Artykuły

Klasyczna operetka - to dziś rarytas

"Kraina uśmiechu" w reż. Rubena Silvy w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.

Przez wiele lat nic zajmowaliśmy się na tych łamach przedstawieniami operetkowymi. Nie dlatego bynajmniej, byśmy lekceważyli ten gatunek sztuki oraz jego artystów; wiadomo przecież, że niektóre dzieła tego gatunku reprezentują rangę bardzo wysoką (co wyraziście potwierdza m.in. częsta praktyka wprowadzenia ich na czołowe sceny teatrów operowych), zaś wymagania stawiane wykonawcom są tu bodaj większe niż w operze: śpiewać należy co najmniej równie dobrze, ponadto zaś jeszcze ładnie wyglądać, poruszać się z wdziękiem, a i umieć zatańczyć gdy potrzeba, dobrze mówić tzw. prozę, no i odznaczać się swobodą aktorską...

Każdy, kto parę tygodni temu - niestety późną porą - mógł w naszej TVP2 oglądać i słyszeć historyczne już, brawurowe przedstawienie "Zemsty nietoperza" z Narodowego Teatru w Monachium pod batutą niezrównanego Carlosa Kleibera, zapewne się z tym poglądem zgodzi.

Chodziło więc po prostu o to, że gdy "Ruch Muzyczny" rozpoczynał warszawski okres istnienia, teatry operetkowe zdążyły rozmnożyć się jak grzyby po deszczu (racząc widzów odpowiednim do swej nazwy repertuarem), gdy tymczasem szczupłe rozmiary naszego pisma pozwalały z trudem na odnotowanie co ważniejszych wydarzeń z życia przybytków opery, a przecież czasami wypadało donosić także o tym, co się w tej dziedzinie działo poza granicami kraju.

Ostatnimi jednak czasy sytuacja w dość istotny sposób się zmieniła. Większość scen operetkowych przekształciła się mianowicie w "teatry muzyczne", przechodząc na repertuar musicalowy i to prezentowany nierzadko w sposób sprzyjający gustom wielbicieli "mocnego uderzenia" (dla wychowanego w innych nawykach słuchacza trudna tu bywa do zniesienia liczba decybeli, osiągana oczywiście przez potężne nagłośnienie), wobec którego wokalno-aktorskie umiejętności schodzą na drugi plan, a młodych wykonawców angażuje się w drodze castingu często prosto z ulicy.

W rezultacie czysta klasyczna operetka stała się - na naszych przynajmniej scenach - prawdziwym rarytasem, na który wobec tego warto od czasu do czasu zwrócić uwagę, zwłaszcza jeżeli przy tej okazji zetknąć się można z kreacjami śpiewaczymi większą bodaj sprawiającymi radość aniżeli to się zdarza w niejednym teatrze operowym. Można zresztą wspomnieć nawiasem, że i znakomici artyści opery wkraczali czasem na teren operetkowego teatru - aby wymienić choćby świetnego mozartowskiego tenora Richarda Taubera, słynną sopranistkę Ernę Sack czy znakomitych wagnerowskich śpiewaków Marcela Wittrischa i Rcnego Kolio, przede wszystkim zaś Jana Kiepurę, który w latach czterdziestych wespół z Martą Eggerth przez cały sezon zbierał w jednym z teatrów na Broadwayu entuzjastyczne oklaski występując w "Wesołej wdówce" Lehara, a później podróżował z tym przedstawieniem także po Europie. Sam też, dawno już temu oglądając w Krakowie pierwszy raz w życiu "Krainę uśmiechu" tegoż Lehara, mogłem w partii Księcia Su-Czonga podziwiać Franciszka Bedlewicza - niegdyś czołowego tenora Opery Lwowskiej...

Mając to wszystko na uwadze, w powrotnej drodze z festiwalu muzycznego na Dolnym Śląsku zboczyłem nieco z trasy, aby odwiedzić Teatr Muzyczny w Gliwicach - jeden z paru zaledwie, w których obok musicali (bez nich dzisiaj nie mogłaby taka placówka utrzymać się przy życiu) kultywuje się także dobrą operetkę klasyczną. W stałym repertuarze jest tam m.in. Straussowska "Zemsta nietoperza" oraz "Wiedeńska krew", jest "Księżniczka czardasza" Kalmana, a niedawno przygotowano też nową inscenizację "Krainy uśmiechu" - dzieła, którym niemal dokładnie 55 lat temu rozpoczęła ta scena swą owocną działalność, przyjmując nazwę Operetki Śląskiej, a w następnych sezonach prezentując m.in. jako pierwsza w kraju wczesne sceniczne - operetkowe właśnie - utwory Stanisława Moniuszki.

I powiedzieć trzeba, że przedstawienie Leharowskicj operetki, trzecie bodajże od premiery, sprawić mogło licznie zgromadzonej publiczności -a wśród niej także piszącemu te słowa - niemałą przyjemność. Zrealizowane z imponującym rozmachem jak na techniczne oraz przestrzenne warunki tego skromnego teatru (ów pochodzący z 1830 roku budynek pełnił dawniej pono funkcję zajazdu), w pięknych dekoracjach (te z "chińskiego" III aktu mogłyby, jak myślę, służyć z powodzeniem za scenerię spektaklu "Turandot"), z wartko biegnącą akcją

obfitującą w ciekawe pomysły reżyserskie i okraszoną szeregiem efektownych scen baletowych, przynosi niewątpliwie chlubę ambitnej gliwickiej placówce, mającej już w dorobku także pozycje operowe - "Cyrulika sewilskiego" oraz "Carmen". Szczególną jednak atrakcją tego przedstawienia stały się - dla mnie w każdym razie - kreacje głównych bohaterów; takiej bowiem pary amantów, na dodatek do młodej należących generacji, pozazdrościć mogłaby gliwickiemu Teatrowi niejedna placówka operowa. Małgorzata Długosz, odtwarzająca rolę hrabianki Lizy Lichtenfels, rozporządza dźwięcznym i znakomicie

prowadzonym sopranem o rozległej skali, a do tego Natura obdarzyła ją nieprzeciętną urodą. Adam Sobierajski zaś jako romantyczny książę Su-Czong ujmuje słuchacza lirycznym tenorem o rzadko spotykanej szlachetności brzmienia, z czym łączą się również wyśmienite warunki zewnętrzne. Słuchanie i oglądanie tej pary na scenie było zatem czystą radością i dla niej samej już warto było gliwicki Teatr odwiedzić. Sekundowała zaś tej dwójce godnie druga para: Monika Rajewska jako chińska księżniczka Mi (siostra Su-Czonga) oraz Arkadiusz Dołęga w roli porucznika Gustawa von Pottenstein. Zresztą i całe grono odtwórców skromniejszych partii stało na wysokości zadania, zaś Tomasz Biernacki bardzo ładnie prowadził całość dzieła przy pulpicie dyrygenckim.

Sala była szczelnie wypełniona, a oklaski rzęsiste. Czy podobnie bywa na innych przedstawieniach klasycznych operetek? "Owszem - odpowiada bez wahania Paweł Gabara, dyrektor Teatru Muzycznego - ten gatunek sztuki niezmiennie cieszy się wielkim powodzeniem u naszej publiczności, toteż staramy się go kultywować, troszcząc się naturalnie o możliwie najlepsze wykonania tych dzieł."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji