Artykuły

Błazen tańczy na rurze

"Rigoletto" w reż. Marka Weissa-Grzesińskiego w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

W sporze obrońców tradycji ze zwolennikami nowoczesności Marek Weiss-Grzesiński proponuje w Gdańsku własne spojrzenie na klasyczną operę. Historyczny kostium inteligentnie łączy z modną dziś nagością.

Jest doświadczonym reżyserem, jako pierwszy - jeszcze w latach 80. - postanowił odświeżyć w Polsce operę, jego "Manekiny" Rudzińskiego objechały pół Europy, w"Turandot" Pucciniego widzowie odnajdywali ponurą atmosferę peerelowskiego stanu wojennego. O tamtych przedstawieniach Marka Weiss-Grzesińskiego nie pamiętają ci, którzy głoszą, że nasz teatr operowy odrodził się wraz z erą Mariusza Trelińskiego.

Ówczesne poszukiwania Marka Weiss-Grzesińskiego dziś mogą się wydać zbyt nieśmiałe, ale ten reżyser idzie z duchem czasu i nowe trendy dopasowuje do własnych wizji. Właśnie otrzymał propozycję, by objąć dyrekcję Opery Bałtyckiej. Przed podjęciem ostatecznej decyzji przygotował premierę "Rigoletta", jakby chciał zapowiedzieć, że za jego kadencji warto będzie jeździć na przedstawienia do Gdańska.

Verdiowski hit jest dobrym sprawdzianem umiejętności reżysera. "Rigoletto" to kwintesencja operowej, XIX-wiecznej konwencji, ale też utwór lubiany przez widzów i nieustannie wystawiany, więc trzeba niemało pogłówkować, by znaleźć nowy pomysł inscenizacyjny.

Marek Weiss-Grzesiński nie odrzuca historii, ale inspirację znalazł nie w XVI-wiecznych Włoszech, lecz w późniejszym, mrocznym malarstwie niderlandzkim, zwłaszcza u Rembrandta. Przeszłość to wszakże dla niego tylko kostium, może zatem oglądamy współczesną maskaradę, skoro dworzan księcia zabawiają tańczące na rurze gołe panienki, a gospodarzem lokalu jest błazen Rigoletto w kobiecych ciuszkach, niczym drag queen z lokalu perwersyjnych męskich uciech. W tym przedstawieniu zresztą ciągle ktoś się za kogoś przebiera, bo reżyser ciekawie pokazał, że bohaterowie "Rigoletta" nieustannie udają kogoś innego, byle tylko innym nie pokazać swego prawdziwego oblicza. Takie życie w kłamstwie zawsze prowadzi do tragedii i dlatego gdański spektakl mówi o sprawach bliskich również współczesnemu widzowi.

Spektakl początkowo szokuje, później wciąga i intryguje coraz bardziej aż do pięknego finału. Marek Weiss-Grzesiński znalazł bowiem sposób, by konwencjonalny, a śmieszący dzisiaj końcowy duet, w którym trup córki Rigoletta ożywa, by się połączyć z ojcem w lirycznym duecie, stał się wzruszającą, poetycką sceną. By poznać szczegóły, warto się wybrać do Gdańska.

Opera Bałtycka, jeden z najsłabiej do tej pory dotowanych teatrów w kraju, który przetrwał wszakże trudne lata, być może zyska teraz większe pieniądze oraz szanse artystycznego rozwoju. Ma przecież inne atuty oprócz kandydata na nowego dyrektora: kierownika muzycznego Janusza Przybylskiego, który z dużą starannością poprowadził tę premierę, oraz dobry chór. Odbudowy wymaga zespół solistów, ale tego można dokonać, o czym świadczy choćby udany występ młodej Julii Iwaszkiewicz o warunkach idealnych, by się wcielić w skrzywdzoną niewinność - Gildę, córkę Rigoletta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji