Artykuły

Para na niepogodę

MAŁGORZATA I PAWEŁ KRÓLIKOWSCY: Ona od dziesięciu lat jest Grażyną Lubicz w "Klanie". On po latach milczenia przypomniał się kilkoma rolami, a serca widzów podbił "Kusym" z serialu "Ranczo". Małgorzata i Paweł poznali się na egzaminach do wrocławskiej szkoły aktorskiej.

Ona jeszcze nie była pełnoletnia, on miał 21 lat i wierzył, że spotkał kobietę na całe życie. Mimo wielu burzliwych przeżyć są małżeństwem od 19 lat. I tak naprawdę nie wyobrażają sobie, że mogłoby być inaczej. Tym bardziej że w zmaganiach z życiem kibicuje im czworo dzieci: Antek, Janek, Julka i Marcelina.

GALA: Ostatnio daliście państwo prasie powód do plotek, bo nagrodę dla was jako małżeństwa roku odbierała pani w asyście najstarszego syna.

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Paweł nie mógł przyjść, bo tego wieczoru pracował - pojechał do Łodzi z przedstawieniem "Goło i wesoło". Dlatego wysłał w swoim imieniu naszego pełnoletniego syna Antka. Gazety zaczęły wypisywać, że Paweł odszedł i zostawił mnie z czwórką dzieci.

GALA: A odszedł?

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI [na zdjęciu]: A dokąd miałbym odejść?

GALA: Może do innej kobiety?

PAWEŁ: Chyba na górę do Marceliny, żeby córce poczytać książkę (śmiech). W życiorysie człowieka mogą się zdarzyć różne pomysły, ale w moim nigdy nie było takiego, żeby odejść od Małgorzaty.

MAŁGORZATA: Nie zdawałam sobie sprawy, że jesteśmy tak bacznie obserwowani. Ten spektakl, w którym wtedy grał Paweł, był zakontraktowany trzy miesiące wcześniej. Pracować i zarabiać na rodzinę to męska rzecz. W naszym zawodzie jest normalne, że gramy spektakle wieczorem. Rzadko pokazujemy się razem, bo zwykle jedno z nas zostaje z dziećmi.

GALA: Za państwem 19 lat związku. Nie jesteście małżeństwem cukierkowym.

MAŁGORZATA: A są takie małżeństwa?

PAWEŁ: Ludzie się dobierają na całe życie i potem nie ma takiej kwestii, że kocha czy nie kocha, czy ładnie wyglądamy razem, czy ja gram w piłkę z dziećmi, bo to jest dobrze widziane, czy robię żonie kolację, czy przynoszę kwiaty... Ludzie się dobierają na zasadzie cudu i wiary. Nie wyobrażam sobie życia bez Małgośki. To na tym polega.

MAŁGORZATA: Małżeństwo wydaje się prostym pomysłem na życie, ale tak nie jest. Wymaga ustępstw, dogadania się. Małżeństwo to odpowiedzialność za drugiego człowieka.

GALA: Powiedział pan, że nie wyobraża sobie życia bez żony, co odbiło się zdumieniem na jej twarzy.

PAWEŁ: Mówisz, kwiatuszku: odbiło się zdumieniem na twarzy żony. Powiedziałem coś, czego nie chce mi się dwa razy powtarzać, bo to są dla mnie rzeczy najbardziej intymne i oczywiste. Jak powiedziałem raz coś takiego, niech to będzie przyjęte jako aksjomat. To zwierzenie powinno być potraktowane jako rzecz unikalna, delikatna, drżąca w dłoniach.

GALA: Są osoby, które wiele razy dziennie zapewniają się nawzajem: "Kocham cię". Państwo nie potrzebujecie słów? Uważacie, że wystarczy to powiedzieć raz?

MAŁGORZATA: W przeciwieństwie do męża uważam, że słowa są potrzebne. Paweł tak pięknie potrafi mówić, że bez przerwy mogłabym go słuchać. Jest bardzo konkretny i twardo stoi na ziemi, a jednocześnie ma duszę poety. Z jednej strony pasjonuje się poezją, z drugiej samochodami.

PAWEŁ: Uważam, że to nie jest sprzeczność, bo trzeba było mieć poetycką duszę, by wymyślić coś, co samo jedzie.

GALA: Poznaliście się państwo na egzaminie do wrocławskiej PWST, przez pięć lat byliście w jednej grupie. Kto kogo poderwał?

PAWEŁ: Kiedy zobaczyłem Małgośkę po raz pierwszy, była wiosna, pachniały magnolie. Pomyślałem: "To na nią właśnie czekałem". I zacząłem ją podrywać.

MAŁGORZATA: Byłam bardzo młoda, miałam 17 lat, nie myślałam o poważnym związku.

GALA: Co sprawiło, że jednak zobaczyła pani w panu Pawle potencjalnego partnera? Czy fakt, że były nim oczarowane wszystkie koleżanki z roku?

PAWEŁ: Koleżanki z roku? Ależ skąd!

MAŁGORZATA: Nie kokietuj. Dobrze wiesz, że właśnie tak było. Paweł zabiegał o mnie niekonwencjonalnie, na przykład przynosił mi... spodnie do cerowania. Ale także pisał dla mnie wiersze.

PAWEŁ: Oczywiście nie tylko w taki sposób podrywałem Małgośkę, ale nie mogę pani udostępnić całej wiedzy operacyjnej. Kiedy niedawno ktoś zapytał naszego syna Antka: "Jak to jest, tyle was jest w domu, a ojciec jeździ dwuosobowym sportowym samochodem?", wtedy on bardzo inteligentnie i zabawnie odpowiedział: "Bo to jest samochód strategiczny ojca wielodzietnej rodziny". Obaj moi synowie są bardzo inteligentni, choć trudno im dorównać mnie przy moim ilorazie inteligencji 160.

GALA: Pani Małgorzato, już po trzecim roku dostała pani angaż we wrocławskim Teatrze Polskim. Wróżono pani karierę. Ale kiedy pan Paweł otrzymał etat w Teatrze Studyjnym 83 w Łodzi, pojechała pani za nim.

MAŁGORZATA: Byłam wówczas w ciąży i nie mogłabym występować w tych sztukach, w których grałam. W Łodzi wzięliśmy ślub i przyszedł na świat Antek. Siedziałam w domu, zajmowałam się dzieckiem i bardzo mi się to podobało. Ale któregoś dnia dostałam z Wrocławia wiadomość, że reżyser z Petersburga, który będzie przygotowywał w Teatrze Polskim sztukę "Historia konia", chciałby właśnie mnie powierzyć główną rolę. To była dla mnie ogromna szansa.

GALA: I pan Paweł zrezygnował ze swoich teatralnych ambicji. Wróciliście do Wrocławia.

MAŁGORZATA: To nic znaczy, że pod moją karierę ustawialiśmy życie rodziny. Ze strony Pawła nie było to poświęcenie. On już wtedy podjął decyzję, że nie będzie grał w teatrze.

PAWEŁ: Byłem półtora roku w teatrze i uznałem, że tyle wystarczy, bo chciałbym normalnie żyć. Normalnie, to znaczy mieć mieszkanie, spełniać swoje marzenia. Teatr jest miejscem pracy, a oferuje takie gaże, za które nie można się utrzymać. W Telewizji Wrocław pojawił się reżyser Jan Jakub Kolski. Wiedział, że piszę i zaproponował mi zrobienie własnego programu. Tak narodził się program dla młodzieży "Truskawkowe studio". Napisałem dla niego ponad sto piosenek.

GALA: Pani Małgorzato, w 1997 roku pojawiła się propozycja roli w "Klanie". Wiedziała pani, że zupełnie odmieni życie rodziny?

MAŁGORZATA: Nie, trudno było wówczas przewidywać, jakie będą losy serialu, a więc i nasze. Sądziłam, że uda mi się połączyć granie w "Klanie" i we wrocławskim Teatrze Polskim. Przenieśliśmy się do Warszawy, wynajęliśmy dom w Zalesiu. Antek, a potem także trzy lata młodszy od niego Janek zaczęli tam chodzić do szkoły. I często jeździliśmy do Wrocławia.

GALA: Podobno był to trudny okres dla rodziny i groził państwu rozwód. Pierwsza córka miała scementować małżeństwo?

MAŁGORZATA: Ten okres był ciężki, ale nie z powodu kryzysu małżeństwa, lecz dlatego że zmieniliśmy środowisko. Ale nie myśleliśmy o rozwodzie. A Julkę urodziłam w 1999 roku nie po to, by nas scementować. Po prostu zawsze chciałam mieć córkę. Scenarzyści wykorzystali fakt, że mam urodzić dziecko, i wymyślili, że Grażynka Lubicz także zostanie matką. Niemal od urodzenia w tej roli występuje Julka.

GALA: "Truskawkowe studio" po dziesięciu latach zdjęto z wizji. Panie Pawle, czy wtedy pojawiła się frustracja i alkohol?

PAWEŁ: Nie miałem takiej sytuacji, że uciekłem w alkohol. W 2000 roku zacząłem robić program "To twoja droga". Wziąłem na siebie zbyt dużo obowiązków, a zbyt mało miałem dla siebie: czasu, momentu na odpoczynek, pieniędzy. Nonsens. Sprowadziliśmy się do Warszawy, żeby tu zacząć nowe życie, a tymczasem jeździłem do Wrocławia, by na zlecenie Dwójki tam robić programy. Jak się jeździ na zdjęcia, po 20 dni w miesiącu jest się poza domem, mieszka w jakichś hotelach, to wieczorem ekipa się zbiera, żeby strzelić jednego drinka, dwa, trzy. Do czasu wszystko jest normalne. Ale ponieważ dzieje się to codziennie, staje się złym obyczajem.

GALA: Kiedy uznał pan, że to jest zły obyczaj?

PAWEŁ: Właściwie od początku miałem tego świadomość. Ale myślałem: "Dam radę, jestem energetycznym, rozrywkowym facetem, lubię towarzystwo, nic mi nie będzie". Jednak przeliczyłem się. Jak mówił mój kolega: "Myślałem, że mam dziarskość wątroby, a mam marskość". Alkohol nigdy nie był dla mnie problemem, ale bardzo lubię świt i poranek, więc wkurzało mnie, że właśnie wtedy mam kaca. Dlatego powiedziałem: "Koniec. Rezygnuję z roboty, muszę odzyskać spokój". I tak jak kiedyś wziąłem rozwód z aktorstwem, tak po trzech latach robienia programu "To twoja droga" wziąłem rozwód z telewizją. Zawodowe rozwody to jest bardzo dobry pomysł na życie.

MAŁGORZATA: Czy musimy mówić o takich intymnych sprawach? Nie chcę o tym rozmawiać, bo mnie to bardzo dużo kosztowało. A wiedziałam, że temu trzeba jakoś podołać. Wiedziałam, że to nie jest facet na stracenie i że musimy sobie jakoś poradzić. I byłam pewna, że ten problem uda nam się wspólnie rozwiązać.

GALA: Wrócił pan do aktorstwa, teraz ma pan bardzo dobry okres zawodowy.

MAŁGORZATA: Paweł jest dobrym aktorem.

PAWEŁ: To nie ma żadnego znaczenia, bo bywa, że zły aktor ma dużo roboty, choć wielu dobrych nie ma na benzynę. Jestem wśród dobrych, którzy mają na benzynę. Dziś. Czy ten okres jest lepszy od poprzednich? Myślę, że zawsze miałem dobre okresy, chociaż nie grałem. I chociaż nie zawsze byłem akceptowany. Ludzie w telewizji w Warszawie mówili: "Kto to jest ten Królikowski? To jakiś oszołom z Wrocławia. Mały, niewywrotny i jadowity".

GALA: Nie ubolewa pan, że żona, która grała wielkie role w teatrze, teraz raczej uprawia w telenoweli aktorskie rzemiosło?

PAWEŁ: Wydaje mi się, że aktorstwo jest przede wszystkim rzemiosłem. I jest fantastycznie, jeśli ten rzemieślnik dostaje pracę. Wszystko, co robi żona czyja, traktujemy z rzemieślniczym zacięciem. Pragniemy to zrobić jak najlepiej, żeby ten but lśnił i żeby się nie rozkleił po pierwszym deszczu.

GALA: Przez 10 lat w jednym serialu. Czy czuje się pani tak, jakby miała dwie rodziny, prowadziła dwa domy?

MAŁGORZATA: Ależ skąd! Kiedy kończą się zdjęcia, natychmiast się przestawiam. W filmie fabularnym takie oczyszczenie się z postaci następuje dopiero po zakończeniu filmu, w przypadku telenoweli po każdym dniu zdjęciowym.

PAWEŁ: Mam ogromny, niekłamany szacunek do Małgośki i do jej kolegów z "Klanu" za wyrównany i wysoki poziom serialu. Ci wszyscy aktorzy dali tym postaciom siebie i dzięki nim kilka milionów ludzi ma pamiętnik dnia codziennego. Serialowy mąż mojej żony jest moim kolegą, ojcem chrzestnym naszej córki Julki. W serialu gra safandułę i nieudacznika, ale prywatnie nie ma nic wspólnego z tym wizerunkiem. Tak jak moja żona z wizerunkiem Grażynki.

MAŁGORZATA: Mamy świadomość, że ludzie widzą w nas postaci, które gramy. Ale nam życie realne nie miesza się z filmowym.

PAWEŁ: Takie pomieszanie rzeczywistości i świata filmowego bardziej prawdopodobne jest przy produkcjach fabularnych, bo tam praca jest bardzo intensywna, a napięcie sięga szczytu. Zdarza się, że niektórym mylą się żony i mężowie (śmiech). Może dochodzić do fascynacji czy zauroczeń. Miałem doświadczenia w czasie pracy w filmie "Pitbull", że od razu zacząłem darzyć koleżeńskim zaufaniem moich kolegów, z którymi grałem.

GALA: A zdarzają się romanse z aktorkami? Na przykład na planie serialu "Ranczo".

PAWEŁ: Moją filmową partnerką jest żona kolegi, na dodatek - podobnie jak Małgośka - Ostrowska. Zauważyłem, że jestem zazdrosny o Ilonę, bo jest bardzo zdolną aktorką i dla mnie fantastyczną partnerką do grania. Rozumiemy się bez słów.

MAŁGORZATA: To jest bardzo ważne w naszej pracy.

PAWEŁ: Zaproponowałem Ilonie, żebyśmy się do siebie w ogóle nie odzywali prywatnie, bo wtedy będziemy siebie ciekawi i będziemy mieli sobie mnóstwo do powiedzenia w czasie zdjęć. Mówimy sobie wiele miłych rzeczy, można by podejrzewać, że flirtujemy, ale faktycznie to stało się fajną zabawą.

GALA: A może nie każdy odbiera to jako zabawę i stąd opowieści o pana flirtach?

PAWEŁ: Uwielbiam kobiety. Małgośka ma o to do mnie pretensję.

MAŁGORZATA: Kiedyś nazywałam Pawła "Dżolero", bo denerwowało mnie, że zabiega o względy kobiet. Teraz już się tym nie przejmuję, bo zrozumiałam, że jest po prostu tak skonstruowany psychicznie i że ta jego słabość wcale nie zagraża naszemu związkowi.

PAWEŁ: Jestem człowiekiem bardzo emocjonalnym. Nie umiem przechodzić obojętnie wobec urody jakiejś koleżanki. W spektaklu "Goło i wesoło" występuje tylko jedna kobieta - Dorota Deląg. Nie mógłbym jej powiedzieć, że mi się nie podoba, skoro mi się podoba.

MAŁGORZATA: Zajmowali jedną garderobę. Wiedziałam o tym, ale nie byłam zazdrosna.

PAWEŁ: Nie miałaś powodu do zazdrości, nawet jej nie podglądałem. Po prostu z kobietami mi się fajniej rozmawia niż z mężczyznami.

GALA: Chodzą słuchy, że od razu potrafi je pan oczarować.

PAWEŁ: Nie.

MAŁGORZATA: Ależ tak, Paweł! Kiedy pracowałeś w telewizji, też z kobietami miałeś lepszy kontakt.

GALA: Macie teraz państwo czworo dzieci, bo cztery lata po Julce urodziła się Marcelina, która ma teraz trzy lata. Czy trudno jest zorganizować opiekę nad dziećmi?

MAŁGORZATA: Jakoś sobie radzimy.

PAWEŁ: Dzięki Małgosi, która ma całą logistykę poranną w jednym paluszku. Ja bym sobie też z tym poradził, ale widocznie sprawiam wrażenie, że mnie to przerasta.

GALA: Jak państwo się dzielicie pracą przy dzieciach? Kto gotuje, odrabia z dziećmi lekcje? MAŁGORZATA: Dzielimy się sprawiedliwie. Pomaga nam też moja siostra Agusia.

PAWEŁ: Cały dom trzyma w rękach Małgocha. Gotujemy oboje, na zmianę. Dzieci same odrabiają lekcje, bo myśmy już do szkoły chodzili (śmiech). Ale zawsze mogą liczyć na pomoc moich rodziców, którzy są emerytowanymi nauczycielami. Mój tata, który jest emerytowanym matematykiem, czasem udziela korepetycji Antkowi. Z Jankiem, który ma zdolności do tego przedmiotu, rozmawiają o niuansach tajemnej wiedzy, jaką jest matematyka.

GALA: Czy w tym okresie, kiedy z powodu pracy nie było pana w domu nawet 20 dni w miesiącu, dzieci oddaliły się od pana?

PAWEŁ: Nie było takiego powodu, bo byliśmy w stałym kontakcie. A poza tym co kilka dni przyjeżdżałem do domu.

GALA: Czy nie przeoczyliście państwo momentu dorastania synów? Były problemy?

MAŁGORZATA: Oni dorastają w tej chwili. Wychowanie dzieci to nie jest zapisywanie jednej kartki w pamiętniku. Tego człowiek też się nie nauczy, czytając jedną kartkę wyrwaną choćby z najmądrzejszej książki.

PAWEŁ: Wychowanie dzieci to coś w rodzaju tresury własnego serca (śmiech). Patrząc przez pryzmat miłości, trzeba czasem stawiać malutkiego człowieka wobec sytuacji, które w jego mniemaniu są nie do pokonania. Na przykład tak pozornie proste czynności jak porządkowanie skarpet czy mycie zębów mogą stać się nie do zniesienia, jeśli na polecenie rodziców trzeba je wykonać tu i teraz. Delikwent uważa, że to niebywałe okrucieństwo ze strony najbliższych.

GALA: Dwoje państwa dzieci jest aktorami: Julka i Antek.

MAŁGORZATA: Julka nie jest aktorką. Ona uważa, że po prostu chodzi czasami z mamusią do pracy i nie traktuje swoich występów w "Klanie" jako aktorstwa.

PAWEŁ: Dla niej jest to raczej obowiązek i uciążliwość. Woli bawić się z koleżankami, niż pracować na planie. Antek gra teraz w serialu "Pogoda na piątek". Zanim dostał rolę Bartka, chodził kilkakrotnie na castingi. Wcześniej zagra! mały epizod w "Wiedźmach" i niewielką rolę w serialu "Dylematu 5".

MAŁGORZATA: On nie chce być aktorem, lecz reżyserem. Pisze też scenariusze. Mówi: "Po co mam się uczyć aktorstwa w szkole, skoro mogę nauczyć się go w praktyce. I jednocześnie trochę zarobić na uczelnię". Chciałby studiować reżyserię w Pradze.

GALA: Jest dobrym scenarzystą?

MAŁGORZATA: Wysłał swój scenariusz na konkurs i dostał pierwszą nagrodę. Zrobił też swój pierwszy film "Złote pióro". Paweł i ja byliśmy producentami, grali koledzy Antka, a nawet nauczyciele. To bardzo urokliwy film.

GALA: A czy radzi się państwa, kiedy pisze scenariusz?

MAŁGORZATA: Daje nam do przeczytania. Nie muszę nic mówić, bo on spojrzy na mnie i wie, co myślę. I zaczyna poprawiać scenariusz.

PAWEŁ: Udaję, że mam to w nosie, by nie miał wrażenia, że nad tym czuwam. A jeśli robię uwagi, to jakby od niechcenia.

GALA: Młodszego syna też ciągnie do filmu?

MAŁGORZATA: Janek interesuje się muzyką. Ma dwa fortepiany. Być może kiedyś będzie tworzył muzykę filmową?

GALA: I tak powstanie rodzinny film. Antek wypowiada się na temat państwa ról?

PAWEŁ: Tak. czasem gani, czasem chwali. Wartościowe jest to, że taki młody człowiek doskonale rozróżnia, co było w naszej działalności rzemiosłem, a co ponad nie wyrosło.

GALA: Pani Małgorzato, wystąpiła pani w programie "Jak Oni śpiewają". Kiedy była pani zagrożona odpadnięciem, nie żałowała pani, że zgodziła się na występ.

MAŁGORZATA: Cieszę się, że Paweł mnie namówił.

PAWEŁ: Uważam, że Małgośka ma potężny głos, który nigdy nie był wykorzystany, o dużej skali: od ciemnego mezzosopranu po koloraturę. Wiedziałem, że kiedy zdarzy się taka okazja, że będzie musiała śpiewać, coś się w niej otworzy. I zaczęło się otwierać. To mnie cieszy. Myślę jednak, że trzeba ten program traktować jako zabawę.

MAŁGORZATA: Jestem pewna, że niezależnie od wyników programu będę brała lekcje śpiewu. I kiedyś może jeszcze państwu zaśpiewam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji