Spóźniona miłość w szalonym tańcu
"Oniegin" w choreogr. Johna Cranko w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Katarzyna K. Gardzina w Życiu Warszawy.
Po wielu latach starań repertuar baletowy Teatru Wielkiego wzbogacił się o spektakl w choreografii Johna Cranko.
Balet "Oniegin" opracowany na podstawie poematu Puszkina to klasyka XX wieku. Fabularną opowieść o zetknięciu tyleż czystej co naiwnej miłości z cynizmem John Cranko w 1961 roku przełożył na język tańca.
W sobotę i niedzielę "Oniegin" po raz pierwszy pojawił się na polskiej scenie baletowej w wykonaniu zespołu baletowego Opery Narodowej.
Fajerwerki skoków
W pierwszej scenie wydaje się, że znaleźliśmy się w muzeum baletu. Cranko stawiał na dokładne przełożenie literackiego oryginału, stąd początkowe momenty wypadają blado. Tam, gdzie u poety następowała ekspozycja miejsca i bohaterów akcji, w balecie nie potrzeba wielu zabiegów. Wesoła Olga szyje z matką i nianią suknię na bal, melancholijna Tatiana zaczytuje się w powieści. Pląsy dziewcząt z przyjaciółkami i tańce wiejskich chłopców to zaledwie typowy obrazek z baletów fabularnych o sielskiej tematyce.
Jednak wraz z rozwojem akcji język Cranko wzbogaca się, spektakl nabiera siły oddziaływania, a widzowie zaczynają już nie tylko zachwycać się mistrzostwem wykonania, ale też naprawdę przeżywać dramat bohaterów.
Służą temu skomplikowane ewolucje w duetach Olgi i Leńskiego oraz Tatiany i Oniegina, którym jednak daleko do zwykłego tanecznego popisu. Zespolone z muzyką Czajkowskiego (utwory fortepianowe opracowane na orkiestrę przez Kurta-Heinza Stolze) są nosicielami silnych emocji. Gdy Tatiana, łamiąc XIX-wieczne konwenanse, pisze list do Oniegina, w którym wyznaje mu miłość, i gdy we śnie ukochany przychodzi do niej, marzenia młodej kobiety przybierają realny kształt szalonego tańca, w którym umiłowany mężczyzna pada do jej stóp, a potem unosi wysoko, aż do nieba.
Finałowa scena, w której Tatiana odrzuca zbyt późno przychodzącą miłość to istny fajerwerk skoków i podnoszeń, z których jedno wykwita z drugiego w sposób stale zaskakujący widza.
Dojrzałość z Rosją w tle
Balet Cranko stawia duże wymagania przed solistami wcielającymi się w główne
postaci. Z warszawskim zespołem w tej mierze pracowała Georgette Tsinguirides, jego wieloletnia asystentka. Ona też wybrała obsadę głównych ról.
Znakomity jak zwykle był pierwszy solista Maksim Wojtiul z subtelnością, ale i pasją tańczący partię Leńskiego. Maestria tego tancerza pozwala na łączenie delikatności z siłą, elegancji z gwałtownością i świetnej techniki z poruszającym aktorstwem. Uroczą partnerkę odnalazł w koryfejce Anecie Zbrzeźniak (Olga), dla której sobotni występ był debiutem w tak dużej partii - wielkie brawa dla niej. Nie mniejsze oklaski należą się też Marcie Fiedler za jej Tatianę. Zwłaszcza w trzecim akcie jako dojrzała kobieta tancerka zaprezentowała się z jak najlepszej strony, zarówno pod względem technicznym, jak i wyrazowym.
Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o odtwórcy roli tytułowej Wojciechu Ślęzaku, który wprawdzie dobrze partnerował tancerkom, ale we fragmentach solowych nie radził już sobie najlepiej. Jego skoki, niestety, pozostawiają wiele do życzenia, a budowanej przez niego kreacji brak choćby znamion subtelności. Bardzo dobrze grała natomiast orkiestra pod batutą Pawła Przytockiego, który sklejonej przez Stolze'ego partyturze starał się - z wielkim powodzeniem - nadać rosyjski klimat.