Artykuły

Rozyna w solarium, Basilio na fotelu ginekologicznym, orkiestra w basenie

"Cyrulik sewilski" w reż. Henryka Baranowskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

To nie jest skandal, ani nawet szczególny szok. Od lat operowa klasyka nęci realizatorów do nowego odczytania, a jeśli jeszcze libretto zapowiada zdarzenia komiczne, więc nic, tylko szaleć! I Henryk Baranowski (reżyser dramatyczny oraz operowy o międzynarodowym dorobku, który u nas przygotował "Echnatona") popuścił wodzę fantazji lokując "Cyrulika sewilskiego" w spa. W żadnej XVIII-wiecznej Sewilli, lecz we współczesnym salonie "regeneracji ducha i ciała". Scena zastawiona na trzech poziomach: solarium, łóżka, fotele - łącznie z ginekologicznym - do tego jeszcze różne instrumenty muzyczne, z boku słupki startowe, bo orkiestron zmienił się w basen. Dyrygent schodzi więc do muzyków odziany w biały szlafrok...

Jakby tego było mało na naszych oczach rodzą się grafiki (w stylu Picassa), które wprost spod ręki artysty kamera rzuca na scenę. Słowem szaleństwo, w którym jest jednak metoda.

W tym salonie odnowy śpiew jest najistotniejszą kuracją. W totalne kontrolowane zamieszanie (ruch sceniczny Janina Niesobska) wpisane są kolejne fragmenty opowieści o Rozynie, która nie chciała swego opiekuna Basilia, a wolała młodego hrabiego Almavivę i o cyruliku, mającym na wszystko sposoby. Druga, ciekawsza, część inscenizacji w niemalejącym chaosie więcej miejsca zostawia operowej intrydze.

Najważniejsze, że w scenicznym huraganie "przewietrzającym" libretto nie zginęła muzyka. "Cyrulik sewilski" to niemal same operowe hity i za sprawą wykonawców nic nie straciły ze swego blasku. Joanna Woś (Rozyna) bawi się rolą, ma wspaniały głos, do tego sylwetkę wielce dekoracyjną w tiulach, w szlafroku i finałowej stylowej sukni-atrapie. Piotr Miciński jako okropny, żeby nie powiedzieć obrzydliwy (acz świetny wokalnie) Bartolo, pan w średnim wieku, został... fetyszystą obwąchującym rajstopy Rozyny. Aktorstwo to żywioł Przemysława Reznera i jako Figaro (z irokezem) doskonale wykorzystuje umiejętności nie gubiąc urody wokalnych fraz. Dobra aparycja i mały głos to cechy Almavivy Leszka Świdzińskiego. Majestatycznym nauczycielem muzyki Don Basiliem był Krzysztof Witkowski. Między bohaterami - a to z mopem, to znów ze szklaneczką i ogórkiem - grasują dwie Berty naraz (Sylwia Maszewska i Bernadetta Grabias). Nad całym zamieszaniem dyskretnie czuwała pani instruktor k.o. Ewa Karaśkiewicz.

Reżyser sam "uzdatniał" libretto Beaumarchais, dokładał tekstu, często przesadzając z dowcipem w przyciężkim, niemieckim stylu. Wieczna, nie podlegająca szaleństwom, okazała się tylko muzyka Rossiniego. W interpretacji, jaką zaproponował Tadeusz Kozłowski, zachowała swój wdzięk, lekkość i śpiewność. Brawo orkiestra.

Widownia zaskoczona inscenizacją miała muzyczną ucztę, natomiast przy pojawieniu się reżysera oklaski mieszały się z "buczeniem". W niedzielę "Cyrulik sewilski" ma Premierę z "Expressem". Warto się wybrać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji