Artykuły

Staram się folgować łakomstwu

- Myślę, że w polskich serialach, pokazujących sytuacje jakby z życia wzięte, widzowie poszukują siebie, oparcia w przedstawianych postaciach, wzorców, z którymi mogliby się identyfikować - mówi ANDRZEJ GRABARCZYK, aktor warszawskiego Teatru Kwadrat w rozmowie z Krystyną Sygnowską.

"Grał w wielu filmach i serialach, popularność przyniósł mu telewizyjny Klan,

w którym kreuje postać Jerzego, głowę rodziny Chojnickich.

- Jerzy to żywioł, wulkan tryskający energią i optymizmem, a jaki jest Andrzej Grabarczyk?

- Z pewnością nie tak impulsywny. Jerzy jest dla mnie obcym facetem, chociażby dlatego, że od śniadania do wieczora chodzi w garniturze. Ja ubieram się swobodnie, sportowo. A co do optymizmu - u mnie w rodzinie mówi się, że charakter odziedziczyłem po mamie, która byta promienną istotą, na życie patrzyła przez różowe okulary, a stresy rozładowywała w kontakcie z przyrodą, ładując akumulatory w lesie bądź nad wodą. Ja też tak robię.

- W Klanie nie od początku był pan postacią pozytywną - wzorowym mężem, ojcem rodziny. Grzechy, które miał pan na sumieniu, z pewnością nie przysporzyły sympatii widzów. Czy dawali temu wyraz?

- O tak. Otrzymywałem wiele listów, zaczepiano mnie na ulicy, jest to bowiem powszechne, że aktor utożsamiany jest z postacią, którą gra. Jeśli jest ona negatywna, aktor nie ma lekkiego życia. Mnie, mimo popełnionych błędów, traktowano jednak z nutką pobłażania, bo Jerzy, choć trochę zawadiaka, to w sumie sympatyczny drań. Nie mówiąc już o teraźniejszości, gdy się całkiem naprawił, stał bardziej odpowiedzialny.

- Jak pan sądzi, skąd się bierze ogromna popularność seriali?

- Myślę, że w polskich, pokazujących sytuacje jakby z życia wzięte, widzowie poszukują siebie, oparcia w przedstawianych postaciach, wzorców, z którymi mogliby się identyfikować. Zdarzało się, że Klanem łączyliśmy rozpadające się małżeństwa, które miały się rozwodzić, ale tak jak Elżbieta i Jerzy doszły do wniosku, że dla dobra dzieci nie zrobią tego i dzięki naszej telenoweli jakoś się ułożyło, za co w listach otrzymywaliśmy podziękowania.

- Co uważa pan za swój największy sukces zawodowy?

- Nie filmy, w których zagrałem, bowiem efekt końcowy w małym stopniu zależy od aktora. Moim zdaniem największą wartością, sprawdzianem umiejętności aktora jest teatr. Na planie filmowym wszystko da się zmienić, poprawić, natomiast widz teatralny jest wymagający, nie da się oszukać, wyczuje każdy fałsz. Od dwudziestu pięciu lat jestem związany z teatrem i daje mi to ogromną satysfakcję.

- Podobno świetnie pan gotuje, podobno jest pan smakoszem?

- Powiedziałbym raczej, że lubię pichcić. Jeździłem trochę po świecie, próbowałem smaków różnych kuchni i staram się je odtworzyć, na ich bazie również eksperymentuję, tworząc nowe potrawy. Lubię jeść, choć przyznam, że niekoniecznie potrawy wyszukane. Bardzo mi odpowiadają te proste, na przykład z kuchni czeskiej - knedle ze smażoną kiszoną kapustą i mięsiwem. Ale lubię również kuchnię włoską, francuską, meksykańską, chińską. Gdy byłem na Mauritiusie, wręcz zachwyciło mnie to, co wyszło ze zderzenia kuchni chińskiej, indyjskiej i afrykańskiej. Rewelacyjne potrawy, a wszystkie na bazie używanego tam obficie kardamonu. Jadam dużo ryb i lubię je sam przyrządzać na różne sposoby - duszone, pieczone, gotowane, w delikatnych sosach, w jarzynach. Z przykrością stwierdzam, że nasi rodacy mają bardzo mizerne pojęcie na temat tego, co można zrobić z ryb. Smażąc na dużej ilości | tłuszczu, marnujemy ich smak i tuczymy się.

- Jakie potrawy są specjalnością państwa domu?

- Długo by o tym mówić. Żona pochodzi ze słynącego doskonałą kuchnią Wilna, zaś babcia z Wołynia - nasz stół łączy tradycje kulinarne tamtych stron, co daje niepowtarzalne smaki. Kołduny lub kibiny karaimskie, czyli baranina w cieście drożdżowym, często serwowane są u nas na obiad. Również ryby i potrawy kuchni polskiej, o których zwykło się mówić, że są ciężkie i tłuste. Wcale nie muszą takie być. Zawiesiste, tłuste sosy na przykład do dziczyzny można zmodyfikować, dobrze przyprawione też będą wyśmienicie smakować. Moją specjalnością jest prosiak z kaszą gryczaną, pieczony w całości na ognisku. Trwa to cały dzień, ale ci, co go jedli, twierdzą, że jest wyborny.

- A co z kaloriami, gdy na stole gości tyle wspaniałości?

- Choć chciałaby dusza do raju, staram się pilnować, nie folgować za bardzo łakomstwu. Tym bardziej że coraz mniej jest okazji do wysiłku fizycznego, pozwalającego spalić zbędne kalorie. Kiedyś rzucałem oszczepem, uprawiałem szermierkę, jeździłem na nartach, łyżwach, teraz - głównie samochodem. Po prostu brakuje czasu, ze wstydem przyznam, że i zapału. A nieliczne wolne chwile poświęcam swoim hobby.

- Ma ich pan bez liku. Co przede wszystkim pana pasjonuje?

- Wędkowanie, dające równocześnie szansę popływania łódką po jeziorze, podziwiania przyrody. Podobnie jak łowiectwo. Pasjonuje mnie zbieractwo w szerokim, choć nieusystematyzowanym zakresie. Zbieram odznaczenia kresowe, nagrania rockowe z lat 70. i 80., przedwojenne łyżki do butów, widokówki z miast najbliższych memu sercu, a i stare meble. Podobają mi się stare przedmioty - lubię je oglądać, dotykać, zastanawiać się nad ich pochodzeniem, historią.

- O czym pan marzy?

- Kiedyś pragnąłem mieć dom, motor i perkusję. Teraz mam dom, starego, poczciwego junaka, a perkusji, gdy chcę pohałasować, użycza mi syn. Zatem jakby moje marzenia już się spełniły".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji