Artykuły

Brawa dla aktorów

Choć spektakl bez oklasków to dramat, artyści różnią się w ich ocenie. Co kraj - to inna szkoła braw - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Bicie brawa jest gestem pierwotnym, to sposób uczestniczenia w teatralnym rytuale, wyraża pochwałę, ale i chęć nawiązania kontaktu z aktorami - mówi reżyser Krystian Lupa. - Brawa to chwila prawdy - uważa Danuta Stenka. - Nikt ich języka nie opisał, a jest bardzo bogaty. Jak w muzyce zmienia się wysokość dźwięków, natężenie, rytm. W Narodowym brawa są "garniturowe", a w TR Warszawa - "dżinsowe". Moją uwagę zwracają oklaski widza poruszonego, którego spektakl zmienił, a on jeszcze nie chce tego dopuścić do siebie.

- Nie ufam brawom, nie zawsze wiem, co znaczą - mówi Andrzej Seweryn. - U widzów bardziej niż klaszczące dłonie interesują mnie serca i mózgi. To one sprawiają, że w teatrze oprócz tego, co dzieje się na scenie, ważne jest to, co rodzi się wśród widowni.

Zdaniem Magdy Cieleckiej wiarygodniejsze od braw są reakcje podczas spektaklu. - Doskonale rozpoznaję pozytywny bądź negatywny ton podświadomego pomrukiwania, sapania, tego, jak widownia się śmieje, milczy lub wychodzi - mówi aktorka. - Zdarza się, że widzowie nie są zainteresowani spektaklem, a na koniec następuje burza braw. Widzowie też potrafią udawać.

W spektaklu "4.48 Psychosis" aktorka po scenie samobójstwa nie wychodzi do braw. - Pokazując się w szlafroczku, ocierając teatralnąkrew, powiedziałabym widzom, że dramat Sary Kane płacony przez nią życiem to zwykły teatr. Gdybym mogła, w ogóle nie wychodziłabym do braw, bo burzymy w ten sposób budowaną z wielkim wysiłkiem iluzję.

- Jeśli finał jest minorowy, aktorzy wychodzą do oklasków w taki sposób, jakby chcieli powiedzieć: jeszcze przeżywamy tragedię, nie wolno nam się cieszyć, i to od was, widzów, zależy, czy swoim odbiorem przełamiecie nasz smutek - śmieje się Krystian Lupa. - Mówię ironicznie, bo to są momenty wstydliwe, kiedy jesteśmy graczami i naszą "żałobą" manipulujemy widownią. Sugerujemy, że jeszcze nie wiadomo, czy umarły ma ożyć. Dopiero niekończącymi brawami dajemy się namówić na uśmiech i ukłony.

Mistrzem przyjmowania owacji był Tadeusz Łomnicki. - Odbierał hołdy i się dziwił, że pokazał tylko troszeczkę, a tu wianuszek wyznawców - wspomina Jan Nowicki. - Wkurzyłem się na tą kokieterię. Poszukałem jego garderoby, uklęknąłem, złożyłem ręce - czekam jak na procesję ze świętym obrazem. Na mój widok padł na podłogę krzyżem. Nawet odbierając hołdy, musiał pokazać, że jest lepszy.

- Mój mistrz Holoubek uczył, że nie ma nic gorszego w teatrze niż aktorzy ociągający się do braw - mówi Michał Żebrowski. - Są jedynym kryterium oceny tego, co dobre i złe, kiedy nie ma krytyka, z którym zgadzaliby się wszyscy.

Ale jak wspomina Krystian Lupa, po spektaklach Jerzego Grotowskiego należało do dobrego tonu braw nie dawać. - A przed spektaklem Odin Theatre Eugenio Barby, ucznia Grotowskiego, umyślny chodził od widza do widza z informacją, że spektakl jest misterium! Nie dotarł chyba do wszystkich i gdy odezwały się oklaski, aktorzy się obrazili - wspomina Lupa, który będąc na wszystkich swoich spektaklach... potrafi się obrazić na aktorów. - Kiedyś uzmysłowiłem sobie, że swoim wyjściem podczas braw akceptuję wykonanie - mówi autoironicznie reżyser. Zwyczaj Lupy przejął jego uczeń Krzysztof Warlikowski. - Kto wie, czy nie uważniej niż braw słuchamy jego reakcji, a kiedy ich nie ma, jesteśmy tym milczeniem zestresowani - mówi Magda Cielecka. - Jeśli wszystko poszło pomyśli Krzysztofa - uwielbia się kłaniać, a ma dużo okazji, bo każdy nasz zagraniczny występ to premiera.

Co naród - to inna szkoła braw.

- W Londynie jak coś się nie podoba, publiczność robi "buuuuu!". W Nowym Jorku na znak, że nie chce mieć nic wspólnego ze spektaklem, przy wyjściu oddaje programy bileterom - opowiada Janusz Głowacki. - W Polsce trudno się zorientować, czy spektakl się podobał czy nie. Ludzie w teatrze są tak samo skołowani jak w życiu, więc biją brawo na wszelki wypadek. Niedawno oglądałem przedstawienie, na którym miałem ochotę gwizdać. Siedziałem w pierwszym rzędzie, jak tylko się skończyło - wstałem. Żeby uciec. Ale sąsiedzi uznali to za sygnał do owacji na stojąco.

- Przyjechałam do Warszawy z "Damami i huzarami" - opowiada Danuta Stenka. - Byliśmy przyzwyczajeni do bawiącej się widowni, wiedzieliśmy, kiedy wybuchnie śmiechem. A tu cisza. Czuliśmy, że z minuty na minutę opadają nam skrzydła. Wychodząc do ukłonów, spodziewaliśmy się trzaskania krzeseł, a tu nagle burza oklasków. Po latach koleżanka aktorka powiedziała mi: "To był poniedziałek, na widowni było wiele osób ze środowiska. Podziwiali w ciszy waszą technikę!".

- Myślę, że widownia nie jest zdolna do takiej negacji spektaklu, by nie bić braw w ogóle, zawsze znajdzie się kilku dobrze wychowanych widzów. Ale bywają brawa, które wedle określenia Jula Grabowskiego są "jakby koza na bęben nasrała" - mówi Lupa.

Ale i to milsze od reakcji polskiej szlachty, opisywanej przez Jana Paska, strzelającej do francuskich aktorów z łuków.

***

Widzowie i klaka

Za czasów Bogusławskiego publiczność krzyczała: "Fora!", i wcale nie znaczyło to "won", lecz, że żąda powtórzenia. I w naszych czasach zdarzały się wspaniałe oklaski, w tym płatne, czyli klaka. Widziałem ją, a nawet wiem, kto płacił. Klakierzy mieli swoje cenniki - w zależności od tego, czy tylko bili brawo, czy krzyczeli: "genialne!", i wzmacniali efekt, zrywając się z miejsc. Znałem jednego dyrektora, który mówił, że w teatrze oklaski kocha najbardziej. Kiedyś wyznał, że ma kolekcję nagrań, których słucha w domu dla poprawienia humoru. Wstanie wojennym brawa bywały polityczne: wyklaskiwano jego zwolenników, tak żeby nie mogli powiedzieć słowa. Sztuka gwizdania zanika. Ale pamiętam historyczny gwizd podczas "Samotności" Słomczyńskiego w Dramatycznym. A właściwie świst Jana Kotta, który potem napisał recenzję pod tytułem "Zacznijcie gwizdać". A gwizdać też trzeba umieć. Teraz młodzież krzyczy jak na koncertach i nawet powiewa czymś w powietrzu. Ale nie widziałem jeszcze, żeby z teatralnej rozkoszy zrywała z siebie bieliznę. Kiedy byłem zachwycony spektaklem "Dochodzenie" Erwina Axera o tematyce obozowej - nie śmiałem bić braw, wydawały mi się nietaktem. Nie lubię nasilającej się manii wstawania. Wstać jest łatwo, ale jak i kiedy usiąść? Cokolwiek by mówić, brawa są dla aktorów ważne. Najgorsze są brawka, kiedy widzowie mało klaszczą.

Jerzy Koenig, krytyk teatralny, tłumacz, wieloletni szef Teatru TV.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji