Artykuły

Słońce w tunelu

"Król Roger" w reż. Mariusza Trelińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.

Genialna muzyka do niezrozumiałego libretta: tak odbierano zawsze "Króla Rogera" Szymanowskiego. Interpretacja Mariusza Trelińskiego w Operze Wrocławskiej całkiem tę perspektywę zmienia.

Jestem już w innym miejscu i inaczej widzę ten utwór - mówi reżyser, który w 2000 r. wystawił "Rogera" w Operze Narodowej. Tamta realizacja była wizjonerska, symboliczna, równie zagadkowa jak libretto, a nawet bardziej, ponieważ Treliński nałożył na nie własną baśń. Tajemnicza biała postać Pasterza jako Jungowska figura cienia (tak ją tłumaczył sam reżyser), odważnie wykorzystana ogromna przestrzeń sceniczna, finał z migającymi słupami cyfr jak w "Matriksie" - wszystko to sprawiło, że spektakl zyskał rozgłos, choć w kilka lat od premiery miał niewysoką frekwencję; prawdopodobnie był za trudny dla przeciętnego widza.

Wrocławska realizacja jest przeciwieństwem warszawskiej (choć również jest świetnie poprowadzona muzycznie przez Ewę Michnik) i zapewne będzie odbierana łatwiej, choć bynajmniej nie dlatego, że Treliński daje tu interpretację jednoznaczną i prostą - przeciwnie, już po pierwszych recenzjach widać, że każdy może dostrzec w tym spektaklu coś innego. Historia tu opowiedziana odwraca się od baśniowości znanej z poprzednich, także bardziej tradycyjnych wystawień, od sycylijskich krajobrazów (gdzie rozgrywa się oryginalna akcja) i od średniowiecza. Jest współczesna, skierowana na ludzką psychikę, a przy tym zaskakująco bliska słowom libretta Iwaszkiewicza i Szymanowskiego, choć trudno zgadnąć, co autorzy powiedzieliby na tę interpretację.

Akt pierwszy. W oryginale - katedra bizantyjska jak w sycylijskim Monreale, z dominującą ikoną Chrystusa Pantokratora. Tu - zimne wnętrze współczesnej świątyni, z szarymi krzesłami konferencyjnymi zamiast kościelnych ław, bez cienia sacrum. Wewnątrz wierni ubrani na czarno, zakonnice oraz kościelni dostojnicy w biało-czerwonych szatach. Roger i jego żona Roksana także są w czerni. Roger (znakomita rola Andrzeja Dobbera) jest władcą surowym, sumiennym i sprawiedliwym. Roksana (świetna Aleksandra Buczek), zaniedbana przez zablokowanego emocjonalnie męża, zachowuje się wyzywająco i uwodzicielsko, kontestując hierarchiczny układ.

Wierni są pełni niepokoju: pojawił się Pasterz, który porywa za sobą tłumy. Król każe go przywieść; strażnicy wciągają na scenę młodzieńca w bieli-z innego, jasnego świata. Pasterz (Pavlo Tolstoy) opowiada zebranym o swoim bogu, jakby mówił językiem obcym, zrozumiałym tylko intuicyjnie. Dla oburzonych wiernych ta zagadkowa i barwna opowieść to "Zgroza, zgroza! Bluźnierstwo!". Jednak porywa ona marzącą o swobodzie Roksanę i porusza Rogera. Naraz Pasterz obejmuje i całuje króla w usta, wywołując w nim wstrząs - jednym gestem burzy hierarchię, niweczy dystans, łamie tabu i wciąga Rogera w gąszcz nieznanych emocji. Po tym geście, impulsywnym i na swój sposób okrutnym, nic już nie będzie takie samo. Roger wzywa Pasterza do swego pałacu na sąd -w rzeczywistości po to, by spotkać się z nim ponownie. Już został uwiedziony.

Akt drugi. Nie pałac, lecz zwykłe współczesne wnętrze z lustrami i kanapami, jak w tylu realizacjach Jarzyny, Warlikowskiego czy samego Trelińskiego. Roksana topi frustrację w alkoholu; swą słynną kołysankę śpiewa w stanie upojenia. Wreszcie nadchodzi Pasterz z grupą akolitów - wszyscy, jak on, w bieli z dodatkiem srebra, w narkotycznym transie (ecstasy?). Słowa Pasterza również brzmią jak opisy "sztucznych rajów": "Jak motyli barwny rój/Wokół wonnych róż szkarłatu/Krążą cisi wokół mnie,/Sennym wirem barwnych tęcz/Oczu moich łowią blaski!/Dzieweczki, cudni młodzieńcy/Mkną na skrzydłach w szałów lot!".

Między Pasterzem i Rogerem dochodzi do starcia - pozornego, gdyż Pasterz jest świadom swej dominującej mocy, Roger zaś gubi się w niepewności nawet co do własnych uczuć. Roksana znajduje wreszcie ucieczkę z nieznośnego więzienia konwenansów: odchodzi z orszakiem Pasterza (w oryginalnych didaskaliach "idzie za nim jak w półśnie"). Króla nie słuchają już nawet straże. Zostaje sam z wiernym sługą Edrisim i wie, że nie tylko jego władza i zbudowana na niej hierarchia, ale cały jego świat rozsypał się jak domek z kart.

Akt trzeci. Szpitalna izolatka, sterylna biel, która objęła w końcu także Rogera (piżama szpitalna) wraz z Edrisim (ubiór pielęgniarza). Zatem król jest już po drugiej stronie. Czy wszystko, co wydarzyło się wcześniej, było tylko snem? "Gdzie mnie przywiodłeś, druhu? Tutajże błąkań naszych kres?". Chorego Rogera odwiedza Roksana, ale nie rozprasza wizji ukazujących się wciąż jego gorączkującej wyobraźni. Wizje znikają same - Roger umiera, światło gaśnie, pielęgniarze szybko zdejmują tabliczkę z łóżka i przykrywają ciało, pozostawiając przy nim wiernego Edrisiego ("Prześniony sen! Stargany łańcuch złud!").

Naraz pojawia się Roger, wreszcie wolny i szczęśliwy. Przemawia do Edrisiego, choć ten go nie widzi: "Słońce! Słońce! (...) Skrzydła rosną!/Obejmą cały świat!/A z głębi samotności,/Z otchłani mocy mej/Przejrzyste wyrwę serce,/W ofierze słońcu dam!". Wyzwolenie poprzez śmierć?

Szymanowski stworzył rzecz o przekraczaniu granic, burzeniu porządków i niszczycielskiej sile uczuć. Treliński dopisał coś więcej. Jego gorzki i bolesny spektakl mówi, że wszelka władza, także nad sobą, jest złudzeniem, że życie bez uczuć, w chłodnym hierarchicznym porządku, jest przeciwne naturze, ale zatracenie się w wolności także nie jest wyjściem. Bo wyjścia nie ma. Chyba że ku słońcu - ku światłu w tunelu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji