Artykuły

Ostatni Mohikanie i pionierzy

- Co roku na Kontakcie znajdujemy się między młotem a kowadłem - chcemy zapraszać gości z zagranicy, nie zapominając jednocześnie o polskiej widowni. Przy organizacji międzynarodowego festiwalu to niezwykle trudny kompromis - mówi Jadwiga Oleradzka w rozmowie z Grzegorzem Giedrysem z Gazety Wyborczej - Toruń.

Grzegorz Giedrys: Kontakt można uznać za narratora europejskiego teatru. Jest kronikarzem największych zmian scen na kontynencie. W ostatnich latach sumiennie odnotował zainteresowanie młodych reżyserów klasyką dramaturgiczną, korzystanie z możliwości nowych mediów i narodziny wielkich osobowości teatru. Co w tym roku przybliżycie Kontaktowej publiczności? Jadwiga Oleradzka: Wydaje mi się, że ludzie teatru coraz częściej sięgają po problematykę, którą najogólniej można nazwać społeczną. Nie jest to jednak ten rodzaj refleksji o rzeczywistości, jaką codziennie proponują nam gazety. Teatr ubiera tę tematykę w zupełnie odrębne formy artystyczne, a także w ponadnarodowe i ponadczasowe treści. Spektakle stają się głosem współczesnych twórców w sprawie świata, który ich otacza i bezpośrednio dotyczy. Część tych wizji będzie wprost odnosiła się do rzeczywistości.

Na sposób niemal publicystyczny i interwencyjny?

- Tak. "Opowieści łotewskie" Alvisa Hermanisa wywodzą się właśnie z takiej nieledwie publicystycznej refleksji o świecie. Reżyser i aktorzy, przygotowując ten spektakl, odbyli cykl socjologicznych i konfesyjnych rozmów z Łotyszami. Z każdej z nich narodził się materiał na monodram przedstawiający czasem polityczne, czasem zupełnie codzienne losy mieszkańców tego kraju - jest żołnierz, który trafił do Iraku, są dzieci z sierocińca. Każdy z tych tekstów tak dalece był związany z aktorem, że jeden z monodramów Hermanis wycofał po śmierci artysty. Na festiwalu z 29 "Opowieści łotewskich" nasza widownia zobaczy sześć.

Na Kontakcie pokażecie - rzecz jasna - coś w kontrze do tych bezpośrednich przedstawień problemów społecznych?

- Oczywiście. Całkowitą rewolucję swojego teatru przeżył Rosjanin Władimir Pankow, który przez cztery lata był mocno wtopiony w świat dramaturgii dokumentalnej. Przywiezie na Kontakt przedstawienie utrzymane w nieznanym u nas nurcie sound-drama. To próba kolejnej diagnozy ludzi, którzy w przejściu z ustroju do ustroju zatracili swoją tożsamość. Temat może niezbyt nowy, ale pokazany w sposób zupełnie nieznany polskiej publiczności. Pankow przemówi, korzystając z całej maszynerii dostępnej w konwencji musicalu.

Ale ten gatunek jest dziś zupełnie zużyty.

- Prawda? Raz, że uchodzi za produkt martwy, dwa - w odbiorze to konwencja jedynie rozrywkowa. Pankow znalazł metodę, aby znane tematy otrzymały zupełnie nowe artystyczne sensy. Waga tego przedstawienia powstaje właśnie na kontraście tematu i formy. Ciekawe zetknięcie tradycji z nowoczesnością da się zauważyć także w "vsprs" Alaina Platela. Belgijski reżyser zestawił sacrum, które reprezentują przeinstrumentowane współcześnie "Nieszpory maryjne" Monteverdiego, z profanum nerwicy histerycznej. W spektaklu nie pada ani jedno słowo, jednocześnie otrzymujemy pełną diagnozę dolegliwości psychicznej uznawanej powszechnie za najbardziej teatralną, a metaforycznie ukazującej samotność jednostki we współczesnym świecie.

Klasyki w tym roku w programie Kontaktu jest stosunkowo mało.

- W porównaniu z ubiegłoroczną edycją rzeczywiście można odnieść takie wrażenie. Z "Faustem" przyjedzie do nas Eimuntas Nekrošius. Trudno właściwie opowiedzieć, jak ten reżyser potraktował Goethego. Litwin jest człowiekiem osobnym i geniuszem sceny. Klasykę pokazuje w zupełnie innym wymiarze. Był "Makbet" Nekrošiusa, był "Hamlet" Nekrošiusa i zapewne będzie też nowy "Faust", stanowiący erupcję nieprawdopodobnej wyobraźni teatralnej.

W programie pojawia się też "Śmierć Dantona" Georga Büchnera i "Miarka za miarkę" Szekspira.

- Pierwszy z tych tekstów za każdym razem brzmi współcześnie, gdy dochodzi do wrzenia rewolucyjnego. Drugi to dyskurs o roli i wypaczeniach władzy - grany bez kostiumów, w pełnym świetle sprawia wrażenie, jakby tekst napisano wczoraj. Do klasyki literatury dramatycznej przechodzi już "Śmierć komiwojażera" Arthura Millera, która dziś brzmi niebywale współcześnie. Polacy z sytuacją przedstawioną w tym tekście zetknęli się w latach 90. Gdy człowiek po pięćdziesiątce tracił pracę, stawał się trwale bezrobotny i pewny, że już niczego w życiu nie osiągnie. O tym mówi Perceval w swoim spektaklu.

Dwa lata temu ogłosiła pani, że Kontakt się odmładza. Ten kierunek podtrzyma pani w tym roku?

- Nie zabiegałam w tym roku za wszelką cenę o młodych reżyserów. Po prostu szukałam dobrych spektakli. W jednym wypadku tę zasadę złamałam, a mianowicie postanowiłam zaprosić bardzo młodą Drukarnię Sztuk z Wilna. To ich zagraniczny debiut.

W festiwalowych kuluarach mówi się często o modach w europejskim teatrze. W zeszłym roku na fali byli Węgrzy.

- Nie sądzę, żeby większe zainteresowanie teatrem z pewnego regionu Europy wiązało się z modą na nacje. To była, jest i zawsze pozostanie sprawa wybitnych osobowości reżyserskich. Na ostatnim Kontakcie wielką rewelacją okazała się "Mewa" Arpada Schillinga, który w tym momencie zaczyna robić światową karierę z prawdziwego zdarzenia. Muszę przyznać, że w pewnym sensie go odkryłam. Gdy po raz pierwszy przyjechał do Torunia, miał dopiero 26 lat. Mimo że to twórca ciągle jeszcze bardzo młody, szybko zdobył międzynarodowy rozgłos i szacunek.

W zasadzie toruńskiemu festiwalowi można spokojnie przypisać odkrycie Węgrów.

- Ten teatr na dobrą sprawę zaczął święcić u nas sukcesy na początku tego wieku. W 2003 roku dwa z trzech węgierskich spektakli wróciły z Torunia z najważniejszymi nagrodami. Ta scena wydobyła się z jakiejś niesłychanie głębokiej zapaści - coś wreszcie zaiskrzyło i pojawiły się wybitne przedstawienia. To zjawisko daje się porównać do fali - kraj, który w teatrze nie ma przez lata niczego ważnego do pokazania, raptem proponuje Europie coś wybitnego, innego, nowego. Pamiętam, że Kontakt na swoich pierwszych edycjach zaprezentował dwa węgierskie spektakle. Jeden był tak boleśnie słaby, że publiczność wyszła z niego w przerwie.

Kto tworzy program Kontaktu? Komisja selekcyjna?

- Nigdy u nas czegoś takiego nie było. To festiwal autorski. Za jego programem stoją na ogół dwie osoby: ja i dyrektor artystyczny Horzycy. W miarę możliwości pomaga nam też kierownik literacki. Ten rok był niesłychanie trudny, bo w końcu października zmieniła się artystyczna dyrekcja sceny, a prawda jest taka, że najważniejsze punkty festiwalowego repertuaru trzeba określić w grudniu. Później z zachodnimi scenami nie ma już o czym rozmawiać. W pewnym sensie należymy do ostatnich Mohikanów, którzy pracują w ten sposób nad festiwalem. W Europie przyjęło się, że nad kształtem imprezy pracują rzesze ludzi. Kontakt z początku był imprezą na swój sposób pionierską. Dopiero później pojawiła się konkurencja, a obecnie dochodzi do sytuacji całkowicie skrajnych - musimy się niemal bić, żeby wyrwać do swojego repertuaru interesujące nas przedstawienie.

Czy zawsze pokazujecie spektakle nieznane krajowej publiczności?

- Zawsze. Nasz regulamin wyklucza inne rozwiązania. Taką samą zasadą rządzi się też wrocławski Dialog.

Czy Teatr Horzycy rywalizuje z festiwalem, który stworzyła Krystyna Meissner, autorka Kontaktu?

- Wie pan, czasami to się zdarza, choć na ogół pracujemy zupełnie w innej materii i za inne pieniądze. Do tego Wrocław ma siedem w pełni wyposażonych sal teatralnych. Nasz teatr dysponuje tylko jedną, o oknie scenicznym mającym zaledwie 8,30 m, gdy standardem europejskim jest wymiar 11-12 m. Niekiedy tylko wieloletnia przyjaźń z zagranicznymi teatrami sprawia, że nie dostrzegają naszych technicznych mankamentów. Gdy przedstawiciele berlińskiej Schaubuhne przyjechali do nas z wizytą, byli z lekka przerażeni warunkami, w których przyjdzie im występować.

No i problem odwieczny - pieniądze.

- Czasami jeden spektakl potrafi zdominować budżet festiwalu. Na tę edycję chciałam zaprosić słynny Royal Court Theatre z Londynu. Pieniądze pewnie jakoś by się znalazły, więc wizyta Anglików u nas była całkiem realna. Jednak pojawił się problem, bo chcieli wystąpić u nas co najmniej cztery razy. W toruńskich warunkach mogliśmy im zaproponować jeden spektakl - w przeciwnym razie angielskie przedstawienie zablokowałoby festiwal. Odmówiliśmy, a szkoda, bo to byłaby ważna wizyta tej sceny w Polsce.

A w jaki sposób wykonuje się research do programu Kontaktu?

- Metod jest kilka. Pierwsza wydaje się dość oczywista - od wielu teatrów dostajemy materiały prasowe o przedstawieniach, korzystamy z internetu i zagranicznej prasy. Mamy też swoje wtyczki - przyjaciół w Europie, którzy dzielą się z nami wiedzą o spektaklach godnych zaproszenia. Nieoceniona pomoc. W przeciwnym razie musielibyśmy zatrudnić cały sztab selekcjonerów, którzy śledziliby na bieżąco, co może się znaleźć w kręgu zainteresowań naszej imprezy.

No i sami pojawiacie się na międzynarodowych festiwalach.

- Tak. Niesamowitym źródłem informacji o tym, co się dzieje na europejskich scenach, wcale nie są przeglądy o międzynarodowej randze. Często pojawiamy się na spotkaniach obejmujących prezentacje z jednego kraju. Najgorsze jest to, że większość takich festiwali odbywa się we wrześniu i październiku. Przydałoby się klonowanie, żebyśmy mogli pojawić się w kilku miejscach w tym samym czasie.

Słyszałem, że toruńska delegacja dotarła nawet na Syberię.

- Andrzej Bubień, były szef artystyczny naszej sceny, swego czasu zawitał do Omska. Ja zaś przyjęłam zaproszenie do jury festiwalu w Magnitogorsku. Takie dalekie podróże dają nam szansę odnalezienia czegoś zupełnie nowego w europejskim i nie tylko europejskim teatrze. Na tym także nam zależy.

Jakie kryteria decydują o tym, że spektakl trafia do programu Kontaktu?

- Pierwsze jest oczywiste - przedstawienie musi być dobre. Drugie kryterium pojawia się nieco później. Gdy z kilku przeglądów udaje się nam zauważyć czy nawet zaprosić 5-7 spektakli, staramy się uporządkować je według pewnej dominanty tematycznej lub formalnej. Patrzymy na ten materiał pod takim kątem, czasami zmieniamy punkt widzenia i pracujemy nad repertuarem w kontrze do tego, co już zobaczyliśmy.

Czyli Kontakt prezentuje to, co w danym momencie uznawane jest za najlepsze i najbardziej oryginalne na europejskich scenach?

- To potrzeba umiaru. Staram się tak konstruować Kontakt, żeby nie stawał się tylko objazdowym festiwalem gwiazd, którego program wypełniają doskonale znane i sprawdzone spektakle. Rzadko zapraszamy do Torunia widowiska pojawiające się regularnie w repertuarze innych festiwali. Z drugiej strony na wiele cennych zjawisk w europejskim teatrze najzwyczajniej w świecie nas nie stać z powodów finansowych i technicznych. W związku z tym czasem jesteśmy zmuszeni do negocjacji z artystami, którzy na tyle kochają teatr, że są w stanie zgodzić się nawet na nie najlepsze warunki. Dzięki tej praktyce kilka znaczących nazwisk europejskiego teatru zaistniało na festiwalu. Przykład? Frank Castorf.

Na festiwalu pojawiają się też obserwatorzy z innych imprez.

- Co roku swoją wizytę zapowiada od 30 do 50 zagranicznych gości, którzy m.in. poszukują spektakli na swoje imprezy. Nasz wieloletni przewodniczący jury Don Shipley, który zawodowo zajmuje się organizacją festiwalu prezentującego sceny obojga Ameryk, powiedział mi kiedyś, że z przyzwoitego festiwalu zdarza mu się zaprosić czasem jeden spektakl. U nas od jakiegoś czasu dostrzega co najmniej dwa ciekawe zjawiska teatralne. A pragnę tu przypomnieć, że jesteśmy w stanie zaprosić do Torunia jedynie około 15 widowisk.

Kontakt doszczętnie wypełnia wszystkie sceny, w których się pojawia. W tym roku pewnie będzie podobnie?

- Oczywiście. Bilety na kilka spektakli są już dawno wyprzedane. Cały czas odbieram telefony od znajomych dyrektorów scen, którzy koniecznie chcą zobaczyć najciekawsze punkty naszego programu. I muszę im odmawiać, bo miejsc dawno nie ma. Co roku na Kontakcie znajdujemy się między młotem a kowadłem - chcemy zapraszać do siebie gości z zagranicy, nie zapominając jednocześnie o polskiej widowni. Przy organizacji międzynarodowego festiwalu to niezwykle trudny kompromis.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji