Artykuły

Słowacki i nowi brutaliści, czyli iluzja iluzji

"Lilla Weneda" w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Wystawiając "Lillę Wenedę", Wiktor Rubin wziął sobie za bardzo do serca romantyczne zawołanie "ty nad poziomy wzlatuj". Tak spiętrzył poziomy iluzji, fabuły i autorskiego komentarza, że wyszedł mu bełkot

Juliusz Słowacki "Lilla Weneda", reż. Wiktor Rubin, dramaturgia Bartosz Frąckowiak, scenografia Paweł Wodziński, występują m.in.: Arkadiusz Brykalski, Cezary Rybiński, Dominik Stroka, Jacek Labijak, Katarzyna Kaźmierczak, Katarzyna Misiewicz, Maciej Konopiński, Marta Kalmus, Ryszard Ronczewski, Teatr Wybrzeże w Gdańsku, premiera 24 marca

Akcja "Lilli Wenedy" Juliusza Słowackiego toczy się w czasach "przed Bogiem", w pogańskiej pra-Polsce trawionej walkami Lechitów i Wenedów. Akcja spektaklu Wiktora Rubina (reżyser) i Bartosza Frąckowiaka (dramaturg) toczy się w czasach "po Bogu". Bóg umarł? Raczej wyjechał albo zbankrutował. Zostawił po sobie parę pamiątek -wielką figurę Maryi oraz rajską fototapetę z palmami. Zostawił też pokawałkowany scenariusz gry strategicznej RPG (Role-Playing Game), który w przedstawieniu Teatru Wybrzeże zastąpił klasyczny tekst Słowackiego.

Grać grę grą

Wystawić "Lillę Wenedę" jako RPG to wpisać się w tradycję nie tyle teatru w teatrze, co gry o grze. Najdobitniejszym przykładem takiej konstrukcji byłby "Marat/Sade" według Petera Weissa, legendarny spektakl Petera Brooka z 1964 r. Publiczność odgrodzona od sceny kratami podglądała grupę pacjentów zakładu psychiatrycznego (a właściwie aktorów grających pacjentów) przygotowujących spektakl o rewolucji francuskiej. Metodą takiej upozorowanej psychodramy zrealizowano dziesiątki spektakli i filmów.

Efekt był zwykle mocny, jak w przypadku "Wujaszka Wani" Luca Percevala (pokazywany w 2005 r. na festiwalu Dialog we Wrocławiu) czy "Ifigenii na Taurydzie" Krzysztofa Warlikowskiego (Opera Garnier w Paryżu, 2006). W obu przypadkach aktorzy nie wchodzili w role Soni, Wani, Ifigenii czy Eumenid, ale w role pensjonariuszy domu starców, którzy nieporadnie, z wysiłkiem odtwarzają te historie. W stronę schematu "gramy, że gramy w RPG" kierowała się Anna Augustynowicz, wystawiając pod koniec zeszłego roku świetnie "Miarka za miarkę" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Można się było spodziewać, że pomysł tandemu Rubin - Frąckowiak będzie wymieniany jednym tchem w tym ciągu sukcesów. Zwłaszcza że młodzi artyści, którzy pojawili się na teatralnym rynku dopiero w 2006 r., zdążyli już na wielkie nadzieje zapracować. Ich "Tramwaj zwany pożądaniem" (Teatr Polski w Bydgoszczy) okazał się wydarzeniem, a po "Terrordromie Breslau" zaczęto nazywać ich "nowymi brutalistami" - górującymi nad poprzednim pokoleniem autorów czy reżyserów zapleczem intelektualnym, swobodą poruszania się w dziedzinie mediów i ideologii, świadomością mechanizmów politycznych. W ciągu kilku miesięcy dostali zaproszenia do Gdańska, Poznania, Krakowa, Warszawy.

Na którym piętrze jesteśmy?

Tym razem zaplecze intelektualne pożarło jednak spektakl. Kto nie przeczytał umieszczonego w programie tekstu Pawła Mościckiego i najnowszej książki Marii Janion ("Niesamowita słowiańszczyzna") oraz samego dramatu wieszcza, a do tego nie zna się na RPG - nie miał szans.

Dlaczego król ekspansywnych Lechitów Lech (Arkadiusz Brykalski) zmienił się w zniewieściałego bywalca spa, a król pokonanych tradycjonalistów Wenedów Derwid (Ryszard Ronczewski) w przygłuchego staruszka? Dlaczego ucharakteryzowana na kapo Rosa Weneda (Katarzyna Kaźmierczak) wykrzykuje z balkonu do bawiących się w basenie aktorów jakieś niezrozumiałe groźby? Dlaczego syn (Maciej Konopiński) więzionego przez Lechitów Derwida rozmawia sam ze sobą chrypliwym głosem zza światów (w rzeczywistości gra on w ten sposób dwóch synów - Lelum i Polelum)? Dlaczego pustelnik Gwalbert (Jacek Labijak) wdziera się na basen z megafonem, udając Ojca Dyrektora?

Spektakl objaśniony szczegółowo w programie miał opowiadać o polskim zakłamaniu religijnym, podziale na konserwatystów i zapatrzone w Zachód mieszczaństwo. Nagromadzenie pięter (tu mówimy o Polsce, tu wskakujemy na metapoziom i mówimy o naszej własnej grze) rozbiło spektakl całkowicie. Gdy spotykamy w parku mamroczącą coś o Śródziemiu młodzież, też zazwyczaj kompletnie nie rozumiemy, o co chodzi. Ale co z tą Polską? Nie wiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji