Artykuły

Pigmalion na nowo

"Kształt rzeczy" w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Wojtek Kałużyński w Dzienniku.

"Kształt rzeczy" LaBute'a łatwo sprowadzić do obyczajowego obrazka z Pigmalionem w tle albo wpaść w sidła publicystyki. Katarzynie Deszcz w Teatrze Śląskim udało się tych pułapek uniknąć

W prowincjonalnym muzeum spotykają się młoda bezkompromisowa artystka Evelyn i dorabiający jako stróż student Adam. Ona chce w imię manifestacji wolności w sztuce domalować antycznemu posągowi nagiego mężczyzny to, co mu zasłonięto. On bierze od niej numer telefonu. I to wystarczy, by mogła owinąć go sobie wokół palca, rozkochać i zmienić w kulturowy wzorzec męskości. Zmienić pod względem fizycznym, mentalnym i psychicznym. Świadkami tej przemiany są zaś przyjaciele Adama - świeżo zaręczeni Philip i Jenny. Para idealnych, zamkniętych w świecie stereotypowych klisz prowincjuszy, zaczytujących się w pisemkach dla nastolatków.

Deszcz wyciąga z tekstu LaBute'a, ile się da Buduje podłoże pod finałowe zaskoczenie, rozbija w pył złudzenia małomiasteczkowej mentalności, przywołując przy okazji mit Pigmaliona. Przesuwa tym samym akcent z pytania o wolność w sztuce w stronę pytania o to, co w rzeczywistości jest naprawdę rzeczywiste, a co jest tylko subiektywnym, podatnym na manipulacje złudzeniem. Dzięki temu udaje się wynieść tę sztukę do rangi wyższej niż tylko błyskotliwie napisanego kwartetu dla czworga młodych aktorów, ale też nie przywalić jej lekkości publicystyką ani filozofią.

Reżyserka więcej sugeruje, niż pokazuje. Chowa w półtonach, nie eksponuje nagości swych bohaterów, gdy idą do łóżka (co się już w wystawieniach "Kształtu rzeczy" zdarzało), nie maluje sprayem graffiti po posągach, nie idzie w stronę prowokacji, brudnego teatru, dociskania pedału dosadności. Stawia na słowa i ufa aktorom. Słowa brzmią więc całkiem wiarygodnie, a czwórka młodych aktorów sowicie odwdzięcza się za zaufanie. Widać serce, jakie włożyli w to, by role dorosłych dzieci przemówiły naszą współczesnością. Najlepszy jest chyba Maciej Wizner (Adam), uwiarygadniający wewnętrzną przemianę przekonującą zewnętrzną metamorfozą. Ale cała czwórka znaczy swych bohaterów piętnem indywidualizmu, nie sprowadza do typowości. Jadwiga Gryń jako Evelyn sprawnie balansuje na granicy feministycznej kompensacji i wyrachowania Wielkiej Siostry, Jadwiga Wianecka ducha czytelniczki pism kobiecych i wielbicielki romansideł chwyta z nutą zażenowania, a Marcin Pielaś z prowincjonalnego playboya czyni postać nie tylko żałosną. Tekst LaBute'a został w ich interpretacji doceniony, ale nie przeceniony. Potraktowany kameralnie, bez dęcia w wielkie trąby, bez podgrzewania rodzajowych obrazków do roli pokoleniowych manifestów. Mam wrażenie, że Katarzyna Deszcz i czwórka młodych aktorów na katowickiej scenie wybrnęli z tego zadania lepiej niż gwiazdorskie obsady bardziej renomowanych teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji