Artykuły

Kaliskie Spotkania Teatralne. Dzień czwarty

"Oczekiwanie" w reż. Janusza Łagodzińskiego z Teatru Stara Prochoffnia w Warszawie oraz "Miarka za miarkę" w reż. Anny Augustynowicz z Teatru Powszechnego w Warszawie. Pisze Maciej Stadtmüller z Nowej Siły Krytycznej.

OCZEKIWANIE

Janusz Łagodziński pokazał oblicze artysty, narcyza, osoby zakochanej w sobie, a nie w swojej sztuce. Rozpoczyna monologiem więźnia z "Recydywisty" Kurta Vonneguta, żeby przerwać go w połowie i stać się no właśnie, kim? Aktor, wcielający się w rolę aktora? Karkołomne przedsięwzięcie, ale Łagodziński wychodzi obronną ręką. Pokazuje oblicze osoby przekonanej o swojej wielkości, wmawiającej sobie potrzebę istnienia, ale istnienia wielkiego. Łagodziński wykorzystuje wspaniale wszystkie sztuczki konferansjerów, zapowiadaczy wszelkiej maści, naśladuje swojego dyrektora, przedrzeźnia go. Jednocześnie opóźnia spektakl, prosi o wybaczenie, bo właśnie zaraz, za moment, ma przyjechać czołowy reżyser i pierwszy recenzent czołowej gazety. Mają przyjechać właśnie na jego spektakl, specjalnie, żeby go zobaczyć. Ma dostać, dzieli się sekretem z publicznością, rolę w nowym serialu. A wie to od znajomej charakteryzatorki teatru, której córka przyjaźni się z córką charakteryzatorki z telewizji, która słyszała to od innej znajomej czołowego reżysera. To wiadomość prawie pewna. Przecież szukają takiego aktora jako on!

Prawda jest jednak inna. W miarę toczenia się spektaklu odkrywamy w bohaterze Łagodzińskiego osobę tragiczną, artystę niespełnionego, marzącego jedynie o sławie, wielkich rolach. Aktora nieudacznik. Jednak nasz bohater do końca trzyma sztafaż wspaniałego artysty. Wciąż przeprasza publiczność za opóźnienia, opowiada anegdoty, śmieje się, czaruje spojrzeniem, uśmiechem. Okazuje się jednak, że nikt nie przyjedzie, że nikt nie chce obejrzeć jego przedstawienia. I wtedy coś w nim pęka, coś się mienia. Spada maska, opadają emocje. Nagle bohater zmienia swoje wartości moralne o 180 stopni. Krytykuje to, co wychwalał, chwali - co potępił. W końcu upija się na scenie.

Janusz Łagodziński pokazał szerokie spektrum zachowań ludzkich, postaw. Myślę, że każdy z nas powinien się od czasu do czasu przejrzeć w takim spektaklu-lustrze i zastanowić się sam nad sobą.

MIARKA ZA MIARKĘ

Fakty i suche argumenty rządziły "Miarką za miarkę". Anna Augustynowicz wyprała bohaterów Szekspira z wszelkich uczuć, zabrała im tożsamość i wsadziła ich słowa w usta aktorów. Dodatkowo ubrała ich w czarno-szare stroje, udające zwykły codzienny ubiór, uniform. Zabrała wszystkie rekwizyty. Stworzyła moralitet oparty na słowie.

Trudno nie przyznać Augustynowicz pomysłowości. Posadziła aktorów pomiędzy widzami, w chwilach, kiedy nie są na scenie, reagują jak widownia. Stają się częścią innego organizmu teatralnego. Może to sugestia, że każdy z nas mógłby się znaleźć w sytuacji bohaterów? Spektakl grany jest bez dekoracji, na pustej scenie, w jednolitym świetle. Aktorzy nie nawiązuje relacji między sobą, nie wcielają się w bohaterów, podają tylko słowa, słowa, słowa. Grają obok siebie. Chwilami przypominają marionetki, które jak nakręcone odgrywają kolejne epizody. Przesadna teatralność ruchów, sztywny krok, unikanie spojrzenia. Reżyserka usadziła widzów wokół sceny, tak że w dużej części aktorzy grają tyłem do publiczności. Konwencja teatru słowa nie pozwala wciągnąć się w akcję, stanąć po którejś stronie. Tekst staje się maską. Przywodzi to na myśl skojarzenia z Orwellowskim telewizorem Wielkiego Brata. Trzeba patrzeć i nie myśleć. Maska zastępuje wszystko, ktoś nam ją zakłada, ktoś nami porusza.

Reżyserka wyeksponowała problem moralny, a intrygę ratującą życie potraktowała jak coś zupełnie normalnego. Choć i ona zasługuje na potępienie Nie zostawiła widzom możliwości samodecydowania o tym, co jest dobre, a co złe. Potępiła Angelo (Krzysztof Stroiński), który za cudzołóstwo skazał na śmierć Claudia (Rafał Królikowski), choć sam dopuścił się cudzołóstwa. Nie potępia jednak bernardyna, pod postacią którego kryje się Książe Vincentino (Mariusz Benoit), ani Isabelli (Dominika Ostałowska), siostry Klaudia, która aby ratować własną cnotę, namówiła do występku Marianę (Anna Moskal, tu w potrójnej roli, zagrała wszystkie kobiety oprócz Isabelli). Nie potępia też Claudia, który wychodzi z opresji obronną ręką.

Zastanawia mnie fakt, czy umoralnianie i uwspółcześnianie Szekspira przynosi zawsze korzyść? Czy wnosi coś nowego? Po obejrzeniu "Miarki za miarkę" nic nowego nie odkryłem.

Zdjęcie z próby przedstawienia "Miarka za miarkę".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji