Artykuły

Gdzie jest śpiąca królewna?

Mam wrażenie, że po raz kolejny w Teatrze Kubuś, dorośli bawili się lepiej niż dzieci: stare panny dostały "nadzieję" na zamążpójście, zabiegani przypomnieli sobie, co to cierpliwość i że czasami warto poczekać na nagrodę nawet sto lat - o "Śpiącej królewnie" w reż. Arkadiusza Klucznika w Teatrze Kubuś w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

Kawa bez kofeiny, cukierki bez cukru - moda na produkty "bez" trwa już ładnych kilka lat. W ten nurt doskonale wpisuje się "Śpiąca królewna" najnowsza premiera w Teatrze Kubuś. Tytułowa bohaterka sztuki Hanny Januszewskiej według bajki Charlesa Perraulta rzadko pojawia się na scenie.

Najpierw jest niemowlakiem w beciku, potem błyskawicznie (w jednej scenie) dorasta, po czym wdaje się w krótki dialog na scenie ze staruszką przędzącą na wrzecionie i zaraz zasypia. Przez chwilę noszona na rękach przez aktora grającego samego Perraulta, chowa się za kurtyną, aby objawić się dopiero w scenie budzenia. I w tej nie dano królewnie pograć: zapytana przez księcia, czy wyjdzie za niego za mąż, odpowiada: Skoro rodzice tak chcą. A potem już mamy finał.

W międzyczasie wszystkie postacie kradną naszej królewnie praktycznie każdą scenę. No jeszcze wróżki i królewskich rodziców jestem w stanie zrozumieć - bez nich nie byłoby ani królewny ani snu stuletniego. Ale, u diabła, dlaczego dobosz jest ważniejszy od królewny i występuje solo dłużej od naszej tytułowej bohaterki, ogłaszając wszem i wobec, że wrzecion używać nie można?

Nie o śpiącą królewnę, z którą mogłyby się utożsamić wszystkie dziewczynki młodsze i starsze na widowni tutaj chodzi, ale o... cierpliwość. Sen śpiącej królewny nie jest karą za faux pas jej rodziców, którzy zapomnieli zaprosić jedną wróżkę na chrzciny. Wymieniona wyżej czarownica jest bowiem prawdziwą filozofką, która przez kilkadziesiąt lat zgłębiała problem cierpliwości i wyedukowana, postanowiła nauczyć tego także królewnę, jej rodzinę, nawet cały dwór. Bajce zabrano to, co najważniejsze: podział na dobro i zło: złą wróżkę, która karze rodziców za nie zaproszenie jej na chrzciny. Pomysł chyba nieco ryzykowny, a powtarzany refren: "Na wszystkie przeciwności - potrzeba cierpliwości!" nie trafia do najmłodszych widzów. Czym jest cierpliwość? Umiejętnością czekania, której na pewno maluchom brakuje. Na dodatek umiejętność musi wynikać z poczucia czasu, które także dosyć późno dociera do naszych pociech.

Cierpliwość dzieci z pewnością wystawiana jest na próbę: w bajce niewiele się dzieje, postaci zbyt długo ze sobą rozmawiają, a akcja nie posuwa się do przodu. Owszem - niektóre epizody (np. dobosz i babuleńka od wrzeciona) są niezwykle zabawne, szkoda tylko, że uśmiechają się głównie dorośli. Bajka przeładowana jest piosenkami, układami choreograficznymi aktorów i dodatkowo dialogami pomiędzy Cadetem Rousselem i Charlesem Perraultem, czyli sponsorem i autorem opowiadanej historii. Reżyser Arkadiusz Klucznik zdecydował się na konwencję teatru w teatrze. Miał to być ukłon w stronę obchodzonego 27 marca Międzynarodowego Dnia Teatru. Coś w tym jest: sponsor przysypia podczas bajki i niezbyt chętnie wypłaca należność jej autorowi. Tylko po raz kolejny zapytam: czy to potrafią zrozumieć dzieci? A spektakl nie ma ograniczeń wiekowych.

Naprzeciw tego mamy genialną, przebogatą scenografię. Wspaniałe, wielkookie marionetki, kolorowe stroje, cekiny, pióra, sztuczne kwiaty, bajkowa "grota", w której odbywa się lalkowa akcja spektaklu. Przepych godny królewskiego spektaklu - brawo dla Barbary Wójcik - Wiktorowicz. Brawo dla aktorów, którzy prześliczne marionetki potrafią wprawić w ruch. Robią to jak zwykle doskonale - wszystkie lalki poruszają się niemal jak ludzie. Ale przecież to tylko opakowanie: piękne, bajkowe, zachwycające, ale jednak tylko opakowanie. Ileż to razy podczas codziennych zakupów dajemy się nabrać, wybierając coś, co wygląda, ale - jak się z czasem okaże - zupełnie nam nie smakuje. Podobnie jest chyba ze "Śpiącą królewną". Ładnie to wyglądało, ale przekazywane treści są poza zasięgiem maluchów. Zamiast kazać im odpoczywać w teatrze, łapać oddech po codziennym biegu (to przydałoby się bardziej dorosłym), należało im powiedzieć, kto w tej bajce jest dobry, a kto zły, bo z tym dzieci mają coraz więcej problemów.

Zapytane przeze mnie po premierze dzieci nie potrafiły wskazać, kto podobał im się najbardziej. Moim zdaniem to świadczy o tym, że dzieciaki niewiele zrozumiały z tej bajki. Mam wrażenie, że po raz kolejny w Teatrze Kubuś, dorośli bawili się lepiej niż dzieci: stare panny dostały "nadzieję" na zamążpójście, zabiegani przypomnieli sobie, co to cierpliwość i że czasami warto poczekać na nagrodę nawet sto lat. Uśmiechnęli się pod nosem, gdy babcia z wrzecionem komentowała, że królewskich edyktów jest tak dużo, że można od tego zwariować. A co mają dzieci? Ładne obrazki, czyli niewiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji