Artykuły

Farsa z ograniczoną odpowiedzialnością

Atak pierwszy nastąpił tuż przy drzwiach wejściowych. Bileter wsunął mi do ręki kolorowy folder. Otworzyłam torebkę. Powstrzymał mnie. - Nie, niech Pani nie płaci, to nie program, to reklama sponsora. Z folderu wynikało, że dobro­czyńcy robią w drewnie: Kredens Mau­rycy II... Zestaw gabinetowy Chiew...

Atak drugi nastąpił po zakupieniu prawdziwego programu. Szukając wia­domości o autorze sztuki natknęłam się na triumfalny nagłówek: Meble, z któ­rych Polska jest dumna, a na obrazku kościółkowe paskudztwa z witrynkami. Przewróciłam nerwowo kartkę. Jest! Ob­sada "Farsy z ograniczoną odpowiedzial­nością". Na sąsiedniej stronie zamieszczona została fotografia, a na niej telefon, popielniczka z petami, szklanka z niedopitą kawą, okładka czasopisma z półgołą kobitką i różowe majtki. Było to komiksowe streszczenie sztuki. Znowu odwróciłam kartkę: ściana reklam i tekst Tadeusza Nyczka "Zawistowski i dlacze­go". Władysław {#au#1205}Zawistowski{/#} - gdańsz­czanin jest wieloletnim kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże, poetą, pro­zaikiem, dramaturgiem, tłumaczem, kry­tykiem. Farsa, której prapremiera miała się za moment rozpocząć na szacownej scenie Teatru Słowackiego została na­grodzona na konkursie telewizyjnym na sztukę współczesną i jak sam autor po­chwalił się - jest pierwszą polską farsą od czasów późnego Ochaba.

Atak trzeci nastąpił całkowicie znie­nacka. Na scenę wtoczył się rozchełstany i rozkudlony zespół "Piersi", który odsta­wił składankowy program, z taktownym pominięciem znanego szlagieru ZCHN zbliża się...

Jeden tekst z zestawu fragmentarycz­nie przytoczę, ponieważ stał się ważnym pomostem, pomiędzy występami zespo­łu, a farsą właściwą. Brzmiał mniej wię­cej tak: Leżę, leżę uwaliłem się jak zwierzę. Rzygam jajkiem w majonezie i kiełbasą...

Niestety nie zapamiętałam rymu do kiełbasy. Zespół "Piersi" śpiewał ocho­czo i wyraźnie. Panienki na balkonach radośnie popiskiwały, ale część publicz­ności siedziała jak skamieniała.

Potem nastąpiło najgorsze. Zwielo­krotniony atak szmiry. Profesjonaliści od śpiewania ustąpili miejsca amatorom od grania farsy. Pokazano nam nudne, głu­pie, mało śmieszne sztuczydło, którego bohaterem był skacowany aferzysta, a głównymi rekwizytami rozrzucone po scenie majtki i biustonosze. Sztuczydło było drętwo i topornie grane. Pozbawio­ne właściwej temu gatunkowi lekkości i finezji - ciągnęło się w nieskończoność. Kilku widzów wyraźnie znużonych do­wcipami w rodzaju - a może byś się wre­szcie ogaciła - przed zakończeniem spektaklu chyłkiem opuściła widownię. Do ukłonów, prócz aktorów, scenografki i reżysera, wyszedł również zespół "Piersi" ciągnąc za sobą ciało lidera. Okazało się jednak, że jest to dowcip i za chwilę lider pokłonił się publiczności stojąc na własnych nogach.

A mówili mi przyjaciele, nie mieszaj ogórków z dżemem - nucił jakiś szczę­ściarz, ubierając w biegu płaszcz, pod­czas gdy inni widzowie szturmowali dopiero szatnię.

Marne mamy widoki na przyszłość naszej kultury. Sponsorzy dają forsę na farsy. Na "Hamleta" nikt nie da. Sęk w tym, że farsę równie trudno zagrać, jak sztukę Szekspira.

Teatr Słowackiego ewidentnie gotów jest płacić każdą cenę, by zapewnić sobie widownię. Przymila się, podryguje, plą­sa. Przypomina to jakiś geriatryczny ta­niec niemocy. Dobre i poczciwe duchy pisarzy od fars, te sprzed wojny i te nie­liczne z czasów komuny! W tę prapre­mierową noc powinniście twórców artystycznej chały w Teatrze Słowackie­go porządnie nastraszyć. Może to by po­mogło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji