Artysta w golfie
Nie są to kolejne wspomnienia zza kulis. Reżyser, pedagog, satyryk i aktor prezentuje się czytelnikowi przede wszystkim jako... golfista - o książce Andrzeja Strzeleckiego "Człowiek w jednej rękawiczce" pisze (to-rt) w Magazynie Literackim Książki.
"Dobry wieczór państwu. Mieliśmy przyjechać razem z bratem, ale akurat dzisiaj ja nie mogłem i przyjechał tylko brat" - książkę Andrzeja Strzeleckiego inauguruje konferansjerka z popularnego w połowie gierkowskiej dekady kabaretu "Kur", Oprócz autora tworzyli go: Wiktor Zborowski, Joachim Lamża, Marek Siudym, Paweł Wawrzecki oraz Krzysztof Majchrzak. Nie są to jednak kolejne wspomnienia zza kulis. Reżyser, pedagog, satyryk i aktor prezentuje się czytelnikowi przede wszystkim jako... golfista. Od kilkunastu lat jest bowiem pionierem reaktywacji tego sportu pomiędzy Bałtykiem a Tatrami. W Peerel dyscyplina była źle widziana, gdyż w międzywojniu kultywowali ją głównie ziemianie i fabrykanci. Nieliczne pola zarosty chwastami. W Powsinie zlikwidowano plac, na którym przez wojną wbijali piłeczki do dołków m.in.: Marian Hemar, Eugeniusz Bodo, Aleksander Żabczyński, Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Fryderyk Jarossy czy Ferdynand Goetel.
Na marginesie golfowych gawęd czytamy o osobliwych epizodach z biografii Strzeleckiego. Choćby porwaniu samolotu, którym w stanie wojennym podróżował wraz z rodziną, tudzież przygotowaniu prezentacji - na forum MKOI - Zakopanego, kandydującego przed kilkoma laty do organizacji zimowych igrzysk olimpijskich. Dowiadujemy się także, że narzeczonym matki autora był Tadeusz Gajcy. To jej dedykował swój dramat "Homer i orchidea".
Sporo w tych bezpretensjonalnych zapiskach dykteryjek i celnych obserwacji. Choćby taka, dotycząca naszego współczesnego szołbiznesu: "Decyduje sita przebicia, hucpa, bezczelność... Powierzchowne media nobilitują lewiznę (...). Liczą się młode, gniewne pistolety, które dają sporo huku i jeszcze więcej dymu, w oparach którego trudniej o zdemaskowanie".
Andrzej Strzelecki Człowiek w jednej rękawiczce, Iskry, Warszawa 2007, s. 260, ISBN 83-244-0028-1
***
Artysta w golfie
Spodziewałem się artystycznych wspomnień. Tymczasem książkę zdominował... sport.
- I takie byto moje założenie. W czasach gdy po pióro sięgają niemal wszyscy - z reguły opowiadając o własnych doświadczeniach zawodowych - postanowiłem napisać reminiscencje z golfem w roli wiodącej.
Jak długo ta dyscyplina jest obecna w pańskim życiu?
- Od 1990 roku, kiedy będąc za granicą z niezrozumiałej do dziś przyczyny kupiłem okazyjnie używany, ale w dobrym stanie i tanio komplet akcesoriów. Było to o tyle dziwne, iż w tamtym okresie nie było w Polsce ani jednego pola golfowego.
Ten sport był w PRL na cenzurowanym...
- Bo uchodził za burżuazyjno-arystokratyczny. Po wojnie polski entuzjasta golfa przez pół wieku mógł grać jedynie za granicą.
Najbliżej miał do Czechosłowacji.
- Konkretnie do Mariańskich Łaźni, Karlovych Varów i Ostrawy. Czasami żałuję, iż nie urodziłem się Czechem, bo bakcyla golfa połknąłbym znacznie wcześniej. Chociaż zamiast w dołku, umieszczałbym piłeczkę w jamce.
W tle golfowych impresji przewijają się postaci i zjawiska zasnute mgłą niepamięci. Na przykład Jerzy Dobrowolski albo kabaret "Kur".
- Dobrowolski to niepospolity i wszechstronny artysta. Postać na książkę. Niestety, jakość jego dowcipu była nie do przełknięcia przez cenzurę, stąd krótki żywot "Konia" i "Owcy". Co do "Kura", to niestety niewiele zachowało się nagrań tego kabaretu, którym w latach studenckich miałem zaszczyt kierować.
Rozmawiał Tomasz Zbigniew Zapert