Artykuły

Każdy może być Chrystusem

- Zależy mi przede wszystkim na tym, aby widz pomyślał, że Chrystus umiera na każdym kroku, i że my sami jesteśmy Chrystusami i niepotrzebnie się krzywdzimy. Oczywiście, można powiedzieć, że jest to naiwne donkichotowskie myślenie, ale ono jest widoczne w każdej wierze - mówi JERZY ZOŃ, reżyser widowiska "Jezusa Judasz przedał", którego premiera odbędzie się w Wielką Sobotę na Rynku w Krakowie, w ramach IV Festiwalu Misteria Paschalia.

Pierwszy raz reżyseruje Pan Misterium Męki Pańskiej?

- Tak, dlatego pewnie czuję ogromną tremę.

Przed czym?

- Aby nie urazić - przez przypadek - uczuć kogoś z publiczności, choć moje misterium jest wizją artystyczną i nie można go porównywać z drogą krzyżową znaną z kościoła.

Oglądał Pan poprzednie misteria na Rynku, odbywające się w ramach minionych Festiwali Misteria Paschalia?

- Oglądałem. Zarówno spektakl Adolfa Weltschka i Janka Polewki, przygotowany przez Groteskę, koncert oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza Przez tę ziemię przeszedł Pan oraz rok temu, też koncert, ale z muzyką Hadriana Tabęckiego Quem Quaeritis.

I jakie Pan wyciągnął wnioski?

- Przekonałem się, że trzeba unikać ilustratywności. Jeżeli narrator czyta, że Chrystus upadł, to nie musimy już tego powtarzać w wersji dramatycznej. Tak mogą zrobić wykonawcy w Kalwarii, ale my powinniśmy podnosić poprzeczkę artystyczną tych widowisk, aby widz za każdym razem dostał coś nowego, a nie powielaną w kościołach drogę krzyżową. Niełatwe to jednak zadanie, bo temat Męki Pańskiej jest delikatny i bardzo znany. Każdy uważa, że wiele wie o religii, o życiu Chrystusa. Jak zatem przekazać doskonale znaną opowieść, aby nie przesadzić? Ciągle się nad tym zastanawiam.

A może misterium jako forma jest już przestarzałe?

- Absolutnie nie. Misteria są plenerowym, najbardziej plebejskim teatrem. Na początku były to sztuki grane przy kościołach, pokazujące prostym ludziom życie Chrystusa. Nie miały one nic wspólnego z dramatem liturgicznym, który był wysublimowany i przeznaczony wówczas dla bardziej "wyrobionego" odbiorcy. Misteria zostały wymyślone, aby ludowi pokazać Boga w formie bardziej przystępnej, zrozumiałej. Choć współczesny widz więcej wie, to jednak, kto z nas dzisiaj rozumie w pełni religię? Przecież nie można jej sprowadzić tylko do jarmarku, różańca i namalowanego na talerzyku papieża. Dlatego współczesne misterium powinno być pewnego rodzaju moralitetem. A głównym bohaterem jest postać everymana, czyli każdego z nas.

Na konferencji prasowej powiedział Pan, że tym spektaklem chce pokazać, iż Jezus jest jednym z nas i my go krzyżujemy. Dlaczego taka decyzja?

- Koncepcji śmierci Chrystusa jest bardzo wiele. Choćby słynna scena z filmu Bułhakow Andrzeja Wajdy, gdzie Chrystus umiera na śmietniku, przy autostradzie. Zdecydowałem się nie przedstawić na Rynku drogi krzyżowej znanej z kościołów, ale pokazać historię człowieka prostego, narażonego na różne perturbacje w życiu, takie jak: nienawiść, gniew, niezrozumienie, nietolerancję. W moim widowisku każdy może być Chrystusem, m.in. murzyn, Żyd, terrorysta czy antyterrorysta. Nie wnikamy, kim jest Chrystus, ale pokazujemy, że jest jednym z nas, że jest nam równy. Mieszka razem z nami, jest niewinny i my go zabijamy. Nie będziemy pokazywali logiki naszego postępowania, że go łapiemy, torturujemy itd. Chrystus pojawi się na scenie raptem kilka razy. Myślę, że poprzez oszczędność środków teatralnych misterium będzie porażające dla widzów i bardzo dramatyczne.

Nie boi się Pan uwspółcześniania?

- Nie, gdyż proponuję widzom nowoczesne ujęcie tematu. Tak naprawdę jednak od setek lat droga krzyżowa Chrystusa jest uwspółcześniania. Nie tylko dlatego, że powstają nowe teksty na ten temat, jak chociażby misterium napisane przez Marka Skwarnickiego i Leszka Aleksandra Moczulskiego, ale także, że nawet odbywające się w kościele drogi krzyżowe mają za każdym razem nowy, współczesny wydźwięk. Przecież przed kolejną stacją ksiądz komentuje zdarzenia, nawiązując do współczesności. Stacja pozostaje ta sama, ale dojście do niej jest inne.

Skąd staropolski tytuł widowiska "Jezusa Judasz przedał"?

- Taki tytuł nosi nagrany na płytę zbiór staropolskich pieśni pasyjnych z XV i XVI wieku, w wykonaniu Collegium Vocale Bydgoszcz i Ars Nova. Oprócz utworów muzycznych na płycie zarejestrowane zostały dwie melorecytacje, w wykonaniu Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej. I właśnie na podstawie tego materiału zbudowałem scenariusz widowiska. Dawna muzyka, wykonywana na instrumentach historycznych, stała się dla mnie tkanką literacką i muzyczną spektaklu.

Czy pieśni te są związane z drogą krzyżową?

- Nie, są to pieśni pasyjne i nie dotyczą one poszczególnych stacji. Wśród nich znajduje się m.in. sześć lamentów do krzyża, a także utwory o Jezusie umierającym na krzyżu. Bardzo spodobała mi się ta dawna "ścieżka dźwiękowa". Muzyka jednak nie sugeruje akcji teatralnej, nie buduje koncepcji teatru. Dawne utwory są często podobne do siebie. Świetnie zinstrumentowane i zagrane, ale jednak zbudowane w podobnych napięciach, emocjach. Nie ma pomiędzy nimi kontrastów. Dlatego, aby podkreślić dramaturgię muzyki, musiałem wprowadzić teatr.

Jaki?

- Przede wszystkim bez słów.

Pantomimę?

- Nie, bo pantomimę buduje bardzo przerysowany gest. U mnie będzie się liczyło zachowanie aktorów, sytuacje.

Na przykład...

- ...scena "pracownia stolarza". Publiczność zobaczy siedzącego człowieka i przycinającego deski. Domyślamy się, że za chwilę stolarz będzie budował krzyż, ale tego w warstwie obrazu widz od nas nie dostanie. Całe widowisko zaczyna się i kończy podróżą. Na początku pojawi się 30 postaci z walizkami i kuframi. Aktorzy wjadą na ruchomych stelażach i popatrzą na ekran, na którym wyświetlany będzie obraz pierwszej stacji drogi krzyżowej. Teatralne postaci na oczach widzów będą otwierały walizki i przebierały się, czyli przeistaczały się w kolejnych bohaterów. W finale natomiast, po wniebowstąpieniu, spakują się i odjadą.

A co z Męką Pańską?

- Będzie, ale w obrazach. Na wielkim ekranie o wymiarach sześć na osiem metrów, znajdującym się pod Ratuszem, będziemy pokazywali najwspanialsze obrazy słynnych europejskich malarzy, a także anonimów, pochodzące głównie z XVI wieku.

Jak zatem zagospodarował Pan przestrzeń pod Ratuszem na Rynku?

- Na środku będzie się znajdowała scena, na której zasiądzie zespół wokalno-instrumentalny wykonujący staropolskie pieśni. Za muzykami zostanie wybudowany wielki ekran, na którym wyświetlimy obrazy, zabytki malarstwa m.in. Quentina Metsysa, Hieronimusa Boscha. Po bokach sceny znajdować się będą dwa mansjony. To właśnie z nich narratorzy - Teresa Budzisz-Krzyżanowska i Krzysztof Globisz - ubrani na czarno, jak zwykli ludzie, opowiedzą historię o ukrzyżowaniu Chrystusa. Aktorzy natomiast pojawią się na ruchomych stelażach, przed sceną i wśród publiczności.

Jaki tekst będą mówili narratorzy?

- Przede wszystkim będą to cytaty z różnych ewangelii.

Jak Pan sądzi, co zrobi na widzach największe wrażenie?

- Podejrzewam, że ukrzyżowanie Chrystusa. Nie powiem jednak jak to zrobimy, bo zdradziłbym kulminacyjną scenę widowiska. Ale gdy wejdą żałobnicy i zapłonie na Rynku tysiąc pięćset ogników, widzowie na pewno nie pozostaną obojętni.

Co chciałby Pan, aby widz wyniósł z tego spektaklu?

- Zależy mi przede wszystkim na tym, aby widz pomyślał, że Chrystus umiera na każdym kroku, i że my sami jesteśmy Chrystusami i niepotrzebnie się krzywdzimy. Oczywiście, można powiedzieć, że jest to naiwne donkichotowskie myślenie, ale ono jest widoczne w każdej wierze. Przecież nie ma złych religii, wszystkie są nastawione na duchowość, wrażliwość i dobro. Dlatego dostrzeżmy Chrystusa w każdym z nas!

Na zdjęciu: Jerzy Zoń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji