Artykuły

Nie ma złych ludzi

- Jeśli chodzi o teatr, najbardziej lubię się wcielać w Stefano z "Burzy" Szekspira. A jeśli o kamerę, to ważna jest dla mnie postać Horacego z telewizyjnej wersji "Hamleta" w reżyserii Łukasza Barczyka. To jest rola, z której jestem najbardziej zadowolony, choć jest drugoplanowa - mówi JACEK PONIEDZIAŁEK, aktor TR Warszawa.

Gra, bo to kocha. To dlatego tak przekonująco uwodzi Agatę w Magdzie M. I w życiu, i na ekranie najważniejsza jest dla niego miłość.

SUPER TV: Który Rafał jest Panu bliższy, ten z "M jak miłość" czy ten z "Magdy M."?

JACEK PONIEDZIAŁEK: Każdy z nich bardzo różni się ode mnie. Ale ten z "Magdy M." ma trochę więcej cech, które mi się podobają; jest zabawny, zrelaksowany, ma władzę, jest dyrektorem banku. Nie jest pantoflarzem, nie stoi na straconej pozycji jak Rafał z "M jak miłość". Ten jest ciapą. A żaden mężczyzna nie chce być ciapą - nawet taki, jak ja. I ten z "Magdy M." jest mi bliższy. Poza tym on otacza się fajnymi gadżetami.

A Pan jest gadżeciarzem?

- Totalnym! Niedawno kupiłem sobie świetną kamerkę... A mój najnowszy nabytek to bluetooth do słuchania muzyki, stereofoniczny.

Co czuje mężczyzna, kiedy mama tak ingeruje w Jego życie, jak to robi Pana serialowa matka, Beata Tyszkiewicz?

- To jest denerwujące! Choć dla ludzi patrzących z boku może być zabawne. Moja mama też jest trochę nadopiekuńcza. Kiedy jej się czasem odszczeknę, żeby się nie wtrącała, to za moment mam wyrzuty sumienia. Chciałbym ją jakoś do siebie zjednać, obłaskawić, przeprosić, bo ta troska wynika przecież z miłości.

Dlaczego matki są tak zakochane w swoich synkach, a tatusiowie ubóstwiają córeczki?

- Może w miłości ojca do córki jest coś z uczucia do jej matki kiedy była młodą dziewczyną. To takie przedłużenie tamtej miłości. Z kolei miłość matki syna jest - co zresztą pojawiało się wielokrotnie w literaturze - naładowana jakimś nieuświadomionym erotyzmem. Może nie do końca wyrażonym, ale na pewno prawdziwym.

Która z ról, jakie Pan zagrał, jest dla Pana najważniejsza?

- Jeśli chodzi o teatr, najbardziej lubię się wcielać w Stefano z "Burzy" Szekspira. A jeśli o kamerę, to ważna jest dla mnie postać Horacego z telewizyjnej wersji "Hamleta" w reżyserii Łukasza Barczyka. To jest rola, z której jestem najbardziej zadowolony, choć jest drugoplanowa. Przyniosła mi naprawdę ogromną satysfakcję. Nie ma w niej żadnego niuansu, z którym bym się nie zgadzał. A rzadko mi się to zdarza, bo z reguły jestem nieusatysfakcjonowany.

To dlaczego jest Pan aktorem?

- Bo to lubię, kocham. Aktorstwo dla aktora jest rekompensatą za coś, czego nie ma w życiu. Jest rodzajem podróży, jakiej się w życiu nie odbędzie inaczej jak tylko w świecie fikcji. W końcu jest to też sposób na leczenie kompleksów. Jeśli człowiek czegoś od życia nie dostaje, to może to zrealizować w tym zawodzie.

Zdradzi Pan, jak się rozwinie Pana rola w "Magdzie M."?

- W tej chwili nabiera tempa romans z Agatą, która - trochę przeze mnie a trochę za namową mojej mamy - zaczyna się odwracać od Bartka. Jeśli chodzi o bardziej miłosne uściski, to na razie jest jeszcze sprawa przyszłości, ale wiem, że scenarzyści mają takie zamysły.

Myśli Pan, że miłość może zmienić człowieka?

- Nie wiem czy "zmienić" jest dobrym słowem, bo ludzie z natury są dobrzy. To okoliczności - trudne dzieciństwo, strach - sprawiają, że człowiek zachowuje się w sposób niewłaściwy, albo robi komuś krzywdę. Natomiast miłość nosi w sobie każdy, od dziecka.

Jest Pan idealistą.

- Nie. Ja po prostu w to wierzę. I w to, że każdego można zreformować. Właśnie miłość może sprawić, że człowiek nie będzie innych ranił, a w swoich działaniach będzie lepszy. Jestem o tym przekonany. W 100 procentach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji