Artykuły

Żyjcie prosto i kochajcie

- Czasem dostaję ciekawe propozycje. Tyle że telewizja jest na drugim końcu miasta, i dla mnie, starszego już pana, jest tam za daleko - mówi JAN KOBUSZEWSKI, aktor Teatru Kwadrat w Warszawie.

Niejadek i cherlak. Rozpieszczany przez mamę i dwie siostry. Takim był dzieckiem. Niestety, zdjęcia z dzieciństwa spłonęły w Powstaniu Warszawskim.

Jan Kobuszewski, znany i lubiany aktor, zaprosił mnie do teatru Kwadrat, gdzie gra. Niechętnie udziela wywiadów, dwa miesiące czekałam na to spotkanie. Siadamy przy stole w kuchni dla aktorów. Pan Jan mówi cicho, powoli. Szalenie uprzejmy, wręcz przepraszający: "Niezmiernie dziękuję, jestem wdzięczny, najmocniej przepraszam" - co chwilę pada z jego ust. Niemal cały czas rozmawia ze mną ze spuszczoną głową. "Aktor, a taki wstydliwy" - myślę o nim ze zdumieniem.

Podobno był pan genialnym dzieckiem?

- Zaprzeczam. Normalnym. Co najwyżej, czasem nieznośnym.

Który sześciolatek od razu idzie do trzeciej klasy?

- Ale jakie problemy miałem, by się dostać! Komisja zapytała mnie, ile to jest 17 odjąć 11. Jakie to były męki! Nie, nie, byłem głąbem całkowitym.

Był pan genialny, tylko strasznie cherlawy.

- To prawda, moje pierwsze zetknięcie ze światem nie było najlepsze. Lekarze tak postraszyli mamę stanem mojego zdrowia, że robiła wszystko, żeby zachować mnie przy życiu. Trzy pary rajstop wkładane naraz, zwolnienie z WF-u...

No i proszę, jak pan wyrósł: 186 centymetrów wzrostu. Co się stało?

- Jako nastolatek postanowiłem wziąć się za siebie. Zacząłem pływać, jeździć na rowerze. Raz ucieka mi autobus. Biegnę, duszę się. Już myślałem, że to koniec, i nagle... Jak coś we mnie nie chrupnie, jak nie łupnie. Astma cudownie skończyła się. A potem dwie godziny tańca, szermierki, gimnastyki w szkole aktorskiej. Pełne salto w przód, w tył, już po roku nadrobiłem wszystko.

Dlaczego został pan aktorem?

- Siostra mi poradziła. Mówiła: "Jesteś noga z matematyki, to idź do szkoły aktorskiej".

A potem szybko wpadł pan w wir pracy: teatr, telewizja. Po 16 godzin dziennie.

- Zarabiałem 920 złotych brutto, czyli 904 na rękę. Całe 7 dolarów, a byłem już wtedy żonaty.

Warto było tak harować?

- Dla rodziny warto wypruwać żyły. A poza tym... Pracowałem z najlepszymi: Kazimierzem Dejmkiem, Aleksandrem Zelwerowiczem, Tadziem Fijewskim, Jasiem Kociniakiem. To była nobilitacja.

Był "Wielokropek" z Janem Kociniakiem, "Dobranocki dla dorosłych", 50 filmów, dwa tysiące programów w telewizji! I nagle zamienił pan telewizję na Kwadrat, najmniejszy teatr w Warszawie, gdzie jest "zespół śliczny, ale nieliczny" - jak pan mówi. Dlaczego zniknął pan z telewizji?!

- Bo kiedyś było inaczej. Miałem kolegów... Reżyserów, autorów tekstów. Byłem młodym szczylem, więc oni mi pomagali. Teraz to moja rola pomagać innym.

Ale to telewizja daje popularność, pieniądze...

- Czasem dostaję ciekawe propozycje. Tyle że telewizja jest na drugim końcu miasta, i dla mnie, starszego już pana, jest tam za daleko.

Jeździ pan komunikacją miejską?

- Nie, toyotą. Używaną.

Nie dorobił się pan...

- Nie dorobiłem się.

Mieszkam w zwyczajnym bliźniaku na Żoliborzu. Mamy też domek na Mazurach, po teściach, jeździmy tam na wakacje. To mój majątek.

A przed wojną za cztery filmy aktor kupował willę!

- Za jeden, proszę pani! Adolf Dymsza za angaż dostawał 5 tys. złotych, 500 złotych za dzień zdjęciowy Willa kosztowała 20 tysięcy. Pamiętam te czasy..

Jak to, dzieckiem pan był!

- Ale moi rodzice byli fanami teatru, poznali się w teatrze. Wielu aktorów gościło w naszym domu.

Aleksander Zelwerowicz, wielki aktor, reżyser i pedagog, pytał pana: "Powiedz, Jasiu niezłomny, jak żyć, by być aktorem, a nie świnią?!". Panie Janie, jak żyć...

- ...Prosto. Gdybyśmy stosowali dziesięć przykazań i jedenaste, które Chrystus nam zostawił: "Miłujcie się!", świat byłby cudowny.

Jest pan człowiekiem wierzącym?

- I praktykującym. Tak wychowali mnie rodzice.

Najcięższą rolę, jaką musiał pan zagrać, była rola chorego człowieka. Mówię "zagrać", bo zdecydował się pan o walce z rakiem mówić publicznie. Dlaczego?

- Bo mam darowane od Boga dwadzieścia kilka lat. Bo wierzę, że jak ktoś będzie współpracował z lekarzem, to wygra. Wierzę w kozik, czyli skalpel. Medycyna tak poszła do przodu... Życie jest romansem, który kończy się tragicznie, ale to wcale nie takie banalne, czy skończy się 20 lat wcześniej, czy później. Dlatego zachęcam do badań. I do podchodzenia do spraw nieszczęścia w sposób rozsądny, ale i pozytywny.

Nie kłócił się pan z Bogiem: "Dlaczego ja?!".

- A dlaczego Jasiu Kociniak, a dlaczego Jan Paweł II?! Nie ma co się targować.

"Śmieje się dusza, gdy widzi Kobusza" - pisały polonijne gazety, gdy występował pan w Stanach. A pan wydaje mi się człowiekiem smutnym.

- Jestem skromnym aktorem komediowym, który komedie gra tylko na scenie.

A życie prywatne?

- Traktuję je poważnie, co nie znaczy, że nie potrafię wypić wódeczki, pośmiać się ze znajomymi. Niewiele mi trzeba, by się cieszyć.

Cieszy mnie, gdy jest zielono, gdy ptaki śpiewają...

Trzydzieści lat temu opowiadał pan "Bajki dla dorosłych". Jaką dziś by pan opowiedział Polakom?

- O Janosiku. Wpada do karczmy i pyta: "Są tu bogaci?". "Są" - odpowiadają szczerze. "To oddawajcie wszystko biednym!". Oddali, ale zaraz żalą się: "No tak, teraz my jesteśmy biedni". No to Janosik znowu: "Bogacze, czyli kiedyś biedni, oddawać wszystko...". Oddali, ale płaczą: "My biedni". I tak kilkanaście razy, obie strony oddawały i płakały. W końcu Janosik zdenerwował się: "Do jasnej cholery z wami!" - i uciekł w góry. Jaka z tego puenta? Otóż, proszę państwa, do rozwiązywania problemów ekonomicznych nie wystarczą tylko chęci. Potrzebne jest solidne przygotowanie fachowe!

Ciężko pana namówić na rozmowę! Dlaczego?

- Bo moje życie nie jest jakieś niezwykłe. O czym ciekawym mógłbym opowiadać?

Występował pan w telewizji, kiedy ta była czarno-biała, był pan jednym z filarów Kabaretu Starszych Panów, tyle ról w filmie pan zagrał, poznał wielu aktorów... Książkę mógłby pan napisać!

- Ale nie napiszę. Bo gdybym miał pisać, musiałbym opowiedzieć też o rzeczach złych, a nie chcę nikogo zranić. Jestem już starszym panem i wiem, że w życiu pewne sprawy dobrze przemilczeć.

Jedno życzenie, które, chciałby pan, by spełniło się w tej chwili?

- Wszystkie moje życzenia się spełniły.

***

Jan Kobuszewski

Ma 73 lata

Urodził się w Warszawie

Prowadził wraz z Janem Kociniakiem (...) "Wielokropek", pierwszy telewizyjny program satyryczny (od 1963 roku) i od lat 70. "Bajki dla dorosłych"

Zagrał m.in. w takich kultowych serialach telewizyjnych jak: "Wojna domowa", "Czterdziestolatek", w filmach "Poszukiwany, poszukiwana", "Brunet wieczorową porą"

Występował w Kabarecie Dudek, założonym przez Edwarda Dziewońskiego, oraz w Kabarecie Olgi Lipińskiej

Od 31 lat związany z warszawskim teatrem Kwadrat, gra w sztuce "Sługa dwóch panów"

Od 50 lat żonaty z aktorką Hanną Zembrzuską

Mają córkę Marynę i dwóch wnuków - Jana i Macieja

Jedno z ulubionych powiedzeń pana Jana: "Aktor to nie skrzypce, które im starsze, tym piękniejsze wydają dźwięki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji