg między dwiema etnicznymi społecznościami. Dzięki zabiegowi "teatru w teatrze" Lipińskiej udało się ukazać akcję na scenie i gorące przyjęcie, jakie "Cudowi..." zgotowali widzowie prapremiery 1 marca 1794 r. w Teatrze Narodowym w Warszawie. Widok sukman i krakusek na scenie podgrzewał emocje patriotycznie nastawionych widzów, z których wielu szykowało się do zaciągnięcia pod komendę naczelnika Kościuszki. Przedstawienie ma świetny rytm, doskonałą choreografię Henryka Konwińskiego i dynamiczny montaż Wiesławy Liszewskiej. Skrzy się od gwiazd, z Krzysztofem Tyńcem, niezrównanym w roli Studenta Bardosa oraz Bogusławskiego, który w finałowych słowach zwróconych do widzów akcentował - jakże aktualną - potrzebę narodowej zgody.

TVP1 pokaże spektakl w poniedziałek o godz. 21.30

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji