Artykuły

Noc, która wywróciła życie

- Chciałem, żeby ludzie, którzy przeszli podobne rzeczy jak ja, wiedzieli, jak należy postępować z tą chorobą. Żeby to było bardziej strawne, zamieściłem mnóstwo anegdot z życia teatralnego i filmowego - o swojej książce "Ręka, noga, mózg na ścianie" mówi warszawski aktor ANDRZEJ ZAORSKI.

Anna Pawłowska: Ostatnio osoby publiczne otwarcie mówią o swoich ciężkich chorobach. Pana książka także wpisuje się w ten nurt...

Andrzej Zaorski: - Najgorsze było to, że ja niczego o udarze nie wiedziałem. Pogotowie przyjechało w ciągu 15 minut. Po kolejnych 10 minutach znalazłem się w szpitalu. Ale to była noc i nieczynny był tomograf, który mógł stwierdzić, czy to udar czy wylew. Teraz wiem, że pierwsze trzy godziny są bardzo ważne. Gdybym wiedział to wówczas, naciskałbym, żeby mnie przewieziono do innego szpitala. A tak leżałem i rano nie mogłem nawet palcem kiwnąć, straciłem też mowę. Chciałem, żeby ludzie, którzy przeszli podobne rzeczy jak ja, wiedzieli, jak należy postępować z tą chorobą. Żeby to było bardziej strawne, zamieściłem mnóstwo anegdot z życia teatralnego i filmowego. Starałem się być szczery w swojej wypowiedzi.

Co znajdziemy w pana książce?

- Zaczyna się ona od choroby. Od momentu, kiedy sięgam po jakąś książkę i nagle litery rozsypują się jak w wierszu "Abecadło z pieca spadło". Mało się nie przewracam, zwalam się na posłanie, prawa ręka bezwładnie mi opada i tak zaczyna się mój udar. Krew przestała dopływać do mózgu, zrobił się zator w jednej tętnicy żylnej. Potem wracam w głąb mojego życia. W jednej części to historia rodziny: dziadków, babć, żony, trzech córek i wnuków. Dopiero w takich chwilach czujemy, czym jest miłość najbliższych. Druga część to moja kariera zawodowa. Pracowałem w radiu, telewizji, na estradzie, więc było o czym pisać. Niewiele osób wie, że po szkole teatralnej miałem propozycję pracy w Teatrze Starym w Krakowie. Jednak byłem już po rozmowach w Teatrze Współczesnym w Warszawie i tam zostałem. Wkrótce zainteresowała się mną telewizja, stałem się aktorem komediowym. Zastanawiam się jednak, co by było ze mną, gdybym pojechał do Krakowa...

Z powodu choroby pana życie wywróciło się do góry nogami. Czym obecnie się pan zajmuje?

- Gram w serialu "Samo Życie" człowieka, który miał wylew, więc mogę mówić tak, jak mówię w życiu (powoli, z trudem, czasem niewyraźnie - przyp. red.). Myślę o kolejnych próbach literackich. Chciałbym zmierzyć się z prozą literacką. Mam już naszkicowaną historię sensacyjną: nie jest to typowy kryminał, ale duże opowiadanie sensacyjne. Chciałbym napisać wspomnienia z podróży zawodowych, kiedy graliśmy dla Polonii w Kanadzie, USA, Australii. Tak, żeby nie był to tylko pamiętnik z podróży, ale konfrontacja Polaka z czasów PRL z dalekim, bogatym światem. Zatytułowałbym tę książkę "Podróże liliputa".

Kojarzony jest pan jako reżyser popularnego w latach 90. programu satyrycznego "Polskie Zoo". Gdy patrzy pan na dzisiejszą rzeczywistość polityczną, nie ma pan ochoty do tego wrócić?

- Wszystkie najlepsze zwierzątka zostały już w tym programie wykorzystane. Teraz trzeba by zaludnić ten ogród zoologiczny tylko robakami i wszelkiego typu gadziną. Co miałoby swój sens. Na całym świecie jest tak samo. Ludzie, którzy coś potrafią, robią różne rzeczy, a kiedy niczego nie umieją, to idą do polityki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji