Artykuły

Nikt nie jest jednoznacznie zły

"Szklana menażeria" w reż. zbiorowej w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Andrzej Kulej w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

"Szklana menażeria" w Teatrze Współczesnym nie przekonuje. W spektaklu zabrakło zdecydowania i wiarygodności

Spektakl rozczarowuje i sprawia wrażenie niedopracowanego, bardziej przypomina zbiór scen niż opowieść o pogrążonej w kryzysie rodzinie. A szkoda, bo sztuka Williamsa daje wiele możliwości interpretacyjnych...

"Szklaną menażerię" Tennessee Williams napisał w 1941 r. Jest to opowieść o rodzinie w dobie kryzysu. Troje przegranych ludzi mieszkających, w norze na obrzeżach St. Louis bardziej przy pominą ludzkie wraki niż dumnych Amerykanów. Toksyczna matka - Amanda (Beata Zygarlicka), zgorzkniała, zawiedziona, wspomina podobno wspaniałą przeszłość i wyżywa się na dzieciach. Jej marzeniem jest wydanie córki Laury (Julia Balsewicz) za mąż. Ona jednak ma fizyczny defekt, który sprawia, że zamyka się w sobie, nieśmiałość nie pozwala jej nawiązywać kontaktów z innymi ludźmi. Syn Tom (Wojciech Sandach) pracuje w magazynie obuwniczym i utrzymuje całą rodzinę. Nocami próbuj e się oderwać od ponurej rzeczywistości. Między całą trójką nie ma żadnego ciepła, żyją raczej obok siebie niż razem. Na prośbę matki Tom przyprowadza na kolację kolegę z pracy, który ma być odpowiednią partią dla siostry. Ale Jim (Krzysztof Czeczot) jest równie sfrustrowany i przegrany jak cała reszta.

Reżyseria zespołowa nie wyszła spektaklowi na dobre, zabrakło zdecydowania i konsekwencji w adaptacji dramatu. Oglądając piątkowy pokaz przedpremierowy, miałem wrażenie, że aktorzy jeszcze pracują nad tekstem.

Twórcy chcieli podkreślić uniwersalność dzieła Williamsa min. przez prezentacje wideo, nowoczesną muzykę. W założeniu miała to być współczesna nam rzeczywistość, ale jakoś efekt końcowy nie przekonuje - nie wystarczy włączyć głośnej współczesnej muzyki, żeby sztuka miała współczesny wymiar. Mimo starań ciężko uwierzyć postaciom: wszystkie wypadły zbyt jednowymiarowo. Aktorom nie udało się pokazać ich złożoności, bo przecież nikt nie jest jednoznacznie zły czy dobry. Zabrakło psychologicznego prawdopodobieństwa.

Rozczarowuje także zakończenie. Nie poprzedza go rosnące napięcie, które zmusiłoby widzów do "zabrania opowieści ze sobą do domu". Aktorzy po prostu przestają grać. Wyszedłem z teatru z poczuciem ogromnego niedosytu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji