Artykuły

Podrywaczem jest tylko na ekranie

Pierwszym poważnym zadaniem aktorskim była rola Gucia w "Ślubach panieńskich". Po próbie generalnej LEONARD PIETRASZAK był załamany. Chciał skończyć z aktorstwem. Przed tym dramatycznym krokiem uratował go Jerzy Koller, powiedział mu wtedy: Widziałem tylu aktorów w roli Gucia, ale nigdy równie interesującego, jak ty!". - Kłamał, na pewno kłamał, ale jakże te słowa mi wtedy pomogły - komentuje aktor.

Nie czuje się dziadkiem, bo nie ma wnucząt. Nie wygląda na swój wiek - a urodził się 6 listopada 1936 roku w Bydgoszczy. Nie ma zamiaru rezygnować z pracy zawodowej. Choć na scenie i w telewizji pojawia się już rzadko, niezapomniane jednak są jego role.

Niewiele brakowało, żeby Leonard Pietraszak wybrał inną zawodową drogę. Chciał być dziennikarzem, ale z braku miejsc nie został przyjęty na Wydział Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Potem studiował chemię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, ale jego powołaniem okazało się aktorstwo. W 1960 roku w Łodzi ukończył Wydział Aktorski PWSTiF. Rok wcześniej debiutował na scenie.

Tuż po szkole grywał w różnych przedstawieniach w Poznaniu. - Jak teraz tam jeżdżę, spotykam ludzi, którzy pamiętają mnie jeszcze z tamtych sztuk. Trudno o większą nagrodę dla aktora niż pamięć widzów, to najwspanialsze wyróżnienie za ciężką pracę i wykonywanie tego zawodu - wyznaje Pietraszak. Potem przeniósł się do stołecznego Teatru Klasycznego. Tam spędził pięć swoich najtrudniejszych lat. Uważa, że to była dla niego lodowata kąpiel. Po pierwszej warszawskiej premierze chciał wracać do Poznania. Koledzy aktorzy z Wielkopolski radzili: "Uważaj, aby nie było drugiej klęski, bo potem już nawet do nas nie będziesz mógł wracać". Ale on był młody, uparty i chciał pokazać, że jest dobrym aktorem. Na szczęście na swojej drodze spotkał reżysera Andrzeja Konica, który zaryzykował i obsadził go w kilku rolach. - Chciał, żebym grał, wierzył we mnie. Taka wiara była mi bardzo wtedy potrzebna - mówi Leonard Pietraszak.

Pierwszym poważnym zadaniem aktorskim była rola Gucia w "Ślubach panieńskich". Po próbie generalnej był załamany. Chciał skończyć z aktorstwem. Przed tym dramatycznym krokiem uratował go Jerzy Koller, powiedział mu wtedy: Widziałem tylu aktorów w roli Gucia, ale nigdy równie interesującego, jak ty!". - Kłamał, na pewno kłamał, ale jakże te słowa mi wtedy pomogły - komentuje aktor. Czas pracował na jego korzyść. Kolejne role lepsze i gorsze sprawiły, że uwierzył w siebie. Najważniejsze, że grał na warszawskich scenach. Każda rola wzbogacała go.

Wreszcie rola w serialu historycznym "Czarne chmury" zrobiła z niego aktora. Postać pułkownika Krzysztofa Dowgirda była jego pierwszą duża rolą kostiumową. Długo się do niej przygotowywał, ćwiczył szermierkę i jeździectwo. Rola ta przyniosła mu ogromna popularność. Jego fotografie wieszały nastolatki obok zdjęć Stanisława Mikulskiego, słynnego Klossa, i Janusza Gajosa, popularnego Janka Kosa z "Czterech pancernych i psa". Wreszcie stał się powszechnie znany i nikt już nie przekręcał jego nazwiska.

Mógł zostać nawet "czterdziestolatkiem"

Kolejną świetną rolą okazała się grana przez niego postać Karola Stelmacha, lekarza pogotowia, w serialu komediowym "Czterdziestolatek" (1975). Był nawet projekt, żeby obsadzić go w głównej roli w tym serialu, ale w końcu reżyser Jerzy Gruza postawił na Andrzeja Kopiczyńskiego. Doktor Karol miał optymistyczny stosunek do życia, podobny do jego. Z jednym wyjątkiem: nigdy nie był podrywaczem. - Łatwiej być podrywaczem w filmie niż w życiu - mówi Pietraszak, żartuje też, że to nie

mężczyźni zdobywają kobiety, ale one zdobywają mężczyzn. Postać serdecznego przyjaciela inżyniera Stefana Karwowskiego potwierdziła, że jest ulubieńcem widzów. - Nie mogłem spokojnie pójść do kiosku po gazety. Wtedy chyba każdy mieszkaniec Warszawy miał mój autograf - wspomina aktor. Znakomite recenzje zebrał też za rolę Gustawa Kramera, właściciela banku, w filmie "Vabank".

Najważniejsze to mieć pasję...

Niedawno zauważył, że życie mknie do przodu bardzo szybko. Za trzy lata będzie obchodził jubileusz 50-lecia pracy aktorskiej. Trudno będzie zliczyć wszystkie jego role filmowe i teatralne. Dziś przyznaje, że jest spełnionym zawodowo, wygranym aktorem. Artystę obecnie można zobaczyć w spektaklu "Chwile słabości" w stołecznym Ateneum.

Prywatnie jest przykładnym mężem Wandy Majerówny, znakomitej aktorki warszawskich teatrów. Jego pasją jest malarstwo, kolekcjonuje obrazy, głównie autorstwa swoich przyjaciół. Często podróżuje z żoną w poszukiwaniu kolejnych dzieł sztuki. - Radość życia można czerpać też po siedemdziesiątce. Trzeba tylko mieć pasję - śmieje się aktor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji